Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

SYRIA RWIE SIĘ DO ŻYCIA

Aktualności

31.10.2017 10:04

Wyremontować zrujnowane mieszkanie pomogła tej rodzinie polska sekcja Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Ojciec z wdzięcznością przytula figurę Matki Bożej. Wyremontować zrujnowane mieszkanie pomogła tej rodzinie polska sekcja Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Ojciec z wdzięcznością przytula figurę Matki Bożej.

 

Agent Watykanu w podróży po kraju zbombardowanym przez dżihadystów

 

Z ADAMEM BUJAKIEM
rozmawia Jolanta Sosnowska

 

Jolanta Sosnowska: Miesiąc temu wróciłeś z Syrii, można powiedzieć z wojny syryjskiej, gdyż od 2011 r. nieprzerwanie toczą się w tym kraju zacięte walki na różnych obszarach; trudno już zewnętrznemu obserwatorowi rozeznać się, kto z kim się bije, faktem natomiast jest, że szczególnie zawzięcie mordowani są tam chrześcijanie. Byłeś również w Aleppo, będącym niejako symbolem tej wojny, które leży ok. 50 km na południe od granicy z Turcją. To drugie co do wielkości miasto tego kraju po Damaszku, a jego historia liczy 4 tysiące lat. Twoja podróż w te rejony obarczona była wielkim ryzykiem, ale chyba nie przypuszczałeś, że już sam wjazd do Syrii będzie dla Ciebie nie lada trudnością?

Adam Bujak: Absolutnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że figuruję na liście tamtejszych służb specjalnych jako... agent Watykanu, a więc osoba bardzo niebezpieczna. Byłem razem z ekipą Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie i wszyscy pozostali członkowie delegacji na czele z ks. prof. Waldemarem Cisłą przeszli kontrolę graniczną bez problemów, tylko ja podpadłem. Gdyby nie interwencja lokalnego biskupa, nie zostałbym przepuszczony.

Dodajmy, że były to siły rządowe, a prezydent Baszszar al-Asad raczej sprzyja chrześcijanom.

Jechaliśmy z Bejrutu do syryjskiej granicy w kolumnie aut, byłem w trzecim aucie z biskupem. Na granicy miejscowy duchowny pertraktował z naczelnikiem służby granicznej, który zwracał się do mnie per Foto Adam Budżak. Zażądał w końcu napisania przeze mnie oświadczenia. Ale jak ja mam napisać oświadczenie po arabsku? Zrobił to w moim imieniu miejscowy ksiądz i potem odczytał publicznie, że w trakcie mego pobytu w Syrii nie będę kontaktował się z żadnym syryjskim dziennikarzem ani nie udzielę żadnych wywiadów. Zapisy na moje nazwisko w syryjskiej bezpiece odnoszą się prawdopodobnie do czasów, kiedy podróżowałem tam wraz z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Powiedział mi o tym później maronicki biskup Antoine Chbeir z Tartus. Nie wiem, co dokładnie przeciwko mnie napisali jeszcze w 2001 r., kiedy w maju trwała papieska pielgrzymka, ale chyba zaznaczyli, że mam dożywotni zakaz fotografowania. Sprawdzanie mnie jako agenta – telefonowanie z Damaszkiem itp. – trwało w niesamowitym upale półtorej godziny. Potem byłem cały czas obserwowany, fotografowany i podobno chroniony.

Ale mimo to jednak fotografowałeś, przywiozłeś przecież kilka tysięcy zdjęć z tej niebezpiecznej podróży.

No a jakże inaczej, po to tam przecież pojechałem. Ale nie afiszowałem się z aparatem tam, gdzie było szczególnie niebezpiecznie. Również na granicy syryjsko-libańskiej miałem aparat schowany głęboko. Po przekroczeniu granicy jadąc przez pustynię, szybko natknęliśmy się na patrol rządowych wojsk; wąsaty Arab zapytał mnie, otworzywszy gwałtownie drzwi samochodu: You liked Syria? Odpowiedziałem natychmiast: very liked. Podobnie odpowiedziałem na pytanie o prezydenta Asada – i drzwi auta się zatrzasnęły. Gdybym tego nie zrobił, przekopaliby bagaże i zabraliby wszystkie materiały.

A jak było z przemieszczaniem się po Syrii?

Drogi prowadzą tam głównie przez pustynię; jechaliśmy kilkaset kilometrów i mniej więcej co 10 km zatrzymywały nas kontrole. Żołnierze z karabinami wyłazili z zapyziałych blaszanych bud, w których musiał panować potworny gorąc (na zewnątrz było prawie 40°C) . Żeby jechać dalej, trzeba było dawać „prezenty”. Nigdzie się bez tego nie przemieścisz. Poza tym, gdyby nie wieźli nas tamtejsi księża albo biskupi, nie byłoby żadnych szans na przemieszczanie się. Chciałem sfotografować tych żołnierzy, ale powiedziano mi, abym nawet się nie ważył, bo zaczną do nas strzelać.

Gdzie w Syrii nocowaliście?

W klasztorach, i to w bardzo przyzwoitych warunkach. Tam Kościół naprawdę żyje, mimo wojny nikt z księży ani sióstr czy braci zakonnych stamtąd nie uciekł. Myślałem, że zobaczę w świątyniach kilka staruszek i to wszystko, tymczasem – nic podobnego. Kościół w Syrii jest prężny, odważny, wspaniały.

Jak widać, wcale nie tęsknią tam za zachodnioeuropejskim rajem obiecywanym uchodźcom, za tułaczką do Niemiec…

Wszędzie słyszałem – my kochamy Syrię, chcemy żyć w Syrii. Nie potrzeba nam nigdzie wyjeżdżać, chcemy tylko mieć tu pokój. Nic więcej.

Jakie chrześcijaństwo i jakich chrześcijan spotkałeś w Syrii po szesnastu latach od ostatniej Twej tam bytności?

Istniejące tam niemal od dwóch tysięcy lat chrześcijaństwo jest nadzwyczajne, a chrześcijanie silni w swej wierze, piękni i niezłomni. Np. maronicka katedra w Aleppo, dziś otoczona ruinami, była podczas Mszy św. pełna ludzi, w tym także młodzieży i dzieci. Byli oni radośni i pełni ufności, mimo tragedii, która spotkała ich miasto i ich ojczyznę. Tam jest imponujący, żyjący Kościół – dzięki ludziom, których przepełnia gorąca wiara. Byłem zachwycony tym, co zobaczyłem w Aleppo i w maronickiej katedrze, i w katolickim kościele ojców Franciszkanów, i gdzie indziej. Na każdym kroku widać ślady działalności wyznawców Jezusa, nawet wśród ruin, co starałem się ukazać na zdjęciach. Biskup Antoine Chbeir wspomniał wiernym podczas Mszy św., że jestem fotografem z Polski i że miałem problemy na granicy. Po Eucharystii ludzie podchodzili do mnie i kreślili mi na czole znak krzyża, ściskali i dziękowali, że do nich przyjechałem z dalekiej Polski, która chce im pomagać, a nie porywać stamtąd młodych ludzi. Niebywałe zupełnie przeżycia. Wiele razy podczas pobytu w Syrii po prostu uroniłem łzę. Niech Europa, nie tylko Zachodnia, uczy się wiary od Syrii. Niezbitym tego dowodem są zdjęcia, które tam zrobiłem.

Jak dziś wygląda Aleppo, to nabrzmiałe historią miasto, którego początki sięgają co najmniej 1800 r. p.n.e.? Miasto, w którym na fortecznym wzgórzu odpoczywał Abraham podczas swej wędrówki z Ur do Kanaanu. Miasto o starożytnych zabytkach wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, z których większość została w 2014 r. przez islamistów całkowicie zniszczona lub poważnie uszkodzona.

To prawda, Aleppo – jedno z najstarszych miast w tamtym regionie i w ogóle na świecie, ma strategiczne położenie między Morzem Śródziemnym a Eufratem i w 2006 r. zostało nazwane „Stolicą kultury islamskiej”. Chrześcijanie stanowili tam ostatnio ok. 20% mieszkańców. Od lata 2012 do grudnia 2016 r. miasto znajdowało się w ogniu strasznych walk, do których używano samolotów bojowych i helikopterów, wyrzutni rakietowych i pojazdów opancerzonych. Aleppo było systematycznie niszczone, a ludność mordowana, dlatego tak wielu mieszkańców podjęło ucieczkę, przeważnie gdzieś do krewnych w głąb kraju, nie do Europy. Dopiero od 22 grudnia 2016 r. Aleppo jest kontrolowane przez syryjskie oddziały rządowe i powoli zaczyna wracać tu normalność, której warunkiem wszakże jest stały pokój. Teraz w atmosferze ogromnej nadziei trwa mozolne odgruzowywanie i odbudowywanie.

Warto w tym miejscu dodać pewną polską ciekawostkę. Otóż w 1849 r. w Aleppo, które wówczas należało do Turcji, był internowany gen. Józef Bem, który schronił się tu po upadku powstania na Węgrzech. Później sfinansował i uruchomił w mieście fabrykę saletry; dostarczał ją rządowi tureckiemu. W uznaniu zasług został mianowany generałem tureckiej armii. W listopadzie 1850 r. Bem zachorował na malarię azjatycką, na którą zmarł w Aleppo w nocy 10 grudnia.

Chętnie bym sprawdził, czy są jeszcze, czy ocalały w Aleppo ślady bytności bohaterskiego polskiego generała, jednak nie mogłem nigdzie samodzielnie się poruszać, bo po pierwsze cały czas mieliśmy przy sobie rządowych „aniołów stróżów”, a po drugie, 80 proc. dzielnic zostało zamienionych w ruinę.

W jaki zatem sposób mogłeś się w miarę swobodnie przemieszczać z miejsca na miejsce? Przecież tam wszyscy żyją nadal w stałym zagrożeniu życia...

Bez tamtejszego Kościoła nic byśmy nie zrobili, niczego nie mógłbym zobaczyć ani udokumentować. Z Kościołem władze rządowe, w przeciwieństwie do islamistów, się liczą. Z polskiej strony nad całością wyprawy czuwał nieoceniony i niestrudzony ks. prof. Waldemar Cisło, szef polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie, dla którego był to któryś z rzędu wyjazd z konkretną pomocą. Widać, jak bardzo jest tam kochany i jak bardzo wyczekiwany.
Jedno mogę powiedzieć – Syria rwie się do życia. Ludzie, gdzie tylko mogą, uprzątają ruiny i próbują w dawnych swych domach egzystować – nawet jeśli na razie w bardzo prymitywnych warunkach. Uchodźcy, których wojna pozbawiła dorobku życia, też powoli wracają. Śpią w zrujnowanych domach na jakichś siennikach, barłogach, wygospodarowują sobie maleńką przestrzeń do życia i próbują dźwigać się na nowo. Całymi rodzinami. Sprzyja im na szczęście ciepły, słoneczny klimat. Dostrzegałem ogromne kontrasty – na jednym skrawku enklawa, gdzie wydaje się, że ludzie żyją normalnie, a już 50 m dalej ruiny, kamienna pustynia, straszny obraz przebytej tragedii.

Trasa, którą przebyłeś w Syrii, wiodła do Aleppo przez miasta Tartus, Homs i Jabrud. Homs to trzecie co do wielkości miasto w Syrii. Znajdują się tu m.in. ruiny słynnej średniowiecznej twierdzy z czasu wojen krzyżowych, kościół św. Eliasza, ruiny cytadeli oraz syryjsko-ortodoksyjna katedra Najświętszej Marii Panny, wzniesiona na fundamentach świątyni z 50 r. po narodzinach Chrystusa; przechowywana jest tu niezwykła relikwia: pas, który należał do Matki Bożej. W 2012 r. świątynia została podczas walk zbombardowana. Warto może dodać, że podczas II wojny światowej w Homs była formowana i stacjonowała Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich.

W Homs niesamowite wprost wrażenie zrobił na mnie pewien ocalały dom pośrodku morza kamiennych ruin. W siedzibie tamtejszego biskupa, w której nocowaliśmy, wisiał zaś wstrząsający do głębi krucyfiks – Chrystus na krzyżu z przestrzelonym korpusem i odstrzelonymi, wiszącymi oddzielnie rękoma. Obok jezuickiego kompleksu stała katedra maronicka, w którą walnął pocisk. Bomba wpadła przez kopułę, zabijając biskupa. Gdy przyjechaliśmy, katedra była już w środku uprzątnięta z gruzu i można już było odprawić Mszę św. Jeszcze niedawno to miejsce okupowały wojska ISIS. Strzelali do wszelkich wizerunków Chrystusa lub Matki Bożej, najpierw w oczy, a potem w resztę twarzy, żeby ją zmasakrować. Sfotografowałem np. figurę Matki Bożej, która ma tylko szyję i korpus. Dżihadyści z upodobaniem strzelali do twarzy świętych na ikonach oraz ścinali głowy figurom świętych.

Byłeś też krótko w Tartus, którego biskup Antoine Chbeir przebywał w czerwcu w Polsce, organizując pomoc dla swoich syryjskich podopiecznych.

Biskup Antoine Chbeir starał się ze wszystkich sił odwdzięczyć Polakom za otrzymywaną od nich pomoc. W mieście portowym Tartus, w północno-zachodniej Syrii, także fotografowałem ślady chrześcijaństwa sprzed wielu wieków. Np. dawny warowny kościół Naszej Pani z Tortosy zbudowany na początku XIII w. przez krzyżowców, gdzie romańszczyzna pięknie łączy się z gotykiem – ocalał przed bombardowaniami. Był częścią twierdzy, która od XII w. stanowiła główną warownię templariuszy w Ziemi Świętej, a dziś jest tam muzeum.

W Jabrud, gdzie przez jakiś czas w 2014 r. panowało ISIS, tydzień przez wyparciem z miasta dżihadystów widziano świetlistą postać Matki Bożej, która unosiła się nad kościołem pod Jej wezwaniem. Wyglądała dokładnie tak, jak przedstawiała Ją figura Matki Bożej Pokoju zniszczona przez barbarzyńców z ISIS. Na pamiątkę tego cudownego wydarzenia postawiono przed tą świątynią wielką kopię zbombardowanej figury.

Tak, widziałem tę ogromną statuę Maryi, chyba dziesięciometrową, która stanowi swoisty symbol niezłomnej wiary mieszkańców tego miasta. Ludzie w Jabrud opowiadają o wielu innych cudach, np. o tym, że przez 12 godzin po opanowaniu miasta przez ISIS z figury Maryi płynęły łzy. W tym mieście, leżącym ok. 80 km na południowy wschód od Damaszku, zafascynowała mnie też prastara odbudowana katedra, przekształcona ok. 40 r. po narodzinach Chrystusa z pogańskiej świątyni Jowisza. Katedra bardzo ucierpiała na przełomie września i października 2013 r. podczas ostrzeliwania i bombardowania dzielnicy chrześcijańskiej przez dżihadystów. W Jabrud jest też niezwykle cenny, należący do grekokatolików kościół Konstantyna i św. Heleny z ikonostasem z III w. i starorzymskimi kolumnami. Tam islamiści strzelali do fresku przedstawiającego stojących pod krzyżem patronów świątyni. W ostatni dzień bezpieka puściła nas także do Starego Miasta. Bardzo chciałem sfotografować słynną twierdzę, przynajmniej z zewnątrz, ale się nie udało, nie pozwolili. Z fortecznej góry rozpościerał się widok na wstrząsające ruiny – wszystko totalnie rozwalone… Tam, gdzie wcześniej była piękna dzielnica obsadzona palmami, dziś sterczą makabryczne kikuty rozerwanych na strzępy budynków i drzew.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum