Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Armia Judaszy

Jak nakłonić wilka, by nie pożerał owieczek?

Aktualności

29.05.2024 8:48

 

 Oni o suwerenność i Krzyż walczyli, nie apelowali. Dlatego żyjemy dziś w wolnej Polsce. Na ilustr. „Bateria Jabłonowskiego” Wojciecha Kossaka. Fot. Wikimedia Oni o suwerenność i Krzyż walczyli, nie apelowali. Dlatego żyjemy dziś w wolnej Polsce. Na ilustr. „Bateria Jabłonowskiego” Wojciecha Kossaka. Fot. Wikimedia

 

Leszek Sosnowski

Na Dalekim Wschodzie trwała jeszcze wojna, ale Europa zakończyła ją 8 maja 1945 r. Kilka tygodni później, 26 lipca rano, brytyjski premier Winston Churchill, jeden z wielkich zwycięzców tej wojny, moczył swe tłuste cielsko w wannie. Zapowiadał się upalny dzień. Winston miał taki zwyczaj, że podczas przeciągających się w czasie kąpieli załatwiał sprawy służbowe, a nawet przyjmował gości. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie do wielkiej i wytwornej łazienki wkroczył jego sekretarz z wiadomością o pierwszych wynikach wyborczych. Brytyjczycy bowiem, nie czekając, aż echa wojny ucichną na całym świecie, zorganizowali u siebie wybory do parlamentu. Początkowe informacje mówiły o lekkiej przewadze przeciwników, czyli Labour Party, ale Churchill miał prawo wierzyć, że on oraz jego konserwatywne ugrupowanie wygrają. Wszak to właśnie on poprowadził naród brytyjski do wojennego zwycięstwa, a jego niezłomna postawa wobec wroga była powszechnie znana i podziwiana.

Churchill był całkowicie pewny wygranej i nie bardzo przykładał się do kampanii wyborczej. Zresztą gdziekolwiek pojawił się na spotkaniach, witany był entuzjastycznie przez tysiące, a w plenerze przez dziesiątki tysięcy Brytyjczyków. Gdzie tylko się zatrzymał, np. na stacji kolejowej, od razu gromadziło się wokół niego mnóstwo rozradowanych osób. Do anegdoty przeszło wydarzenie, gdy wybierał się w połowie lipca na konferencję poczdamską do Berlina i powiedział: „Jadę na spotkanie z Trumanem i Stalinem, więc muszę was opuścić, ale okażcie poparcie mojej żonie”; wtedy tłum zawołał: „Zrobimy to!”.

Nic więc dziwnego, że 26 lipca 1945 rano, nakładając szlafrok, z całym spokojem powiedział do sekretarza: „Ludzie mają prawo głosować na inną partię; właśnie o to walczyliśmy”. Mieli takie prawo, oczywiście, to jednak wcale jeszcze nie oznaczało, że wielki Winston Churchill w ostatecznym efekcie może ponieść porażkę.

 

1.

Ostatnio otrzymuję coraz więcej apeli do podpisania. Kierowane są one do obecnej władzy z propozycją – bo nawet nie z kategorycznym żądaniem! – zaniechania różnych sprzecznych z prawem i dobrym obyczajem działań. Przyznam się, że apele te zaczynają mnie irytować, choć bez wątpienia tworzenie ich oraz wysyłanie powodowane jest dobrymi chęciami. Nie mogę jednak zapomnieć wielowiekowego powiedzenia, znanego w całej Europie, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. To stwierdzenie posiada starą tradycję. Już fantastyczny kaznodzieja, doktor miodousty, św. Bernard z Clairvaux (1090-1153) pisał, że „piekło jest pełne dobrych intencji i życzeń”. Ta refleksja, że same dobre chęci to zdecydowanie za mało, by otrzymać pozytywne rezultaty, trafiła w Anglii w XVII w. nawet do specjalnej księgi zawierającej kolekcję angielskich przysłów (wyspiarze bezzasadnie uznali to przysłowie za wywodzące się z ich kraju, co potwierdzali w swych kolejnych księgach maksym). Sentencją o dobrych chęciach posługiwał się też np. sabaudzki doktor Kościoła Franciszek Salezy (1567-1622), dziś patron dziennikarzy.

Kilka dni temu kolejna fundacja (nie jest tu istotna jej nazwa) wezwała mnie do obrony krzyża i proponuje podpisanie w tej sprawie apelu do… Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy, wojującego ateisty. Przy czym fundacja jest tak grzeczna i układna, że wbrew regułom języka polskiego słowo „prezydent” pisze cały czas dużą literą, jakby posługiwała się językiem niemieckim (gdzie wszystkie rzeczowniki pisane są dużą literą). Przyznam, że poczułem się tak, jakby proszono mnie o apelowanie do diabła, by przestał być diabłem. Czego twórcy apelu spodziewają się po Trzaskowskim?! Przecież on robi dokładnie to, co dawno temu już zaczął, co zapowiedział, co wyznaje. Jest zdeklarowanym genderystą, zwalcza religię na wszelkich dostępnych mu polach. Jaka jest zatem przyczyna, że nagle znajdują się ludzie, którzy mniemają, że na ich apel osobnik taki przekręci się o sto osiemdziesiąt stopni?

Otóż jestem przekonany, że ci ludzie tak naprawdę wcale nie wierzą, iż Trzaskowski się zmieni. Oni uważają, że tak po prostu trzeba, że w ten sposób spełniają swój obowiązek: wystosowując apele. Obowiązek wobec Boga i Ojczyzny. Tak jednak nie jest, to nie spełnianie obowiązku, a tylko dobre chęci, które nie znajdują żadnego uzasadnienia w rzeczywistości. Obowiązkiem jest tak działać, tak zwalczać zło, żeby być skutecznym. Wygłaszanie i rozsyłanie lamentujących apeli być może uspokaja sumienie niejednego, pozwala mu żyć w świadomości, że przecież protestuje; de facto jednak ci, do których te apele są kierowane, mają je w pogardzie. Powiem więcej: te wszystkie proklamacje przemawiające niby do sumienia i rozumu decydentów tylko zaciemniają rzeczywistość.

Po pierwsze, ci decydenci przeważnie nie mają albo rozumu, albo sumienia, a najczęściej jednego i drugiego. Apele pozostają więc rzucaniem grochem o ścianę, by posłużyć się kolejnym powiedzonkiem. Po drugie, apele sugerują, że wcale nie jest jeszcze tak źle, że grzeczne słowa napomnienia wystarczą, pomogą, coś zmienią na lepsze. Może kiedyś i tak czasem bywało, może czasem pomagało, ale obecnie ludzie dzierżący władzę w ogóle nie przejmują się tym, czy np. katolicy zgadzają się na usunięcie krzyży, czy nie. Przecież oni dokładnie wiedzą, że my jesteśmy i będziemy przeciwni dechrystianizacji życia, także publicznego. Dlaczego więc nie liczą się z opinią katolików, ba! nie liczą się z ich uczuciami, ranią je?

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 10/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum