Poseł Janusz Szewczak, wiceprzewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych. Fot. Tomasz Adamowicz
Z posłem JANUSZEM SZEWCZAKIEM
rozmawia Leszek Sosnowski
Leszek Sosnowski: Przez antypolskie media, które w Polsce dominują oraz indoktrynują obywateli dzień i noc, bez żadnych przeszkód ze strony władzy, jest od ponad dwóch lat rozsiewany niepokój, że tzw. dziura budżetowa osiągnie nad Wisłą niespotykane dotychczas rozmiary. Na przykład jeszcze w sierpniu 2016 r. gazeta wiadomo jaka wieściła: „W 2018 roku zamiast czterdziestomiliardowego deficytu, przewidywanego przez Ministerstwo Finansów, możemy mieć deficyt w okolicach 100 mld zł i to przy założeniu utrzymania szybkiego wzrostu gospodarki”. Wyrokował to jakoby poważny ekspert, niejaki Andrzej Rzońca, przewodniczący rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Te złowróżbne słowa nie znalazły i nie znajdują jednak najmniejszego potwierdzenia w rzeczywistości. A mimo to raz zasiany niepokój tkwi w ludziach, którzy martwią się, że jak się już uszczelni pobory podatku VAT, to wpływy do budżetu przestaną rosnąć i państwu braknie pieniędzy na wszystko, na służbę zdrowia, drogi, bezpieczeństwo, 500+ itd. Ale wpływy do budżetu to nie tylko podatki…
Poseł Janusz Szewczak: Może zacznijmy od tego, że sprecyzujemy, co to jest budżet państwa. Nie jest to bowiem to samo, co np. budżet rodzinny czy jakiejś firmy – choć tak samo się nazywa. Państwo po stronie wydatków nie może nic manipulować; gdy krajowy budżet, z reguły ustanawiany na okres jednego roku, zostanie zatwierdzony przez parlament, to wydatki są obowiązkowe, gwarantują bowiem normalne funkcjonowanie całego kraju. Inaczej jest po stronie wpływów – mogą one znacznie się różnić, tak na plus, jak i na minus.
Z reguły występuje minus w stosunku do wydatków…
To prawda, i nie ma w tym nic niezwykłego. W większości krajów Unii Europejskiej budżety państw są rok w rok minusowe. Tylko 7 krajów ma nadwyżkę, na czele z Niemcami…
…którzy tę nadwyżkę notują dopiero od dwóch lat.
Tak, dopiero od dwóch lat, choć oni najwięcej korzystają na Unii Europejskiej, na wspólnej walucie euro. Mają też gigantyczną nadwyżkę handlową – skoro oni mają taką olbrzymią nadwyżkę, to ktoś inny musi rzecz jasna mieć deficyt. Kraje, które też nie mają luki budżetowej, to Holandia, Szwecja, Czechy, Luksemburg, Malta i Cypr, a więc kraje małe albo maleńkie. Nie są to zresztą jakieś wielkie nadwyżki.
A które kraje mają największe deficyty budżetowe w Unii Europejskiej?
Na pewno nie Polska. Przodują w tym względzie Rumunia, Francja i Hiszpania, a więc kraje różnorodne, ale duże. Włosi też sobie nie najlepiej radzą.
To wszystko jest mocno zastanawiające, zwłaszcza że niedobory budżetowe występują rok w rok. A gdybym tak na przykład ja miał swój budżet co roku na minusie, to już dawno nie miałbym w co się ubrać i co jeść… A państwo jakoś sobie radzi.
Państwo ma atrybuty, których nie ma żaden obywatel. Może na przykład kreować pieniądz, np. dodrukować go – Tobie natomiast tego robić nie wolno.
Państwo może też łupić obywatela…
Zdarza się, oczywiście, ale bywa, że obywatel łupi drugiego obywatela…
…i to wcale nierzadko.
Niestety tak jest. Państwo ma ponadto stałą możliwość zaciągania długów; tym przede wszystkim są bilansowane budżety.
Dodajmy od razu, że państwo zaciąga długi nie tylko w bankach, ale i u zwykłych obywateli, sprzedając im obligacje skarbowe.
To jest zjawisko powszechne w każdym kraju. Państwa chętnie łatają swoje dziury budżetowe wielkimi pożyczkami w międzynarodowych firmach finansowych, jak np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Inwestycyjny, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, Bank Światowy – sporo jest tych instytucji. A pożyczają także kraje bardzo zamożne. Pożyczki te oczywiście nie są za darmo, zwłaszcza w zagranicznych bankach komercyjnych, z których państwo polskie też korzysta, tam jest najdrożej. Można by się natomiast zastanowić, dlaczego nie korzystamy z zasobów własnego banku centralnego, z NBP. Otóż tacy panowie jak Balcerowicz, Geremek, Kwaśniewski i inni zadbali o to, żeby w konstytucji znalazł się artykuł, który uniemożliwia pożyczanie przez polski rząd pieniędzy od własnego banku centralnego na pokrywanie własnego deficytu budżetowego.
Innymi słowy, zadbali o to, żeby Polska nie płaciła procentów od pożyczek własnej instytucji finansowej, lecz zagranicznej.
Jest to zupełnie inaczej niż w prawie wszystkich krajach świata. Japonia jest np. bardzo zadłużona, ale u siebie, co oznacza, że na państwowych długach zarabiają Japończycy, a nie np. instytucje finansowe z Nowego Jorku lub Frankfurtu nad Menem.
Także w II Rzeczypospolitej państwo polskie posiłkowało się zasobami własnego banku centralnego.
Oczywiście, ale wtedy mieliśmy rządy, które nie wszystkim musiały się podobać, ale na pewno nie były antypolskie, jak to nieraz bywało w III RP. Zwróciłbym też uwagę na to, że obecne zadłużenie na poziomie 25,4 mld zł, licząc na koniec grudnia 2017 r., jest o prawie 43 proc. mniejsze od zakładanego. Gdyby od tych 25,4 mld odjąć ok. 31 mld zł, jakie musimy płacić rocznie z tytułu spłaty przez lata nawarstwiającego się długu wraz z odsetkami, to nasz budżet byłby de facto na plusie – takie wyliczenia porównawcze też się prowadzi, bowiem one wiele mówią o aktualnej kondycji finansowej państwa. Jak więc widać, zrównoważyć polski budżet nie byłoby wcale trudno, gdyby nie wcześniejsze neoliberalne rządy Balcerowicza, byłej prezes NBP Gronkiewicz-Waltz i innych, którzy idąc na rękę zagranicznym instytucjom, zadłużali państwo ponad wszelką miarę i potrzebę.
Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.