Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Opozycja totalna była nieszczęściem już kilka wieków temu,

Aktualności

3.11.2021 16:13

Hetman Jan Zamoyski odniósł pod Byczyną błyskotliwe zwycięstwo nad arcyksięciem Maksymilianem III Habsburgiem – rywalem króla Zygmunta III Wazy. Jednak, mimo niewątpliwych zasług, Zamoyski daleki był od lojalności wobec monarchy, pragnął bowiem pełni władzy. Król i hetman pod Byczyną na obrazie Jana Matejki. Fot. sanktuarium-cieszecin.pl

 

 

 

Hetman Jan Zamoyski odniósł pod Byczyną błyskotliwe zwycięstwo nad arcyksięciem Maksymilianem III Habsburgiem – rywalem króla Zygmunta III Wazy. Jednak, mimo niewątpliwych zasług, Zamoyski daleki był od lojalności wobec monarchy, pragnął bowiem pełni władzy. Król i hetman pod Byczyną na obrazie Jana Matejki. Fot. sanktuarium-cieszecin.pl

 

 

 

Wnioski płynące z V tomu „Dziejów Polski”

Prof. Andrzej Nowak

 

 

W 1588 roku ustanowiono w Rzeczypospolitej prawo de perduelionis, czyli o zdradzie. Po raz pierwszy w naszym prawie zbrodnia zdrady kraju została postawiona na równi ze zdradą lub obrazą majestatu samego króla. Tak w ustawie zdrada została zdefiniowana: „gdyby kto czynił bunty przeciwko Rzeczypospolitej, porozumiewając się z nieprzyjacielem Koronnym ku szkodzie Koronnej, wynosił tajemnice Rzeczypospolitej, zwierzone nieprzyjacielowi Koronnemu, poddał mu zamek na zmowie, wzruszał pacta & foedera [pakty i przymierza] z postronnymi Pany, rebellią facto [bunt czynem] pokazując, albo którykolwiek inny występek popełnił, któryby właśnie był contra Rempublicam [przeciw Rzeczypospolitej]”. Oskarżenie miał wnosić z urzędu instygator, najwyższy urzędnik koronny, powoływany od 1557 roku na funkcję odpowiadającą dziś prokuratorowi generalnemu. Miał opierać się na przechwyconych dokumentach zdrady. Jeśli nie było dokumentów, sam donos nie wystarczył, ale musiał w procesie wziąć udział delator – czyli ten, kto donosił o popełnieniu przestępstwa. W razie nieudowodnienia winy delator ponosił karę równą tej, jaka zagrażała oskarżonemu. Chodziło tu o zabezpieczenie przed nadużywaniem oskarżenia o zdradę dla rozprawy z przeciwnikami politycznymi.
Sprawa dotyczyła sytuacji, kiedy Rzeczpospolita była jakby rozdwojona po elekcji, w której część wyborców poparła kandydata habsburskiego Maksymiliana, ale większość legalnie przeprowadziła wybór Zygmunta III Wazy. Po śmierci Stefana Batorego trwała faktycznie wojna domowa. Koniecznym stało się ustanowienie prawa, które by określało ten moment, od którego kończy się spór polityczny związany z wyborami, a zaczyna zdrada Rzeczypospolitej, zdrada króla, zdrada stanu. Dopóki wybieramy, możemy się różnić w opiniach, kto ma być głową państwa, ale kiedy władca zostaje ostatecznie zatwierdzony prawnie, to dalsze opieranie się i buntowanie przeciwko niemu winno być karane, i to surowo. Zwłaszcza nieuznawanie legalnie zatwierdzonej głowy państwa w oparciu o pomoc materialną, a nawet i zbrojną, obcych mocarstw musiało być nazwane zdradą. Niestety w praktyce na nazwaniu problemu się skończyło. Zdrada rzadko była karana.
Ujawnił się wtedy problem, który do dzisiaj nam jakoś niestety towarzyszy. Mianowicie opozycja była na tyle silna, że wbrew niej – przynajmniej takie było wtedy wrażenie – nie dało się swobodnie, choć oczywiście z poszanowaniem praw, rządzić w Rzeczypospolitej. Co to oznaczało? Popierający wcześniej Habsburga wojewodowie czy kasztelanowie albo też ci, którzy popierając nawet kandydaturę Zygmunta III, uważali, że nowy król za mało im się „odpłacił” intratnymi nadaniami czy urzędami – stworzyli potężną opozycję. Elekcja 1587 roku wyniosła na tron młodego Wazę, ale przerodziła się, jak wiadomo, w wojnę domową. Żeby ją szybko zakończyć, nie można było zastosować represji przeciwko tym, którzy spiskowali (głównie z dworem habsburskim) przeciwko Zygmuntowi III. Wobec osób, które po elekcji nadal prowadziły działalność przeciwko młodemu królowi, a zatem i przeciwko Rzeczypospolitej, zrezygnowano z jakichkolwiek retorsji, ponieważ dysponowały one wielkim poparciem w swoich województwach. Stosowne prawo wprowadzono, ale zdrajców karano tak samo, jak i dzisiaj, czyli wcale.
Smutnym dziedzictwem już epoki zygmuntowskiej, a więc czasów Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, było zjawisko przyjmowania stałej pensji, najczęściej od Habsburgów, przez wiele wpływowych osób na dworze. Należał do nich np. wojewoda Olbracht Łaski, który jak wielu brał pieniądze, także właśnie od dworu habsburskiego. Nie chodziło zresztą w tym przypadku tylko o rodzaj pensji, o której wszyscy wiedzieli, ale o całe subwencje na wyprawę zbrojną do Mołdawii, gdzie Łaskiemu zamarzyło się zostać samodzielnym władcą. Działo się jednak coś jeszcze gorszego. Otóż Olbracht Łaski jeszcze za panowania Stefana Batorego prowadził negocjacje z posłami cara Iwana Groźnego, w których namawiał go do uderzenia na Polskę wspólnie z Habsburgami, aby zniszczyli znienawidzonego przezeń króla. To, iż Rzeczpospolita przy okazji musiałby mocno ucierpieć, może nawet upaść, było nieważne. Grunt, żeby nasze, czyli opozycji, było na wierzchu. Listy Łaskiego do cara zostały przechwycone. Wiedzę na ten temat mają nie tylko historycy w XXI wieku; ta korespondencja była znana królowi i jego dworowi. I co? I nic.
Olbracht Łaski miał na sumieniu zdradzieckie czyny, a jednak Stefan Batory nie zdecydował się nawet odsunąć go od siebie. Przyjął bez żadnych konsekwencji Olbrachta Łaskiego do swego otoczenia. Ten zaś uznał, że już nie ma szans opierać się dalej na Habsburgach, że Batory pozostanie jednak królem, więc trzeba zmienić front. A przecież, jak wspomnieliśmy, Łaski spiskował nawet nie tyle z dworem habsburskim, co z Moskwą. To była zasadnicza różnica, ponieważ Habsburgowie nie byli przeciwko Rzeczypospolitej jako takiej, to był po prostu rywal w walce politycznej o tron. Zupełnie co innego Moskwa – ta była oczywistym rywalem państwa, nie króla Zygmunta III, tylko Rzeczypospolitej. Iwan Groźny jasno mówił, czego chce: chce Kijowa, chce większości ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli teraz już należących do Korony ziem ukrainnych, chce, krótko mówiąc, rozbioru Rzeczypospolitej. Spiski z kimś takim były traktowane pobłażliwie – to nie wróżyło dobrze na przyszłość, także na daleką przyszłość. Zdrada nie znajdywała kary, chociażby potępienia.
Bezkarność polityczna w państwie utwierdziła się niestety, kiedy Jan Zamoyski – który tak wielkie zasługi położył w czasach Stefana Batorego – uznał, że jest tym, który de facto wyniósł na tron Zygmunta III. Nie było to wcale jego celem przed elekcją, miał bowiem innego kandydata, siedmiogrodzkiego księcia należącego do rodu Batorych, ale ostatecznie opowiedział się za synem szwedzkiego władcy Jana III Wazy oraz polskiej królewny Katarzyny Jagiellonki. Uważał jednak, że jemu należy się faktyczna władza w kraju; nie król, ale on ma rządzić, on, hetman i kanclerz wielki. Król tymczasem chciał rządzić razem z sejmem i z senatem, czyli zgodnie z prawem, a nie oddawać władzę hetmanowi. Jan Zamoyski postanowił wówczas wykorzystać całą demagogię antypaństwową przeciwko bardzo nielubianemu monarsze. Od początku lat dziewięćdziesiątych XVI w. to Zamoyski rozdmuchał na nowo w społeczeństwie szlacheckim pogląd, że głównym wrogiem dla obywateli jest król, jest własne państwo.
Oczywiście można spytać, skąd taka niechęć do króla, którego niedawno szlachta sama wybrała. Przyczyny były dwie. Jedna strukturalna, głębsza, wywodząca się z ruchu egzekucyjnego, z połowy wieku XVI. Przypomnijmy, że był to ruch obywatelski średniej szlachty, który w czasach Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta zmierzał do zreformowania państwa, usprawnienia funkcjonowania wojska, sądownictwa, skarbowości. Długi czas borykał się z niechęcią kolejnych monarchów, ale w ostatnich latach panowania Zygmunta Augusta nastąpiło bezcenne dla Rzeczypospolitej porozumienie pomiędzy ruchem szlacheckim – można by go nazwać demokratycznym – a monarchą, które zaowocowało bardzo ważnymi reformami, przede wszystkim unią lubelską.
Jednak, można powiedzieć, strukturalna nieufność wobec króla, owo przekonanie, że to on stoi na przeszkodzie swobód obywatelskich, że zagraża bezpieczeństwu przywilejów szlacheckich, przeniosła się w jakiś sposób w czasy Zygmunta III. Tę niechęć spotęgował właśnie Jan Zamoyski, choć wcześniej, w okresie panowania Stefana Batorego, robił co mógł, żeby nastroje antykrólewskie spacyfikować i nawet, przypomnijmy, doprowadził do ścięcia w 1584 r. swojego rywala, czyli przedstawiciela rywalizującego z nim rodu Zborowskich. To miało być ogólnym ostrzeżeniem dla opozycji w Rzeczypospolitej: jeżeli przekraczacie granice prawa – a Samuel Zborowski rzeczywiście przekroczył prawo – to grożą wam najwyższe konsekwencje. Ale prawo działało wybiórczo: Zborowski został ścięty, a Olbracht Łaski paradował obok króla Stefana…
Tak było za Batorego. Kiedy zwolennicy Maksymiliana zbrojnie próbowali osadzić Habsburga na tronie w Krakowie, miasto wybroniło się, kiedy zaś doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia militarnego pod Byczyną (24 stycznia 1588), to w bitwie dowodził wojskami królewskimi nie kto inny jak Jan Zamoyski. Hetman króla obronił, ale ten zdaniem potężnego magnata powinien być tylko marionetką w jego rękach. Tu jest właśnie druga przyczyna tego tragicznego zjawiska zupełnego niepodporządkowania się legalnie obranemu monarsze: hetman wielki i kanclerz w jednej osobie uznał, że faktyczną władzę powinien sprawować on, Zamoyski. Nie chciał już tylko dostojeństw i gigantycznych majątków (choć te skrzętnie zbierał do końca życia), lecz pełnię władzy.

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 09/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum