Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Zasłużył na wdzięczność swego ludu

Aktualności

16.09.2016 15:57

Fot. Adam Bujak Fot. Adam Bujak

 

Leszek Sosnowski

 

 Dzień był ponury, lato 1982 roku dobiegło końca. Najgorsze doświadczenia stanu wojennego mieliśmy już chyba za sobą, strach dawno z nas opadł. Wielu przyjaciół i znajomych siedziało w „internatach”; dużo więcej posadzić nas nie mogli, bo nie bardzo było już gdzie, a i musiał też ktoś pracować, życie jakoś musiało się toczyć. Poodwieszano również działalność placówek kulturalnych.

 

Codziennie pojawiały się nowe kawały o milicjantach lub inne antyreżimowe, ale w sumie wesoło nie było. Obszerne hole parteru i pierwszego piętra krakowskiego Kinoteatru Związkowiec dalekie były jednak od ponurości – wprost przeciwnie, jaśniały wielką ilością kolorowych bukietów oraz ikeban, ułożonych z róż i wielu innych kwiatów. Od paru dni trwał tu bowiem przegląd filmów religijnych z okazji 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu „Filmowe spotkania z Bogiem”. Ani ja, ani żaden z moich współpracowników nie pytał cenzury o zgodę na pokazy gromadzące tłumy ludzi, którzy wychodzili po projekcjach w głębokim wzruszeniu, często z oczami mokrymi od łez. Był tylko jeden sposób, aby nie narażać się na odmowę i zakazy: nie pytać, nie występować o zgodę…

Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej były co prawda przez komunistyczne władze tolerowane, albo jednak musiały odbywać się w podziemiach kościołów, albo mieć zgodę stosownych urzędów (cenzorskich, bezpieczeństwa). Organizacja takiej imprezy bez tej zgody, zwłaszcza w okresie stanu wojennego, oznaczała niebywałą bezczelność w stosunku do władzy. Nic zatem dziwnego, że tego ponurego dnia około godziny dziewiątej wtargnął gwałtownie do mojego biura jakiś energiczny pułkownik Ludowego Wojska Polskiego. Oczywiście nie przedstawił się, ostrym tonem zaczął od razu przepytywanie: Pan tu jest dyrektorem?!

Byłem. Pułkownik milczał, dyszał, nie siadał, lecz kroczył w tę i z powrotem po pokoju. Wreszcie klapnął na krzesło i ciężko westchnął: Gdybym ja wiedział, że pan mi podlega…

Ale nie wiedział, biedaczysko, przynajmniej do tego dnia. Był moim komisarzem wojskowym – kogoś takiego miała w owym czasie chyba każda firma czy instytucja. Jednostek podległych było jednakże za dużo i komisarze nie mogli się tak do końca zorientować, kim się „opiekują”, zwracali uwagę głównie na duże zakłady. Pułkownikowi do głowy nawet nie przyszło, że jakiś tam kinoteatr może mu podskoczyć i narozrabiać. Węszyli głównie za strajkami, bibułą itd. A tu w całym Krakowie huczy, że na Grzegórzkach grają religijne filmy, w tym nawet godzinny dokument o Prymasie Wyszyńskim i Wałęsie. Pułkownikiem-komisarzem to wstrząsnęło, co mogłem właśnie obserwować.

Jak pan mógł?! Panu bez mojej zgody nie wolno zrobić jednego kroku! Pan chyba ma świadomość, czym się to skończy? A przede wszystkim niech pan ściągnie ten portret ze ściany!

Z tyłu nad moją głową uśmiechał się ze zdjęcia Ojciec Święty Jan Paweł II. Trzeba przyznać, że pułkownik głupi nie był i od razu trafił mnie celnie. Spodziewałem się, że mnie przymknie, każe się gdzieś stawić – to było wówczas oczywiste. Ale zdjęcie ze ściany tego portretu, z którym już tak się zżyłem, z którym co rano się witałem, oznaczałoby dla mnie oddanie tej odrobiny wolności i normalności, jaka mi została, oznaczałoby wyzbycie się resztek nadziei – poczułem to w tej sekundzie.

Jeżeli pan mi pokaże większy autorytet moralny niż ten człowiek, którego wizerunek każe mi pan zdjąć ze ściany, to zrobię to. – Taka obrona przyszła mi do głowy; nie rokowała jednak nadziei na sukces. Pułkownika mimo to trochę zatkało. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem, spojrzał na zegarek i zerwał się z krzesła. Kazał mi być jutro w kinoteatrze o ósmej i wyszedł zamaszyście. Nawet mu do głowy nie przyszło, że mogę się jutro nie stawić. Szczerze mówiąc, mnie też nie; nie miałem specjalnie gdzie i nie miałem nawet ochoty uciekać, choć aresztowanie było raczej pewne.

Nie pierwszy raz w życiu, w najbardziej nieoczekiwanym momencie doznałem Bożej łaskawości. Bo jak to inaczej nazwać? Następnego dnia o ósmej zjawił się pułkownik, ale już inny. Pod każdym względem inny. Mały, milczący, dużo starszy i spokojny. Też się nie przedstawiając przystąpił od razu do rzeczy: Od dziś ja jestem pana komisarzem, w nocy nastąpiła zmiana, znam jednak całą sprawę.

Tak faktycznie wówczas było; aby zapobiec zbyt wielkiej korupcji i ewentualnemu spoufalaniu się z ofiarami, komisarzy zmieniano znienacka i często. Nowy pułkownik patrzył, wydawało mi się, z sympatią na portret Ojca Świętego.

Mam do pana prośbę. – Pułkownik miał prośbę! – Niech pan tylko zdejmie w holu te dwa plakaty Solidarności, w końcu to miejsce publiczne. Resztę niech pan zostawi mnie, proszę się niczego nie obawiać, zatuszuję całą sprawę. Niech pan jednak absolutnie nikomu o tym nie opowiada. Wie pan, moja mama jest już staruszką – dodał nieoczekiwanie. – To bardzo głęboko wierząca osoba, ucieszy się, jak jej powiem o pańskim przeglądzie filmów. Jeżeli pan pozwoli, wezmę sobie program.

Jak głęboko wierzący był sam pułkownik – nie wiem. Ale był. Podał mi rękę, dorzucił, abym był ostrożny i tyle go widziałem. Historia ta jednak miała całkiem nieoczekiwany epilog.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum