Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Ile Polska nam daje, a ile powinniśmy jej oddać.

Aktualności

2.07.2021 14:04

 Tłem dla rozmowy red. Anny Popek z prof. Andrzejem Nowakiem był m.in. „Hołd Pruski” Jana Matejki.

 

 

Tłem dla rozmowy red. Anny Popek z prof. Andrzejem Nowakiem był m.in. „Hołd Pruski” Jana Matejki.

 

 

Refleksje przed ukazaniem się V tomu „Dziejów Polski”

Anna Popek rozmawia z prof. ANDRZEJEM NOWAKIEM

 

 

Przede mną stoją potężne, pięknie ilustrowane cztery tomy „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka. Tom piąty, który jest w przygotowaniu, ma ukazać się jesienią tego roku. Czy rozpoczynając pracę z Białym Krukiem sądził Pan, że to będzie przyjaźń na lata?

Nie zaczęło się od „Dziejów Polski”. Opublikowałem już wcześniej kilka książek w Białym Kruku, np. „Strachy i Lachy” czy „Uległość czy niepodległość”. Po kilku latach współpracy prezes Leszek Sosnowski zaproponował mi sporządzenie syntezy dziejów naszego kraju. Powiedziałem wtedy, że jeden tom na pewno nie wystarczy, może potrzebne będą dwa. Wkrótce potem przemyślałem wersję sześciotomową, która też została zapowiedziana i zaprezentowana w tomie pierwszym. Okazało się, że źle oszacowałem może nie tyle całą naszą historię, bo wiadomo, że jest ona olbrzymia, ale moje podejście do jej syntezy. Jak dotąd napisałem już cztery tomy, a będzie ich jeszcze – jak Bóg da – sześć albo i osiem, czyli łącznie będzie to dziesięć albo nawet dwanaście tomów.

Czy to oznacza, że historia Polski jest nieopisana, czy musimy ją poznawać na nowo?

Angielski pisarz i eseista Oscar Wilde powiedział kiedyś, że tym, co każde pokolenie jest winne historii, to napisanie jej na nowo. I to się dzieje, wciąż odkrywamy nowe tematy w historii, która – wydawałoby się – jest już opisana. Pamiętajmy, że wciąż pojawiają się nieznane źródła historyczne i ich odczytania, że wiele nowej wiedzy dostarczają badania archeologiczne i genetyczne. Wciąż interesuje nas coś nowego; nie jest tak, że powtarzamy tylko słowa sprzed wieków. Jednocześnie to, co zostało napisane dawniej, widzimy w nowym świetle. To sprawia, że historia jest – na pewno nie tylko dla mnie – szalenie ciekawa. Żal mi było się rozstawać z fascynującym materiałem źródłowym. Siłą rzeczy w dwóch tomach musiałbym sprawy traktować powierzchownie. To nie miał być podręcznik, lecz chyba coś głębiej sięgającego. Staram się nie unikać ważnych szczegółów, staram się przybliżać konkretne osoby, dociekam ich motywacji. Historia pojedynczych ludzi i relacji między nimi jest najciekawsza, ale i bardzo złożona. W V tomie, który teraz piszę, spoglądam na przykład chyba nieco inaczej niż wcześniejsi historycy na epokę Stefana Batorego i Jana Zamoyskiego – postaci często traktowanych jako pomnikowe. Nie jestem „antybrązownikiem”, nie lubię pisać źle o ludziach, ale pewne aspekty przemian politycznych owego czasu postrzegam jednak bardzo krytycznie. Uważam, że kryzys Rzeczypospolitej rozpoczął się od tej epoki. Szczególnie odpowiedzialny za to jest, moim zdaniem, Jan Zamoyski – co zabrzmi zapewne jak herezja dla wielu czytelników.

Jan Zamoyski jako negatywny bohater naszej historii? Dlaczego akurat on?

Nie chcę mu odejmować pewnych zasług, ale nie stawiałbym mu pomnika. Człowiek ten wyrósł praktycznie z niczego, był właścicielem kilku wiosek, pod koniec swojego życia doszedł do 600 wsi i kilkunastu miast. Najszybsza w historii Rzeczypospolitej kariera materialna to nie grzech. Ale gwałtowny awans związany był z poczuciem niebezpiecznej pychy. Zamoyski utożsamiał dobro Rzeczypospolitej wyłącznie ze swoim dobrem i własną wizją, stworzył pierwszą partię w historii Polski, która miała wolę kanclerza bezwzględnie realizować, skupiając się na niszczeniu każdego wewnętrznego przeciwnika. Wprowadził partyjny sposób patrzenia na Rzeczpospolitą. Wiemy, że nie zawsze przynosi to dobre skutki…

Nie było nikogo, kto by mu się przeciwstawił?

Korzystał z poparcia króla Stefana Batorego, który przyszedł z zewnątrz i potrzebował kogoś energicznego, zdolnego, kto potrafiłby pomóc odnaleźć się królowi z Siedmiogrodu na obcym polskim terenie. Batory nie mówił ani słowa po polsku; co prawda ze szlachtą porozumiewał się po łacinie, ale nieznajomość polskiego niewątpliwie przeszkadzała w zakorzenieniu się w polskiej rzeczywistości politycznej. Zamoyski okazał się nieocenionym przewodnikiem.

A co dobrego pozostawił po sobie?

Zamość i Akademię Zamojską. Razem z królem ożywili tradycje oręża polskiego za sprawą wielkiego sukcesu trzech wypraw na Moskwę. Siedzimy we wspaniałej sali, gdzie wiszą piękne obrazy Matejki, choć akurat „Batorego pod Pskowem” tutaj nie ma. Ten obraz, dodajmy jednak, fałszywie przedstawił oblężenie Pskowa. Batory w istocie poniósł tam militarną klęskę, nie zdobył tego miasta i skończyłoby się to tragicznie, gdyby nie sukces kawaleryjskiego zagonu hetmana litewskiego Krzysztofa Radziwiłła „Pioruna”, który wtedy wystraszył cara, atakując go w jego własnej siedzibie nieopodal Moskwy. Historia widziana z bliska odkrywa zupełnie nieoczekiwane zjawiska.

Polska bardzo ucierpiała przez wojny i zabory, była wielokroć ograbiana, ale mimo to przy dokumentacji „Dziejów Polski” nie brakowało Panu źródeł?

To prawda, że ucierpieliśmy przez wieki wojen, okupacji i zniszczeń świadomie zadawanych przez okupantów, ale bogactwo polskiej kultury było i jest ogromne. Polska stworzyła jedną z najwspanialszych kultur europejskich, także kultur pisanych – zwłaszcza od XVI wieku. Z tamtego okresu przetrwały już nie tylko pojedyncze dokumenty. Sama korespondencja Zamoyskiego to kilkanaście tysięcy listów. Problem polega więc nie na tym, że jest mało źródeł, ale raczej na tym, że dokumentacja jest nie do ogarnięcia przez jedną osobę. Zagłębiam się w to, co jest dostępne, ale oczywiście przy pisaniu korzystam z dorobku moich kolegów i koleżanek będących specjalistami w zakresie danej epoki – i tak buduję swój obraz.

Czy sądzi Pan, że fragment tej odkrywanej przez Pana wiedzy ma szansę znaleźć się w podręcznikach historii w szkołach podstawowych i średnich?

Myślę, że tak, wiem, że ma być podjęta praca nad nowymi podręcznikami. Jest to konieczne. Przede wszystkim jednak powinno pobudzać się do stawiania nowych pytań samej historii, tak żeby młodzież się nie nudziła i nie słyszała ciągle tego samego schematu. Ale też, żeby znalazła w podręcznikach odtrutkę na propagandę, którą sączą moda i ideologia, które starają się pokazać historię Polski jako obrzydliwość i coś, co nas tylko zawstydza – że właściwie Polacy są zdolni tylko zabijać sąsiadów, upijać się do nieprzytomności i kłócić się między sobą oraz gnębić słabych. A przecież nie zbudowalibyśmy tej wspaniałej kultury i tego pięknego języka, którym w tej chwili rozmawiamy ze sobą, gdyby nie umiejętność współdziałania Polaków, gdyby nie umiejętność budowania wspólnego domu i poświęcenie w jego obronie. Ta historia wielopokoleniowej pracy i heroizmu nie zasługuje na to, żeby na nią splunąć – tak jak dzisiaj czyni to tylu ludzi: niemądrych „badaczy”, niemądrych publicystów, czasem autorów popularnych książek, którzy nic prawie nie wiedząc o historii Polski – albo świadomie nią manipulując – uczą tylko pogardy i nienawiści do naszej tradycji i kultury. Przeciw temu także potrzebna jest wiedza.

Mówi się czasem, że historia Polski to historia naszych klęsk narodowych, że lubujemy się w rozpamiętywaniu swych ran. Ile z punktu widzenia historyka było tych klęsk w stosunku do zwycięstw?

Zastanówmy się nad tym choćby na przykładzie, który jest często poruszany. Często powracają rozważania, jak to nie został wykorzystany wspaniały blask polskiego oręża w bitwie pod Grunwaldem. Wygraliśmy wielką bitwę i niby nic z tego nie wynikło… Przed chwilą powiedziałem natomiast, że oblężenie Pskowa skończyło się militarną klęską, bo tak faktycznie było – a mimo to przyniosło ono wspaniały pokój dla Polski, świetnie wygrany dyplomatycznie, bo Polacy wykazali się wtedy znakomitymi umiejętnościami twardego negocjowania ze wschodnim sąsiadem. Również Grunwald przyniósł owoce w niedalekiej i dalekiej przyszłości, bowiem Zakon Krzyżacki nigdy już nie wrócił do dawnej potęgi, śmiertelne zagrożenie z tej strony zostało zlikwidowane. To nie jest więc tak, jak w stereotypie – że jeśli już wygrywamy bitwę, to i tak przegrywamy pokój. Nie jest też wcale tak, że tylko bardzo rzadko zdarzało się nam wygrywać w dziejach. Gdyby tak było, to nie siedzielibyśmy w tej sali, nie byłoby tych obrazów wokół nas. Nie byłoby tego blasku, który można zobaczyć przyjeżdżając do Krakowa, do Warszawy czy nawet do każdej mniejszej miejscowości, gdzie jest tyle śladów tysiącletniej historii Polski.

Z każdego Pana słowa przebija miłość do historii Polski. Tego brakuje młodym ludziom wychowanym w kosmopolitycznym świecie i dlatego łatwo akceptują historię Polski przedstawianą im w krzywym zwierciadle.

Sądzę, że wśród młodych najczęstszą postawą jest raczej obojętność i brak zainteresowania dla spraw naszej historyczno-kulturowej wspólnoty. Nie ma co się obrażać na ten stan. Zwrócić trzeba raczej uwagę na to, że przecież młodych ktoś wychowuje. Nie można w każdym razie takiej obojętności i ignorancji akceptować. Uważam, że powinniśmy starać się zainteresować młodych ludzi czymś, co ich zafrapuje, co odkryją w historii Polski jako swoje korzenie. To byli nasi pradziadkowie, nie jacyś obcy ludzie, trzeba mieć tego świadomość. Nie jest tak, jak wmawia nam „ludowa” historia Polski, historiografia neomarksistowska, że z dawnej historii wynieśliśmy tylko doświadczenie opresji chłopów, z których przecież w większości się wywodzimy. Ja na przykład noszę dumnie nazwisko chłopskie, mój prapradziadek był jeszcze chłopem pańszczyźnianym, ale dla moich bliższych przodków to właśnie awans do polskości był czymś wspaniałym. Ta niewola niekoniecznie przecież miała aż tak brutalny charakter, jak przedstawiali to marksiści, i jeśli przyjrzeć się temu zagadnieniu uczciwie, ze źródłami w ręku, to historia Polski nie da się zredukować do dziejów ucisku. Była historią także życia szczęśliwych ludzi wielu pokoleń, niezależnie od tego, czy byli Żydami, chłopami, szlachtą czy mieszczanami. Naszą wspaniałą, „wysoką” kulturę stworzyła przede wszystkim szlachta, to prawda, nie tylko zresztą w Polsce, ale ja – i miliony innych Polaków nieszlacheckiego pochodzenia – mogę w niej dzisiaj w pełni partycypować. Cieszę się, że mówię językiem Kochanowskiego (herbu Korwin) i Mickiewicza (herbu Poraj), a nie językiem niepiśmiennego chłopa ani dzisiejszych neoanalfabetów, za których „mówi i myśli” Facebook, Twitter czy „polubiony” portal.

Skoro mówimy o historii osobistej – jak zaczęła się Pana przygoda z wydawnictwem Biały Kruk?

Jak wspomniałem, z prezesem Leszkiem Sosnowskim spotykałem się wcześniej, kiedy współpracowałem bardzo blisko z moim rodzimym, jeśli wolno mi tak powiedzieć, wydawnictwem ARCANA, niezwykle zasłużonym wydawnictwem o profilu literacko-kulturalnym. Ale to dopiero inicjatywa świętej pamięci Attili Jamrozika, służącego pomocą ARCANOM projektanta, znakomitego architekta wnętrz i plastyka, zaprzyjaźnionego od lat z całą rodziną Sosnowskich, sprawiła, że zbliżyłem się do środowiska już wtedy (mniej więcej 15 lat temu) istniejącego wokół Białego Kruka. Poprzez Acia Jamrozika, jak nazywaliśmy dobrego ducha wydawnictwa Biały Kruk i wielu innych środowisk krakowskich, wspaniałego człowieka i gorącego patriotę, jakoś wszedłem w to środowisko. Prezes Sosnowski zaproponował mi napisanie pierwszej książki, a po 2–3 latach pojawił się pomysł na „Dzieje Polski”.


Fot. Michał Klag

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 09/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum