Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

TVP KUPIŁA PRAWA DO MŚ, CZYLI PREZENT DLA NC+, POLSATU I KABLÓWEK!

Aktualności

18.12.2017 12:02

Fragment meczu towarzyskiego Polska – Meksyk, rozegranego w Gdańsku 13 listopada br. Fot. PAP/ Adam Warżawa Fragment meczu towarzyskiego Polska – Meksyk, rozegranego w Gdańsku 13 listopada br. Fot. PAP/ Adam Warżawa

Jak w baśni Andersena: król jest nagi, ale dwór udaje, że tego nie widzi

 

Leszek Sosnowski

 

Z wielkim biciem w tarabany telewizja publiczna obwieściła swój największy od lat sukces: zakup praw do pełnej transmisji mistrzostw świata w piłce nożnej. Według mnie będzie to jednak największa od lat porażka. Może nawet klęska. Nie chodzi nawet o te 200–300 mln zł, które mają być wydane w najbliższych kilku latach na transmitowanie meczów reprezentacji, a które to miliony na pewno w całości się nie zwrócą. Bo zwrócić się nie mogą wobec faktu, że i mistrzostwa świata, i wszelkie inne gry są wielkim prezentem nie tylko dla kibiców, ale także dla właścicieli prywatnych stacji nadawczych, głównie dla nc+, dla Polsatu, dla tzw. kablówek. Stacje te za pośrednictwem TVP będą pokazywać swoim abonentom dokładnie te same rozgrywki, z tą jednak różnicą, że nie uiszczą z tego tytułu ani złotówki (!), a na dodatek telewizja publiczna za prezentowanie tego, co sama nabyła na własność, jeszcze im dopłaci. To nie jest kawał primaaprilisowy. To jest fakt. Podobno wymuszony stosownym prawem.
Piszę „podobno”, bowiem moim zdaniem chodzi raczej o błędną interpretację prawa, zresztą wysoce zagmatwanego, dokonaną z wielką niekorzyścią dla telewizyjnego nadawcy publicznego. Wmówiono różnym decydentom od mediów publicznych, że ta interpretacja jest święta, niepodważalna. Decydenci jeden od drugiego przyjmują ustaloną przed laty zdecydowanie niekorzystną dla państwowej spółki wersję, nie zgłębiając tematu, sądząc, że tak po prostu musi być. Łatwo jednak udowodnić, że tak być nie musi. Nie mówiąc o tym, że na pewno tak być nie powinno.
Telewizja publiczna ma być misyjna. Problem w tym, że nikt jednak do tej pory nie określił konkretnie, co faktycznie znaczy „misja”. I nic dziwnego, bowiem „misja” dla każdego jest czymś innym. Na pewno nie precyzuje tego pojęcia takie oto sformułowanie z art. 21 Ustawy o radiofonii i telewizji, że publiczne TVP i Polskie Radio realizując misję oferuje „całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechuje się pluralizmem, bezstronnością, wysoką jakością i integralnością przekazu”. Cóż to bowiem znaczy?
Katolik będzie wszak rozumiał misję zupełnie przeciwnie niż ateista. Patriota ma zupełnie inne jej wyobrażenie niż targowiczanie, którymi teraz zaludniony jest w dużym stopniu nawet parlament (analogicznie jak w drugiej połowie XVIII wieku), nie mówiąc o znajdujących się na usługach zagranicy polskojęzycznych mediach. Miłośnik tzw. wyższej kultury będzie się zżymał na uznanie za misję głupkowatych seriali, którymi zapchane jest kilka kanałów TVP. I tak dalej. Nie ma wzorca misji. Nie ma szans dogodzić wszystkim przy określaniu tego, co należy lub co warto zakwalifikować do dumnie brzmiącej kategorii „misja”. Przypominają się słowa nieżyjącego już wybitnego artysty Adama Hanuszkiewicza, który w 2004 r. słusznie stwierdził: „Hasło jest patetyczne, nie z naszej epoki. Gdyby misja dotyczyła każdego programu, także sportowej transmisji, to po słabszych skokach Małysza szukano by, kto jest [w telewizji] za to odpowiedzialny. Nie przesadzajmy z misją, powinno być poczucie obowiązku telewizji publicznej wobec odbiorców. Dobre programy artystyczne nie muszą być elitarne, by arcydzieła były popularne. Słowacki lękał się wymuskanej sławy, a Mickiewicz chciał pod strzechy”.
To, co Ustawa określa jako misję, powinno ewidentnie odnosić się do każdego przyzwoitego nadawcy, nie tylko do TVP! W Ustawie są opisane zasady po prostu uczciwego podchodzenia do programów i audycji, i do samych telewidzów. Nigdzie przecież nie jest stwierdzone, w żadnym prawie, że prywatni nadawcy i operatorzy mogą być nieuczciwi albo funkcjonować na usługach partii politycznych. Oni powinni być jeszcze bardziej obiektywni niż media publiczne, które są de facto państwowe, a więc zobowiązane do prezentowania racji stanu bez jakichkolwiek wątpliwości, dyskusji lub dywagacji. Co zaś obserwujemy od lat? Najwięksi prywatni nadawcy są po prostu agresywną tubą propagandową lewackich ugrupowań, nie tylko zresztą politycznych.
Ważna będzie w naszych rozważaniach wiedza, że nawet Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ma w kwestii rozstrzygania o misyjności problemy i wcale nie uznaje wszystkich audycji telewizji publicznej za zgodne z jej posłannictwem. To rozróżnienie jest istotne przy rozdzielaniu pieniędzy zebranych z abonamentu – zgodnie z procedurami powinny być skierowane tylko na audycje misyjne.
Wszelkie rozważania na temat misji mają swoje źródło we wspomnianym już art. 21 Ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. z późniejszymi zmianami. Artykuł ten jest przeważnie tytułowany (np. na prawniczej stronie www. arslege.pl) „Misja publiczna publicznej radiofonii i telewizji” – niesłusznie! Artykuły w tej Ustawie nie mają bowiem w ogóle żadnych tytułów, a rozdział 4, w którym znajduje się art. 21, nazywa się po prostu „Publiczna radiofonia i telewizja”. Nie jest to wbrew pozorom nieważna sprawa, bowiem chodzi o jeden z tych elementów interpretacyjnych, które powodują w konsekwencji błędne odczytanie tego, co powinna czynić telewizja publiczna, żeby być w zgodzie z zaordynowanym w Ustawie posłannictwem. A w tej Ustawie, we wspomnianym rozdziale i w przywołanym artykule nie ma ani słowa o tym, że powinna ona za darmo przekazywać prywatnym nadawcom to, co zakupiła lub sama wyprodukowała za ciężkie miliony i miliardy otrzymane przez lata od państwa i obywateli, czyli abonentów. To podsunięta kiedyś przez sprytnych prawników wynajętych przez prywatnych operatorów telewizyjnych interpretacja omawianej tu Ustawy skutecznie zasugerowała, że platformy satelitarne i kablówki powinny otrzymywać gratis to, co emituje nadawca publiczny. Wyjątkowy ich spryt polegał na tym, że na prywatnych nadawców nałożono obowiązek emitowania, i to w całości, programów TVP. Obowiązek – co miało oznaczać, że tak naprawdę to oni wcale by tego TVP nie chcieli mieć w pakietach oferowanych swym klientom, nawet za darmo; no, ale muszą, bo prawo tak każe, a oni w żadnym wypadku nie chcą być z prawem na bakier. Skoro jednak muszą, to łaskawie nadadzą to publiczne dziadostwo, ale przecież mają w związku z tym dodatkowe koszty techniczne, konserwacyjne, administracyjne – no więc trzeba im coś za to zapłacić, logiczne. Logiczne staje się też wszystko następne, kiedy pominiemy moment początkowy: oszukańczą interpretację rozdziału 4, a zwłaszcza art. 21 omawianej tu Ustawy.
Nawet tyleż słynny, co kontrowersyjny art. 43 tejże Ustawy, podobno nakazujący nieodpłatne przekazywanie części programów TVP operatorom prywatnym, jest konsekwencją enigmatyczności pojęcia „misja”. Piszę znów „podobno”, bo funkcjonują poważne interpretacje, że artykuł 43 dotyczy tylko kablówek. Teoretycznie rzecz biorąc, operator ma obowiązek dopiero na wniosek nadawcy udostępnić sygnał kanału nieodpłatnie w terminie do 14 dni od złożenia wniosku. Znów kwestia wielce nieprecyzyjna, bo np. na jak długo ma on udostępniać dany kanał? Może na tydzień, na miesiąc albo na rok – pełna dowolność. Zagmatwanie prawne wokół mediów publicznych – moim zdaniem absolutnie celowe – jest wprost trudne do wyobrażenia sobie nawet przez bardzo inteligentnego człowieka, o ile nie siedzi on od dawna i głęboko w tej tematyce. Media podlegają nie tylko cytowanej tu Ustawie z 1992 r,. ale jeszcze prawom telekomunikacyjnemu, pocztowemu, prasowemu, abonamentowemu, autorskiemu, o ochronie konkurencji, a ponadto zarządzeniom ministerstwa oraz Krajowej Rady i Telewizji i oczywiście uchwałom autonomicznych zarządów własnych spółek. Zwłaszcza telewizja publiczna tkwi w istnej dżungli prawnej. Jest to ewidentnie wykorzystywane do ukrywania korzyści, jakie z gratisowego emitowania programów będących własnością Telewizji Polskiej SA czerpią prywatni operatorzy.
Według danych za ubiegły rok największymi dostawcami płatnej telewizji w Polsce są czołowe platformy cyfrowe i sieci kablowe. Grupa Cyfrowy Polsat miała 4,68 mln abonentów, platforma nc+ została dosyć w tyle ze swoimi 2,09 mln klientów. Z kolei sieć UPC (polska filia międzynarodowego koncernu UPC Broadband) miała przeszło milion klientów telewizji cyfrowej, a Multimedia Polska 835 tys. W sumie mamy więc do czynienia z wieloma milionami telewidzów korzystających codziennie z kanałów TVP – nie za darmo, jak się to głosi, ale za słone opłaty abonamentowe pobierane co miesiąc przez prywatnych operatorów jako należność za wykupione przez pojedynczych klientów przeróżne pakiety. Przeróżne, ale cechujące się zawsze tym samym: wszystkie oferują wśród innych telewizji programy polskiej telewizji publicznej. Za 6 miesięcy będziemy więc w ramach tychże pakietów oglądać także mistrzostwa świata w piłce nożnej.

 

 Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum