Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Interes niemiecko-rosyjski ważniejszy od europejskiego

Aktualności

17.05.2016 11:52

 

 

 

Ówczesny wiceminister gospodarki Piotr Naimski przemawia w Sejmie, 11 stycznia 2007 r.

Z dr. PIOTREM NAIMSKIM rozmawia Leszek Sosnowski


Leszek Sosnowski: W 1981 roku został Pan doktorem nauk przyrodniczych; biochemia, biofizyka – to były pasje Piotra Naimskiego. Aż pojawiła się konkurencja dla nauki: polityka…

Dr Piotr Naimski: Miałem dzisiaj spotkanie z gimnazjalistami w Starym Sączu i pewna dziewczyna zapytała mnie trochę podchwytliwie: co pana zaprowadziło do polityki, jest pan przecież biochemikiem? Odpowiedziałem, że było to bardzo dawno, jeszcze w czasach PRL-u. Wtedy, jeżeli dostrzegało się rzeczywistość taką, jaką była naprawdę, jeśli rozumiało się to, co działo się w kraju, wiedziało się, że albo trzeba dać złamać sobie kręgosłup moralny, albo ryzykując trochę „nie dać się kopać bezkarnie”. Taka konstatacja prowadziła do oporu wobec systemu, a w konsekwencji – czasem i do polityki. Zdecydowałem się na to drugie, na opór, i do dzisiaj ponoszę konsekwencje tego wyboru.

I tak jak w połowie lat 1970. rozpoczął Pan walkę z władzą ludową, zakładając m.in. z Antonim Macierewiczem Komitet Obrony Robotników, tak do dziś, z małymi przerwami, walczy Pan z nią…

Powiedziałbym inaczej, cały czas angażuję się w próbę uczynienia Polski normalnym krajem, tak przed 1989 rokiem, jak i po. Krajem, w którym można by, będąc z zawodu np. biochemikiem, historykiem czy kimkolwiek innym, zająć się już po prostu pracą w swojej dziedzinie, a w sprawy publiczne angażować się głównie przy okazji wyborów, oddając swój głos.

Jednak do zawodu biochemika już Pan nie wrócił… 

Rzeczywiście. Po zrobieniu doktoratu wyjechałem na stypendium naukowe do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowałem na stanowisku „inżynier genetyczny” w New York University Medical School. Kiedy w lipcu 1984 r. wróciłem do Polski, nie mogłem kontynuować tego zawodu. Nie chciałem być też „pracownikiem naukowym” od ósmej do czwartej po południu. Zresztą z powodów politycznych raczej nikt by mnie do takiej pracy wtedy nie przyjął. I tak to wyszło, że z dwóch równolegle uprawianych przeze mnie zawodów, polityka trwa do dzisiaj.

Ale do czynnej, zawodowej polityki wstąpił Pan tak naprawdę dzięki temu, że nieoczekiwanie powstał rząd Jana Olszewskiego, w którym zajął Pan od razu niezwykle ważne stanowisko szefa Urzędu Ochrony Państwa. Wcześniej zajmował się Pan polityką raczej w publicystyce…

Tak, do 1989 r. my, ludzie opozycji, nie uczestniczyliśmy w Polsce w sformalizowanej polityce. Sformalizowana polityka była jedynie udziałem komunistów, a my byliśmy traktowani przez nich jako przedmiot a nie podmiot, choć usiłowaliśmy się z tego wyłamać. Dlatego powstał Komitet Obrony Robotników, stąd też inne nasze działania podejmowane po 1976 roku. Aktywność ta pozwalała nam, także mnie, zachować wewnętrzną suwerenność. Po czwartym roku studiów w 1972 roku udało mi się wyjechać do Paryża. Byłem we Francji przez rok. Pracowałem tam w jakichś knajpach, wiele nie zarobiłem, ale nauczyłem się trochę francuskiego. Szybko zrozumiałem, że moje miejsce na pewno jest w Polsce, w mojej Warszawie i to na zawsze. Warunkiem powrotu była dla mnie aktywność, jakieś działania na rzecz oporu wobec – jak Pan to określił – władzy ludowej. Wiedziałem, że nie pozwolę sobą manipulować, że za wszelką cenę będę się starał działać i przebywać w takim środowisku, które mi to umożliwi, które pozwoli mi zachować niezależność. Stąd też wzięło się moje zaangażowanie w politykę. Najpierw było nas niewielu, stopniowo przybywało coraz więcej, a potem – w 1989 r. – zakładaliśmy już partię polityczną, która następnie weszła do rządu. Rząd niebawem jednak upadł. To też było bardzo istotne doświadczenie polityczne.

Jest Pan w tej chwili sekretarzem stanu w kancelarii premiera. Co to de facto znaczy, jaka to jest funkcja? Ministerialna?

To jest sposób wciągania do współrządzenia, do pomocy w rządzeniu tych osób, które premier uważa za pożyteczne, a dla których nie ma już miejsca pośród tzw. konstytucyjnych ministrów. Takich ludzi bierze się więc do kancelarii premiera Rady Ministrów na sekretarzy stanu. Funkcja sekretarza stanu jest zarazem pewnym formalizmem, gdyż poseł, tak jak np. ja, którego premier zechce wziąć do bezpośredniej współpracy, może takie właśnie stanowisko objąć, nie tracąc mandatu. Reguluje to ustawa, która pozwala posłowi pozostać w Sejmie jedynie wtedy, gdy zostanie albo konstytucyjnym ministrem, albo sekretarzem stanu. Nie można już jednak być zarówno posłem i wiceministrem, posłem i podsekretarzem stanu, czy posłem i sekretarzem stanu w kancelarii Prezydenta.

Proszę nam zatem powiedzieć, do jakich spraw dokładnie jest Pan wyznaczony jako sekretarz stanu?

Jestem pełnomocnikiem do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W tym przypadku pani premier wydała rozporządzenie powołując pełnomocnika do tychże spraw, pisząc w nim jednocześnie, że pełnomocnika tego „obsługiwać” będzie – takie właśnie słowo jest używane w żargonie administracyjnym – minister rozwoju. Tak więc zaraz po otrzymaniu nominacji zapisałem się na rozmowę do pana wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ministra rozwoju. Pełnomocnik do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej pełni funkcję nadzoru właścicielskiego z ramienia Skarbu Państwa nad trzema spółkami Skarbu Państwa o szczególnym znaczeniu strategicznym – są to Polskie Sieci Energetyczne, Gaz-System i PERN – Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, a więc chodzi o przesył energii elektrycznej, gazu oraz ropy naftowej i paliw.

Przemysł węglowy w zakres tego nadzoru nie wchodzi?

Nie, spółki węglowe są od utworzenia naszego rządu w gestii ministra ds. energii. To nowe ministerstwo, które jest nadal w stadium organizacji. Z przepisów unijnych wynika, iż nadzór właścicielski nad operatorami przesyłowymi musi być oddzielony od nadzoru właścicielskiego nad spółkami produkującymi energię, takimi jak PGE czy Tauron, czy też PGNiG.

Jako pełnomocnik do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej mam przydzielone oddzielne biuro, którego siedziba znajduje się na Placu Trzech Krzyży, w dawnym budynku ministerstwa gospodarki. Organizuje się tu właśnie duże Ministerstwo Rozwoju, które kompetencjami objęło część gospodarki oraz całe dawne ministerstwo rozwoju regionalnego, oraz mniejsze Ministerstwo Energii z ministrem Krzysztofem Tchórzewskim na czele. Moja funkcja oscyluje pomiędzy tymi dwoma ministerstwami, czasem patrzę kolegom przez ramię na to, co robią, a Ministerstwu Energii po prostu jak mogę pomagam bezpośrednio. Muszę powiedzieć, że minister i wiceministrowie w Ministerstwie Energii są bardzo dobrymi kolegami we współpracy.

Wiadomo, że ministrowie w budynku są nowi, ale pozostali pracownicy niekoniecznie?

Wiem, że wymieniani są niektórzy dyrektorzy departamentów, ale nie do mnie to w tej chwili należy, nie organizuję żadnego z tych ministerstw. W latach 2005-2007 pracowałem jako sekretarz stanu w ministerstwie gospodarki i odpowiadałem za bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych do Polski. Kiedy po ośmiu latach wróciłem do budynku przy Placu Trzech Krzyży, to na własną prośbę znalazłem się ponownie w gabinecie, który kiedyś opuściłem. Żaden mebel tam się nie zmienił, nawet chyba rośliny doniczkowe są te same. Zniknęły tylko ze ścian mapy, ale były nieco zdezaktualizowane, zastąpiłem je nowymi. Wchodząc tam, miałem trochę dziwne uczucie. Minione osiem lat uległo skróceniu…

Dużą część pracowników z istniejącego do niedawna Ministerstwa Gospodarki stanowią urzędnicy, których znam i którzy mnie znają z tamtego czasu. Wielu z nich to naprawdę porządni ludzie i solidni urzędnicy, chcący po prostu dobrze pracować dla Polski. Trzeba im to tylko umożliwić. Na swych stanowiskach przetrwali osiem lat PO i PSL-u, w tym resorcie głównie PSL-u. Przyjęli zmianę z pewną ulgą, a czasem nawet z wyrażaną wprost radością. I nie jest to bynajmniej powyborczy koniunkturalizm. Widywałem się z niektórymi w ciągu ostatnich 4 lat, będąc w Sejmie i biorąc udział w pracach komisji sejmowych. Przychodzili tam z ministrami z PO i z PSL-u. Słyszałem wtedy czasem w korytarzu skargi: „Nie wiem, jak my to przetrwamy”. Jednym słowem, w budynku na Placu Trzech Krzyży nie jest źle. Zajmuje mnie uruchomienie gazoportu, nowego terminalu naftowego przez PERN w Gdańsku, nadzór nad PSE i Gaz-Systemem. Także, jeśli gdzieś budują linię wysokiego napięcia i ktoś przeciw temu protestuje, to te protesty też do mnie trafiają.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum