Rys. Ewa Barańska-Jamrozik
Żywość tradycji mobilizuje do poświęcenia
Prof. Andrzej Nowak
Tegoroczny Dzień Patrioty organizowany przez Wydawnictwo Biały Kruk odbywa się w innej formule aniżeli dotychczas – bez spotkania z czytelnikami. Z powodu trwającej od wielu miesięcy pandemii nie było też tradycyjnych spotkań organizowanych przy okazji każdej książkowej premiery Białego Kruka. Chociaż w taki, pośredni sposób, chciałem jednak zaprezentować kilka myśli na kanwie dwóch moich książek, jakie w tym roku ukazują się w białokrukowym gnieździe.
Najpierw – o Bitwie Warszawskiej, o której piszę w wydanej z okazji stulecia Cudu nad Wisłą książce Klęska imperium zła. Na wynik tej bitwy niewątpliwie złożył się wysiłek setek tysięcy ludzi, którzy wykazali odwagę i determinację w obronie własnego domu. Ci, którzy wtedy walczyli pod Ossowem, pod Płockiem, pod Włocławkiem, nad Wieprzem, pod Komarowem, pod Lwowem – nie myśleli o Europie. Nie myśleli też, być może, o jakichś wielkich, najbardziej wzniosłych hasłach, a o tym, żeby obronić, uratować swój dom. Decydująca była w tamtym kluczowym momencie właśnie ta odwaga wykazywana w obronie własnego domu przed nieporządkiem, czy inaczej – przed obcym porządkiem, który nam chce narzucić okupant przychodzący ze swoją, niezgodną z naszą, wizją porządku.
Okupant, który przyszedł ze wschodu – a więc bolszewicy, ciągnął ze sobą ideologiczną wizję, wysoko wzniesioną nad Europą na sztandarach Lenina i Trockiego i już realizowaną w Rosji i innych, podbijanych przez Armię Czerwoną krajach. Dla ogromnej większości mieszkańców Polski (nie dla wszystkich, bo byli też wtedy, choć nieliczni, ideowi komuniści) była to wizja przerażająca, bo równoznaczna z zagładą polskiej tradycji. Oznaczała fundamentalny atak na to, co tę tradycję tworzy, a więc chrześcijaństwo i dobrowolne, dokonywane przez pokolenia przywiązanie do wspólnoty polityczno-kulturowej, której widomymi znakami były Orzeł Biały, Wawel, Zamek Warszawski, Jasna Góra. To symbole naszej woli niepodległości, która nieraz była już nam zabierana, najczęściej i najskuteczniej właśnie ze wschodu, przez carskie imperium. Skojarzenie grożącego od wschodu niebezpieczeństwa z tak świeżym w roku 1920 doświadczeniem zaboru rosyjskiego, z trwającą od 200 lat dominacją rosyjskich ambasadorów, później rosyjskich gubernatorów nad życiem codziennym mieszkańców Polski – to właśnie sprawiało, że wizja „wyzwolenia”, przychodząca znowu od strony Moskwy była dla większości Polaków nie do przyjęcia. Z ich życia i życia ich rodziców i dziadów chciano przecież wyrugować język ojczysty. Dlatego pokolenie Bitwy Warszawskiej rozumiało, że w tej walce nie chodzi o jakieś abstrakcyjne idee, ale o to, żeby wolno było mówić, porozumiewać się w tym języku, który z pokolenia na pokolenie dzieciom przekazywali rodzice, a który tak niedawno jeszcze był rugowany nakazem zaborcy ze szkoły, z urzędów, z wszelkich miejsc publicznych. W tym języku, dodajmy, zostały zapisane bezcenne skarby kultury europejskiej. I one dały się wyrazić tylko w tym języku. Tylko po polsku możemy zrozumieć piękno i mądrość tego, co przekazuje Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki czy – już w XX wieku – nieprzetłumaczalną otchłań wyobraźni Bolesława Leśmiana. Zarówno rosyjscy, jak i niemieccy zaborcy próbowali narzucić całkowity zakaz języka polskiego, ale ci, którzy byli Polakami, dobrze wiedzieli, że tylko jeśli zachowamy nasz język ojczysty i obronimy prawo do mówienia nim, pozostaniemy sobą. O to przecież we własnym domu chodzi – móc pozostać sobą, mieć swoje porządki. I o to walczyli zwycięscy żołnierze Bitwy Warszawskiej.
Wykazana przez nich determinacja, rzeczywisty heroizm, z którym stanęli do walki, wynikał nie tylko ze świadomości idącego ze wschodu zagrożenia, ale także z uwewnętrznionej przez nich tradycji, z przekazu pamięci. Wiedzieli, że muszą stanąć w obronie domu, gotowi do walki, do poświęcenia – bo tak robili dziadowie: powstańcy styczniowi, powstańcy listopadowi, powstańcy kościuszkowscy i ci, którzy tylekroć, jeszcze we wcześniejszych wiekach, bronili Polski. Tę świadomość historyczną, wzorzec właściwego zachowania, budowała także literatura – ta wielka i ta popularna – nawet dla tych grup społecznych, które wcześniej były od dumnej polskości odcięte przez społeczną niewolę. Chłopi, których dziadowie niekoniecznie stawali po stronie powstańców w roku 1863, w pokoleniu obrońców Polski 1920 roku mieli już częściej przed oczami wzór Bartosza Głowackiego, upowszechniony przez popularne widowiska i czytanki Anczyca, zachwycali się przygodami Kmicica i Skrzetuskiego – z „czernią” spod sztandarów Chmielnickiego nie chcieli mieć nic wspólnego. Tak, trzeba przypomnieć tę rolę Henryka Sienkiewicza, fenomenalną popularność jego Trylogii. Młodzi chłopcy nie tylko znali wtedy powszechnie Trylogię, niezależnie od tego, czy wywodzili się ze środowisk szlacheckich, inteligenckich, rzemieślniczych, robotniczych czy nawet chłopskich. Byli gotowi utożsamiać się z Wołodyjowskim, Kmicicem, ze Skrzetuskim – rycerzem bez skazy, niektórzy, półżartem – z Zagłobą. W każdym razie widzieli się w roli kolejnego pokolenia obrońców, którzy muszą, jeśli przyjdzie taka chwila, takie wezwanie podjąć i może nawet zapłacić za nie cenę najwyższą, bo to jest ich obowiązek jako synów tej Ojczyzny.
Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.