Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Triumf jednostki nad wspólnotą i dewiacji nad rozumem.

Aktualności

30.03.2021 10:41

Monteskiusz (pierwszy z prawej, w drugim rzędzie siedzących) w salonie madame Geoffrin, miejscu spotkań elity XVIII-wiecznej Francji. Obraz autorstwa słynnego A.C.G. Lemonniera. Fot. Wikimedia

 

 

 

Monteskiusz (pierwszy z prawej, w drugim rzędzie siedzących) w salonie madame Geoffrin, miejscu spotkań elity XVIII-wiecznej Francji. Obraz autorstwa słynnego A.C.G. Lemonniera. Fot. Wikimedia

 

 

 

Między demokracją a jej pozorami (3)

Prof. Andrzej Nowak

 

 

W debacie publicznej, tak z lewej, jak i z prawej strony, pojawia się bardzo wiele nieporozumień na temat trójpodziału władzy. Wszyscy odwołują się oczywiście do Monteskiusza, rzadko jednak oddając w dyskusji to, o co naprawdę chodziło francuskiemu filozofowi i prawnikowi w jego fundamentalnym dziele „O duchu praw”. Wydane po raz pierwszy w 1748 r., znane jest dziś tylko w pewnym stereotypie, wielkim uproszczeniu, a nie jako bogata w głębokie refleksje rozprawa o funkcjonowaniu społeczeństwa i sposobach sprawowania władzy. Model trójpodziału sprawowania władzy nie był i nie jest tak jednoznaczny, jak chcieliby niektórzy politycy. Monteskiusz (1698-1755) nie był utopistą i swych rozważań nie prowadził w oderwaniu od życia, także życia politycznego, które bacznie latami obserwował (nie tylko we Francji zresztą).
Kiedy odrzuca się ideał republiki, a więc wspólnoty politycznej opartej na zaangażowaniu obywateli i na wychowaniu ich do cnoty obywatelskiej, na wspólnym rozróżnianiu dobra i zła, zaczyna się postrzeganie polityki czy szerzej: władzy – jako zagrożenia, jako zła. Jak osłabić to zagrożenie? To jest pytanie, które pojawia się w historii liberalizmu europejskiego co najmniej od Johna Locke’a (1632-1704). Już na progu wieku XVIII w Anglii rozważa on, jak podzielić władzę tak, żeby nie zagroziła ona tej najważniejszej sferze – prywatnej oraz swobodnej działalności ekonomicznej. Chodziło o sferę, w której każdy może realizować swoje interesy całkowicie po swojemu, a więc taką, w której nie jesteśmy obywatelami, dla których najważniejsza jest wspólnota, lecz indywidualnymi konsumentami i producentami.
John Locke pierwszy wprowadza tę myśl, że w istocie władza powinna być podzielona, a Monteskiusz – który zresztą podziwiał Locke’a, nawiązywał do niego w swych rozważaniach – bezpośrednio kontynuował jego koncepcje. Młodszy od angielskiego filozofa i ekonomisty o ponad pół wieku, nadał niejako kanoniczny kształt rozważaniom nad ograniczeniem władzy. W traktacie „O duchu praw” stwierdził, że władza ma jakby trzy gałęzie. Czyli właśnie ustawodawczą, wykonawczą – jak to wyliczał już Locke – ale obok niej powinna istnieć także wyodrębniona starannie władza sądownicza. Wszystkie one winny służyć wzajemnemu balansowaniu się, wzajemnemu równoważeniu się i ograniczaniu, właśnie po to, żeby nie szkodzić tym jednostkom, które chcą swobodnie realizować swoje interesy; ich indywidualne plany są najważniejsze, ich działalność. Chodzi więc o to, żeby polityka – ani dobra, ani zła – nie mogła przeszkadzać jednostce.
Zagadnienie, jaką rolę powinna pełnić władza sądownicza, jest oczywiście starsze od Monteskiusza i od jego ideału. Wystarczy sięgnąć, jak próbuję to robić w mojej najnowszej książce „Między nieładem a niewolą”, do historii myśli polskiej. Na przykład do dzieła Andrzeja Frycza Modrzewskiego (1503-1572) pt. „O naprawie Rzeczypospolitej”, gdzie polski pisarz, posługujący się znaną wówczas w całej Europie łaciną, bardzo wiele miejsca poświęca właśnie znaczeniu władzy sądowniczej. Przypomnijmy: chodzi o wiek XVI, bez mała 200 lat przed Monteskiuszem!
Modrzewski podkreśla, że po to, aby władza sądownicza była dobra dla społeczeństwa, dla wspólnoty, musi podlegać kilku ograniczeniom, bo bez ograniczeń każda władza może być niebezpieczna, również władza sądów. Polski myśliciel uznał zatem za konieczną wybieralność sędziów, i to wybieralność ze wszystkich grup społecznych, których dotyczy przewód sądowy. Nie może być tak, że jakaś wyselekcjonowana grupa specjalistów zajmuje się ferowaniem wszelkich wyroków, a w dodatku ma na to przywilej dożywotniości. To jest najprostszy sposób na umożliwienie korumpowania tej grupy – to wiedział już Andrzej Frycz Modrzewski. Niemal dokładnie to samo stwierdza baron de Montesquieu. Nie twierdzę bynajmniej, że Monteskiusz sięgał do Frycza Modrzewskiego, choć pamiętajmy, że ten ostatni był czytywany do początku XVIII w. na zachodzie Europy (na przykład jeden z pionierów Oświecenia europejskiego, francuski filozof i historyk Pierre Bayle, sławił dzieło Modrzewskiego jako jedno z najwybitniejszych dzieł poświęconych ustrojowi politycznemu).
W każdym razie Monteskiusz dochodzi do podobnych wniosków co Modrzewski: wyodrębnienie władzy sądowniczej jest potrzebne, żeby osłabić niebezpieczeństwa płynące z koncentracji władzy w ogóle. Istotna jest dalsza część refleksji: skoro wszelka koncentracja władzy jest niebezpieczna, to musi to dotyczyć także władzy znajdującej się w rękach sędziów. Nie może być tak, że sędziowie są wszechwładni i na dodatek stanowią stałą grupę ludzi sprawujących swą funkcję dożywotnio, przez co niezależnie od krytyki nie ma możliwości ich odwołania.
Grupa taka, nazywana dziś przez niektórych kastą, nie jest w żadnym stopniu reprezentatywna dla społeczeństwa. Ostrzega przed tym i Monteskiusz, i Andrzej Frycz Modrzewski. Francuski myśliciel bez wątpienia złapałby się dziś za głowę, gdyby widział uroszczenia obecnej władzy sądowniczej, która chce stać ponad ustawodawczą i wykonawczą, w oczywisty i bezczelny sposób przecząc trójpodziałowi władz i zagrażając w ten sposób naszej wolności.
Dla Monteskiusza, trzeba to podkreślić, ważne jest to, że również władza ustawodawcza powinna pochodzić z wyboru. Francuz najbardziej podziwiał ustrój angielski, tamtejszy parlamentaryzm. Wybór oparty o decyzję większości wspólnoty nadaje specjalną legitymację wybranym, dodaje im znaczenia. Jeżeli jednak demokratycznie wybrana władza miałaby być podporządkowana władzy sądowniczej, wtedy oczywiście byłoby to zaprzeczenie reprezentatywności i psucie ustroju. Nie może być tak, że sądy, zamiast respektować prawo tak jak zostało ono stworzone, mogą wszystko po swojemu dowolnie interpretować, nie narażając się przy tym na żadne konsekwencje.
Mówię o tym w konkretnym zastosowaniu do konkretnej sytuacji. Chodzi o próbę złamania przez Parlament Europejski traktatów unijnych, a mianowicie o połączenie tzw. zasady praworządności (czy też zasady tzw. praworządności) z budżetem Unii Europejskiej. Aby rozstrzygnąć sprawę, kanclerz Angela Merkel zaproponowała, wbrew traktatom, przedłożenie kwestii Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej. I to jest właśnie przejaw tego procesu, przed którym przestrzegał Monteskiusz: sędziowie zastępują władzę ustawodawczą i władzę wykonawczą. Oczywiście w takim układzie musi dojść do absolutnej dominacji sądów, do tyranii sędziów.
W powyższym przypadku, przypomnę, idzie o traktaty europejskie, które zostały ustanowione pomiędzy rządami pochodzącymi z wyborów demokratycznych w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Rządy te umówiły się między sobą co do pewnych warunków gry w sposób oczywisty, niewymagający żadnej innej interpretacji. A nawet gdyby nagle taka interpretacja była konieczna, to powinni jej dokonać ci, którzy traktaty stanowili. Tymczasem kanclerz Angela Merkel zaproponowała, że najlepiej będzie, jak sędziowie zabiorą się za interpretację tego, co nie leży w ich gestii. Inaczej mówiąc, nie jest ważne to, jak się umówili kiedyś co do zasadniczej sprawy przedstawiciele demokratycznie wybranych rządów, zakładając wspólnotę Unii Europejskiej, lecz ważne jest to, co powiedzą teraz sędziowie.
To jest poważny problem. Sędziowie – i zdawał sobie z tego sprawę tak Monteskiusz, jak i Frycz Modrzewski – nie są bogami, są rzecz jasna ludźmi, którzy ulegają różnym wpływom z politycznymi włącznie. Korupcja sędziów (niekoniecznie finansowa, ale wynikająca po prostu z „zawrotu głowy” od przyznawanej im wszechwładzy), przed którą zwłaszcza przestrzegał bardzo mocno Modrzewski, stanie się w takiej sytuacji podstawą funkcjonowania systemu sądownictwa.
Jeśli ktoś chciałby szukać historycznego uzasadnienia dla wprowadzenia izby dyscyplinarnej w polskim systemie sądownictwa, powinien tylko cytować Modrzewskiego. On pisał i mówił właśnie o konieczności znalezienia sposobu na karanie sędziów skorumpowanych. Sędziowie nie mogą czuć się i pozostawać faktycznie bezkarni. Pamiętajmy, że jak wspomniałem wyżej, korupcja jest możliwa nie tylko w sensie finansowym, ale również w sensie umysłowym, ideologicznym, politycznym, światopoglądowym.
Właśnie światopogląd, w tym przypadku sprzyjający ideologii gender, jest odzwierciedlony w debatach i decyzjach Europarlamentu. Wiemy to z wyroków wydawanych przez TSUE, znajdujących potem swoje odzwierciedlenie w decyzjach sądów krajowych. Nie są to już decyzje stricte sądowe, ale decyzje o charakterze ideologicznym albo zgoła politycznym, choć oczywiście zawsze mniej lub bardziej zręcznie „opakowane” żargonem prawniczym. Stoją one w sprzeczności, nieraz bardzo jaskrawej, do opinii większości wyborców w poszczególnych krajach. Mamy zatem do czynienia z radykalnym złamaniem zasady trójpodziału władz, o której mówił Monteskiusz i którą rozumiał jako zapobieżenie niebezpieczeństwu płynącemu z koncentracji władzy w rękach jednej z trzech władz.
Odejdźmy na chwilę od przykładów polskich, spójrzmy na Sąd Najwyższy w USA. Widać od dawna, że toczona jest tam wielka batalia polityczna o to, ilu sędziów i o jakiej orientacji światopoglądowej uda się wsadzić do Sądu Najwyższego poszczególnym prezydentom. To jest najważniejsze, bo prezydenci przychodzą i odchodzą, zmieniają się, natomiast sędziowie pozostają, przetrwają wszystkich, są mianowani dożywotnio. Całkiem otwarcie toczy się w sądzie walka ideologiczna, nikt się z tym faktem nie spiera, wszyscy o tym piszą. Po takim stwierdzeniu musimy zadać sobie pytanie: czy mamy zideologizowanemu sądowi (w tę czy w drugą stronę) oddać pełnię władzy nad władzą pochodzącą z demokratycznego wyboru, czyli władzą ustawodawczą?

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 10/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum