Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Najlepszy wywiad świata

Aktualności

3.03.2022 16:08

„Wywalcz Polsce wolność lub zgiń!” Cichociemni gotowi do lotu nad Polskę. Fot. Facebook/CichociemniAK

 

 

 

„Wywalcz Polsce wolność lub zgiń!” Cichociemni gotowi do lotu nad Polskę. Fot. Facebook/CichociemniAK

 

 

 

 

Zwycięstwo w II wojnie światowej
alianci zawdzięczali polskim służbom AK

Dr Monika Makowska

 

 

Wrzesień 1939 r. był jednym z najstraszliwszych miesięcy w historii Polski. Pomimo wielkiego bohaterstwa polskich żołnierzy i oficerów, posiadających najwyższej klasy umiejętności taktyczne, Armia Polska nie miała szans na samodzielne zwycięstwo w starciu z dysponującym potężną przewagą w ludziach i sprzęcie Wehrmachtem. Hitler zadecydował bowiem o użyciu przeciwko Polsce większości niemieckich sił powietrznych i lądowych, w tym wszystkich jednostek pancernych. Wkroczenie do Polski Armii Czerwonej (17 września) i brak zdecydowanych działań militarnych Francji i Wielkiej Brytanii przesądziły o tragicznym losie Polaków, mimo poważnych strat zadawanych Niemcom.
Jednym z najbardziej spektakularnych symboli polskiego bohaterstwa stała się obrona Warszawy. Przez ponad trzy tygodnie gen. Walerian Czuma kierował walką o utrzymanie stolicy, a żołnierze i cywile dokonywali nadludzkich wysiłków. Przez cały ten czas z rozgłośni Polskiego Radia przemawiali prezydent Warszawy Stefan Starzyński (komisarz cywilny Dowództwa Obrony Warszawy) i szef propagandy DOW ppłk Wacław Lipiński, zapewniając Polskę i Europę, że stolica walczy… Kiedy 23 września Niemcy przygotowywali się do generalnego szturmu, prezydent Starzyński po raz ostatni przemówił do walczącej stolicy. W eter popłynęły wówczas słynne słowa: „Chciałem, by Warszawa była wielka. Wierzyłem, że wielka będzie. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. (…) Gdy teraz do was mówię, widzę ją przez okno w całej wielkości i chwale, otoczoną kłębami dymu, rozczerwienioną płomieniami ognia, wspaniałą, niezniszczalną, wielką, walczącą Warszawę. (…) Dziś Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i chwały”.
I tak się stało, żołnierze Wehrmachtu nie zdobyli stolicy w walce. Trzy dni później, 26 września, mimo zmasowanego niemieckiego ostrzału artyleryjskiego i nalotów bombowych Luftwaffe, Polacy odparli szturm. Sytuacja obrońców była jednak ekstremalnie trudna, brakowało bowiem amunicji, wody i żywności, miasto płonęło, a na polskie szpitale był kierowany stały nieprzyjacielski ostrzał. Nie było już żadnych nadziei na odsiecz, mimo iż dowódca Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszek Kleeberg przedzierał się w kierunku Warszawy, chcąc przyjść jej z pomocą.
Jednak właśnie wówczas, zanim jeszcze doszło do kapitulacji stolicy, gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz, zastępca dowódcy Grupy Armii „Warszawa” (gen. Juliusza Rómmla), podjął decyzję o kontynuacji walki o niepodległą Polskę – w konspiracji. Miał też już wstępnie opracowaną koncepcję powołania tajnej organizacji wojskowej, o czym poinformował gen. Rómmla. Ten zaś przekazał mu pełnomocnictwo Rządu RP i Naczelnego Wodza wraz z „zadaniem prowadzenia dalszej walki o utrzymanie niepodległości i całości granic”. W ten właśnie sposób 27 września 1939 r., w ciągle jeszcze stawiającej opór agresorowi Warszawie, powstała Służba Zwycięstwu Polski – jedna z pierwszych komórek Polskiego Państwa Podziemnego. W jej strukturach z założenia przewidziano działalność pionu wywiadowczego; rozkaz utworzenia sieci wywiadowczych otrzymał mjr Wacław Berka „Brodowicz”.
28 września kapitulowała Warszawa, zaś w dwa dni później, kiedy wkroczyły do niej pierwsze oddziały niemieckie, w Paryżu powstał nowy rząd RP z gen. Władysławem Sikorskim jako premierem. Wyznaczony został na tę funkcję przez Władysława Raczkiewicza, nowego prezydenta Polski. 7 listopada prezydent mianował gen. Sikorskiego Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych. W dwa dni później, 9 listopada, w okupowanej Warszawie doszło do pierwszego, zakonspirowanego spotkania mjr. Jana Włodarkiewicza, ppor. Witolda Pileckiego, ppor. Jerzego Maringe, inż. Jerzego Skoczyńskiego oraz Jana i Stanisława Dangielów, którzy utworzyli Tajną Armię Polską. 10 listopada organizatorzy TAP złożyli w jednej z kaplic kościoła garnizonowego w Warszawie uroczystą przysięgę na ręce ks. Jana Ziei.
Tak więc nawet w momencie, kiedy dopełniła się potworna wrześniowa klęska, Polacy kontynuowali walkę o niepodległą Rzeczpospolitą. Ich celem było przeciwstawienie się obu agresorom, a także przygotowanie się do wielkiego ogólnonarodowego powstania, które miało doprowadzić do wyzwolenia Polski. Pamiętnej jesieni 1939 r. Polacy nie przypuszczali jednak, iż właśnie ich komórki konspiracyjne staną się zalążkiem najlepszej służby wywiadowczej świata, bez której zwycięstwo aliantów nad III Rzeszą nie byłoby możliwe.
Pierwsze polskie konspiracyjne organizacje wojskowe stały się zalążkiem utworzonego 13 listopada 1939 r. przez gen. Sikorskiego Związku Walki Zbrojnej, początkowo z siedzibą Komendy Głównej w Paryżu, na czele której stanął gen. Kazimierz Sosnkowski. Po klęsce Francji w czerwcu 1940 r., kiedy Rząd RP zmuszony był ewakuować się do Londynu, gen. Sikorski mianował Komendantem Głównym ZWZ gen. Stefana Roweckiego i ustanowił Komendę Główną w kraju. Służba Zwycięstwu Polski i Tajna Armia Polska nie były, rzecz jasna, jedynymi konspiracyjnymi organizacjami, które weszły w skład ZWZ. Powiązana z Konfederacją Narodu TAP dołączyła zresztą do ZWZ znacznie później, dopiero w 1941 r. Niemniej jednak służby wywiadowcze Związku Walki Zbrojnej, które rozkazem gen. Sikorskiego z 14 lutego 1942 r. przemianowane zostały na Armię Krajową, stanowiły istotną strukturę Polskiego Państwa Podziemnego i oddały nieocenione usługi nie tylko Polsce. Jak podkreślali przedstawiciele brytyjskich służb wywiadowczych, z którymi ZWZ, później zaś AK na mocy umowy z jesieni 1940 r., ściśle współpracowała (poprzez Oddział II Sztabu Naczelnego Wodza i Oddział VI Sztabu NW, który zabezpieczał łączność radiową i kurierską z krajem), rola wywiadu polskiego zarówno na terenie okupowanej Polski, jak i III Rzeszy, a także we wszystkich innych komórkach rozsianych nie tylko po Europie, miała kluczowe znaczenie dla dalszego przebiegu działań wojennych. Tak jak polscy żołnierze i oficerowie walczyli przeciwko Niemcom na wszystkich frontach II wojny światowej, tak też komórki polskiego wywiadu docierały nawet w najbardziej niebezpieczne, ściśle chronione przez III Rzeszę miejsca, dostarczając aliantom bezcennych informacji. Wyjątkowo ofiarna służba polskich oficerów wywiadu ZWZ, później zaś AK, oraz tytaniczny wysiłek tysięcy współpracowników, kończące się często męczeńską śmiercią, stały się na równi z wysiłkiem zbrojnym największym polskim wkładem w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej.
Tysiące polskich agentów obserwowało niemieckie zakłady zbrojeniowe, porty, lotniska, ruch kolejowy, skutki bombardowań, a także poczynania niemieckiego dowództwa i ruchy Wehrmachtu. Od momentu utworzenia stałej łączności radiowej z Londynem (28 lipca 1940 r.) Sztab NW otrzymywał cotygodniowe meldunki radiowe. Ważniejsze depesze w postaci mikrofilmów były przewożone z Warszawy do Londynu przez kurierów, którzy, służąc Polsce i aliantom, narażali się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Do Sztabu NW w Londynie docierały przechwycone przez polskich oficerów wywiadu niemieckie rozkazy bojowe, dane o uzbrojeniu, a nawet opisy konstrukcji wojskowych. To Polacy przekazali Brytyjczykom informacje o niemieckich przygotowaniach do operacji „Barbarossa” (atak na ZSRR). Nie mniej cenne były także polskie informacje pozyskiwane na zapleczu frontu wschodniego, podobnie jak złamanie kodu niemieckiej maszyny szyfrującej – słynnej Enigmy, czego dokonali wybitni polscy kryptolodzy. Niewątpliwie jednak jednym z najbardziej spektakularnych sukcesów polskiego wywiadu było rozpracowanie niemieckich „Wunderwaffen”, czyli bezpilotowej bomby latającej Fieseler Fi-103, znanej później jako V-1, a także dalekosiężnej broni rakietowej V-2.
Pierwszą udaną próbę odpalenia rakiety napędzanej płynnym paliwem Niemcy przeprowadzili jeszcze przed wybuchem wojny, w grudniu 1934 r. Dwa lata później Luftwaffe, we współpracy z siłami lądowymi III Rzeszy, zainicjowała w Peenemünde na wyspie Uznam budowę ściśle tajnej bazy rakietowej połączonej z poligonem. Już w 1938 r. przeprowadzono tam próby odpalenia rakiety doświadczalnej A-5, która osiągnęła pułap 13 tys. m. W tym samym roku zespół badawczy inż. Wernera von Brauna i Waltera Dornbergera rozpoczął pracę nad rakietą Aggregat A-4. W 1942 r. w powietrze wzniosło się 19 egzemplarzy eksperymentalnych rakiet V-2 opracowanych według prototypu A-4, z których ostatnia, wystrzelona 3 października, wzbiła się na wysokość 90 km i uzyskała zasięg 193 km, spadając zaledwie 5 km od wyznaczonego celu. W tym samym roku Luftwaffe przeprowadziła pierwsze próbne loty bezzałogowej latającej bomby Fi-103 (V-1), która 24 grudnia 1942 r. przeleciała 1000 m.
Pierwsze, bardzo jeszcze niejasne informacje o niemieckich eksperymentach z rakietami sterowanymi radiem dotarły do angielskiego wywiadu już w 1939 r. Potraktowane jednak zostały jako niemiecki chwyt propagandowy, obliczony na wywołanie paniki. Pod koniec 1942 i na początku 1943 r. Anglicy przekonali się, że wcześniejsze doniesienia, choć mało konkretne, nie były bezpodstawne. Mimo to informację o niemieckich próbach z rakietą o zasięgu 200 km, przekazaną przez duńskiego chemika, ponownie przyjęli z niedowierzaniem. Pierwsze konkretne informacje uzyskali 2 grudnia 1942 r. od polskiego wywiadu, bowiem agent AK obserwujący czeską hutę w Witkowicach zauważył, że Niemcy pod ochroną uzbrojonej straży prowadzą produkcję nietypowych stalowych łusek, wysyłanych później do Rzeszy w postaci półproduktów.
Tymczasem w ramach sezonu operacyjnego „Intonacja” w nocy z 13 na 14 marca 1943 r. z utajnionego lotniska RAF w Tempsford wystartowało do Polski osiem halifaxów z dywizjonów 138 i 161. Na pokładzie pięciu z nich przerzucano ekipy polskich skoczków; byli to słynni Cichociemni, wyszkoleni w Wielkiej Brytanii polscy oficerowie przeznaczeni do wykonywania najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych zadań w AK. Wśród tych, którzy tej nocy wykonali skok bojowy na spadochronach, było dwóch wybitnych oficerów wywiadu: płk Kazimierz Iranek-Osmecki, ps. „Antoni”, od kwietnia 1943 r. szef Oddziału IV Komendy Głównej AK, oraz por. Stefan Ignaszak, ps. „Nordyk”, zrzucony na placówkę „Żbik” 8 kilometrów od Koniecpola. Obaj Cichociemni mieli odegrać kluczową rolę w rozpracowywaniu niemieckiej tajnej broni.
Por. Ignaszak wraz z kolegami został podjęty przez oddział AK ppor. Henryka Furmańczyka, ps. „Henryk” i przetransportowany do Warszawy. W kwietniu 1943 r. przydzielono go do Oddziału II Komendy Głównej AK (wywiad i kontrwywiad) w charakterze inspektora sieci wywiadowczych ekspozytury wywiadu ofensywnego „Lombard”. Kierował zatem siatkami wywiadu AK, których zadaniem była obserwacja niemieckiego przemysłu zbrojeniowego na terenie III Rzeszy i Generalnego Gubernatorstwa. Podlegała mu m.in. sieć wywiadowcza „Pomorski”, której agenci obserwowali m.in. jednostki Kriegsmarine w Szczecinie. „Nordyk” kierował także ośrodkiem wywiadowczym „Bałtyk”, założonym przez Bernarda Kaczmarka, ps. „Wrzos”. Ten zaś, od inż. Jana Szredera, zatrudnionego jako dostarczyciel żywności do ośrodka wojskowego w Peenemünde, uzyskał cenną informację, iż na Uznam przybywają liczne transporty maszyn i materiałów przemysłowych, a cała wyspa podzielona jest na strefy, do których wstęp jest możliwy tylko na podstawie specjalnych przepustek. Informatorem por. Ignaszaka został syn agenta AK Augustyna Trägera (ps. „Tragarz”, „T-1”) Roman Träger (ps. „T2-As”), wcielony do Wehrmachtu i przydzielony do służby w jednostce instalującej łącza telefoniczne właśnie na terenie ośrodka w Peenemünde. To on przekazał informacje o produkcji „torped powietrznych” – bezpilotowych samolotów startujących ze stalowej wyrzutni, potwierdził też informacje o próbach z samolotami rakietowymi i rakietami. Udało mu się nawet sporządzić ołówkowy szkic planu ośrodka! W związku z tym wiosną 1943 r. na ręce ppłk. Michała Protasiewicza, pełniącego wówczas funkcję szefa Oddziału IV Sztabu Naczelnego Wodza, trafił raport AK, w którym potwierdzono rozpoczęcie seryjnej produkcji pocisków o własnym napędzie rakietowym, czyli V-1 i V-2.
Był to olbrzymi sukces wywiadu AK – odsłonięto bowiem jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic III Rzeszy! Płk Duncan Sandys po przestudiowaniu meldunków AK, z których wynikało, że nowa superbroń Hitlera prawdopodobnie zostanie użyta także do ataku na Londyn, przedstawił brytyjskiemu Komitetowi Obrony i premierowi Winstonowi Churchillowi zbiorczy raport. Wtedy zapadła decyzja o zbombardowaniu Peenemünde. W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r. 597 bombowców RAF-u dokonało ciężkiego nalotu na niemiecki ośrodek; miał wówczas zginąć m.in. komendant Peenemünde, Wolfgang von Chamier-Glisczinski.

 

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 11/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum