Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„ŚWIĘTA WIARA W INTERNET, CZYLI DZIEJE SPEKTAKULARNEGO UPADKU POLSKIEJ KSIĄŻKI”

Aktualności

19.06.2018 9:50

Kilka lat temu w Polsce było blisko 4 tys. księgarń. Dzisiaj realnie działających książnic jest już tylko około tysiąca, wliczając w to przenośne stoiska uliczne i kawiarnio-księgarnie.

 

 

 

Kilka lat temu w Polsce było blisko 4 tys. księgarń. Dzisiaj realnie działających książnic jest już tylko około tysiąca, wliczając w to przenośne stoiska uliczne i kawiarnio-księgarnie.

 

Adam Sosnowski

 

Co pewien czas do mediów przebija się kilka szokujących liczb – choć można sobie postawić pytanie: czy one jeszcze naprawdę kogokolwiek szokują?
Według badań Biblioteki Narodowej w zeszłym roku tylko 38 proc. Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę. Bardziej wymowne jest stwierdzenie, że 62 proc. Polaków w ciągu 365 dni nie przeczytało żadnej książki. To mniej więcej tak samo jak w latach 2015 i 2016. Sytuacja jest zatem fatalna, ale stabilna, rzekłby cynik. Jeszcze kilkanaście lat temu co najmniej jedną książkę rocznie czytało blisko 60 proc. naszych rodaków; upadek jest zatem szybki i dramatyczny.
Czytelnictwo w Polsce – krok ku depresji
Przyjmując za średnią grubość książki 200 stron, oznacza to czytanie pół strony dziennie, czyli czynność, na którą poświęcilibyśmy pół minuty z 24 godzin pozostających do naszego dobowego wykorzystania. Polaków, którzy w przeciągu roku przeczytali siedem książek (lub więcej), jest już tylko 9 proc.
Warto przyjrzeć się tym liczbom w odniesieniu do statystyk innych krajów, bo zazwyczaj miło pocieszyć się myślą, że u nas co prawda jest źle, ale u innych może być jeszcze gorzej. Niestety to porównanie jest kolejnym krokiem ku depresji.
We wszystkich statystykach czytelnictwa Polska ląduje na ostatnich miejscach. Według międzynarodowych badań przeprowadzanych w 2017 r. przez niemiecki Gesellschaft für Konsumforschung – jedną z największych instytucji świata zajmujących się badaniem opinii konsumenckiej – prym w czytelnictwie wiodą Chiny, gdzie 70 proc. mieszkańców czyta jedną książkę przynajmniej raz w tygodniu, a jedynie 2 proc. nie przeczytało żadnej. Na kolejnych miejscach plasują się Rosja, Hiszpania, Wielka Brytania, Włochy, USA, Argentyna, Brazylia, Meksyk, Kanada i Niemcy, gdzie sięgających co najmniej raz w tygodniu po książkę jest ponad 50 proc., natomiast liczba osób nieczytających nie przekracza progu 10 proc. Przed Polską znajduje się jeszcze kilkadziesiąt innych krajów. W Niemczech 25 proc. społeczeństwa podaje, że książki czyta codziennie.
Czytanie jest jednym wielkim cudem – mawiała austriacka pisarka Marie von Ebner-Eschenbach, a Horacy już dwa tysiące lat temu zauważył, że przede wszystkim powinieneś czytać i szukać dobrej rady w książkach. W Polsce rezygnujemy z tego cudu i tych dobrych rad. Jak to możliwe?
Wolimy piwo od książki – ale dlaczego?
Gdy zadaję to pytanie w rozmowach czy dyskusjach panelowych, pierwszą odpowiedzią jest zazwyczaj, że to z winy internetu, który ogólnie stał się takim pojęciem wytrychem tłumaczącym wiele fenomenów społecznych. Niemniej nie jest to odpowiedź satysfakcjonująca, gdyż wśród wymienionych wcześniej krajów z największym czytelnictwem dominują państwa o wyższym stopniu digitalizacji niż Polska, państwa, gdzie internet pojawił się wcześniej i rozwijał się szybciej.
Drugim powodem dosyć często podnoszonym jest brak czasu. To argument równie nieprzekonujący. Szczególnie martwi mnie taka odpowiedź, gdy pada z ust moich studentów filologii, których co roku w październiku pytam, co czytają, a większość z nich odpowiada, że nic, bo – nie mają na to czasu. Jeżeli młodzi ludzie na studiach, bez rodzin na utrzymaniu, bez konieczności chodzenia do pracy, nie mają czasu na lekturę, to kto może ten czas mieć? Zresztą dotyczy to nie tylko studentów. GUS podał w 2015 r., a więc w czasie, kiedy czytelnictwo było już na bardzo marnym poziomie, że popularnymi sposobami spędzania wolnego czasu przez Polaków były oglądanie telewizji i słuchanie radia. 81 proc. osób oglądało telewizję codziennie, w tym ponad 30 proc. do 2 godzin i prawie drugie tyle 2–4 godziny. Co piąta osoba przeznaczała na oglądanie telewizji ponad 4 godziny dziennie. Oglądanie telewizji nie jest jednak u nas obowiązkowe; zatem brak czasu nie jest uzasadnionym wytłumaczeniem.
Tymczasem trzecim, jakoby koronnym argumentem dla spadku czytelnictwa ma być cena książek, która jest rzekomo zbyt wysoka. Ten fałszywy pogląd lansują głównie polskojęzyczne gazety codzienne posiadające właścicieli w Niemczech, gdzie akurat średnia cena książki jest blisko cztery razy wyższa niż u nas! Przy praktycznie tych samych kosztach produkcji. Według badań CBOS cena jest zresztą kryterium numer jeden, którym Polacy kierują się robiąc jakiekolwiek zakupy; nie bez powodu nazywa się nas społeczeństwem dyskontowym. Z międzynarodowego sondażu wykonanego w 2017 r. przez firmę Accenture (Global Consumer Pulse Research) wynika natomiast, że na dojrzałych rynkach klienci oczekują przede wszystkim prostych transakcji, zaufanej marki i wysokiej jakości produktu, dla której są skłonni sięgnąć głębiej do portfela, gdyż dla nich ważniejszy od niskiej ceny jest stosunek jakości do ceny. U nas klient często tej świadomości jeszcze nie ma, czego przykrym przykładem są grudniowe awantury o karpia w rozsianych po całej Polsce niemieckich marketach sieciowych. Zresztą ta mentalność jest też powodem, dla którego nasz rynek został zdominowany przez zagraniczne supermarkety, które weszły do Polski z bardzo prymitywną strategią – robić promocje i dawać taniej (fakt, że przez wiele lat były zwolnione z podatków, oczywiście im pomógł, ale to temat na osobny artykuł). Nawet gdy w ostatnich miesiącach wyszło na jaw, że robią to kosztem jakości produktów, które w zachodnich placówkach mają dużo lepszy skład niż ich polskie odpowiedniki w tym samym nieraz opakowaniu, Polaków to nie ruszyło, bo ważne jest tylko to, żeby było taniej. Proszę zwrócić uwagę, że cała reklama ukierunkowana jest tylko na cenę z pomijaniem jakości. To dyskonty kształtują w Polsce nawyki konsumenckie.
Wracając jednak do sytuacji książki, problem z pewnością nie tkwi w cenie – gdyby tak było, biblioteki pękałyby w szwach; Polacy może by nie kupowali, ale tam zaspokajaliby swój głód lektur i ustawiali się w kolejkach do najciekawszych tytułów. Mitem jest też stwierdzenie, jakoby Polacy byli zbyt biedni, aby mogli sobie pozwolić na zakup książek. Polacy rocznie wydają na książki (wliczając w to podręczniki, poradniki, kodeksy praw etc.) tylko 2,3 mld złotych, gdy na piwo w tym samym okresie aż blisko 15 mld zł, a więc prawie siedem razy więcej. Mówiąc prościej: średnio każdy z nas w roku wyda 60 zł na książki, a 400 zł na browary.
Ogólnie 3,6 proc. wydatków domowych w polskich gospodarstwach domowych przypada na alkohol, co jest kwotą astronomiczną – w Europie ten odsetek jest wyższy tylko w trzech krajach bałtyckich. W Hiszpanii, jednym z liderów czytelnictwa, kształtuje się on na poziomie 0,8 proc., w Niemczech jest to 1,5 proc. (dane Eurostatu). Wniosek jest prosty: Polacy wolą pić niż czytać. Wydatki na alkohol rosną z roku na rok, a na książki z roku na rok maleją. Zatem to kwestia priorytetów, a nie braku pieniędzy.
Jest jeszcze jeden fatalny aspekt tej sprawy. Niebotyczne rabaty zmuszają wydawców do zawyżania ceny detalicznej, ponieważ wiedzą oni, że już na dzień dobry zostanie obniżona o połowę. To zawyżanie z kolei odbija się bardzo negatywnie na księgarzach stacjonarnych, bo oni nie są w stanie stosować 50-procentowych rabatów, po prostu by nie mieli szans się utrzymać. Po wprowadzeniu stałej ceny książki na przynajmniej 12 miesięcy wydawcy zapowiadają urealnienie i de facto obniżenie ceny detalicznej.
Czy Polacy nie czytają z głupoty, czy głupieją z nieczytania?
Oczywiście rysuje się tutaj smutny obraz nas jako potomków tak wielkich pisarzy jak Kochanowski, Mickiewicz, Sienkiewicz, Wyspiański... I nie jest to chyba przypadek, że wraz z upadkiem polskiej kultury czytania upada też polska literatura, która po śmierci Miłosza i Herberta nie może pochwalić się już żadnym wielkim pisarzem.
A przecież nie jest też tak, że Polacy nie czytają dlatego, że są głupsi od innych narodów (choć faktem jest, że brak lektury prowadzi do otępienia i zaniku samodzielnego myślenia, co potwierdza wiele badań), ale dlatego, że książka jako taka w debacie publicznej i w ogóle w mediach praktycznie nie istnieje, a rynek książki jest dziki, nieuregulowany i zmonopolizowany. Żaden inny produkt w Polsce nie ma tak zdewastowanego rynku. Sytuacja jest po prostu tragiczna.
Upadek branży zaczął się na dobre w 2011 r., kiedy rząd PO-PSL wprowadził podatek VAT na książki. Przypomnijmy, że stawkę VAT podniesiono wówczas ogólnie z 22 proc. na 23 proc., natomiast w przypadku książek z zera na 5 proc. Z pozoru wydaje się to małą zmianą, ale spowodowała ona efekt domina, a branża ta już wcześniej balansowała na granicy opłacalności. Podniesiono VAT, przez co znacznie droższe stały się papier, farby i usługi, co z kolei podniosło ceny produkcji książek. Naturalnym ruchem byłoby w tej sytuacji podnieść cenę swojego towaru, ale hurtownicy i księgarze znają (opisane wyżej) zachowanie polskich klientów poszukujących tylko taniochy. Może zresztą tę cenę można by podnieść, gdyby uczynili to wszyscy, gdyby rynek był solidarny. Ale nie jest i wielu nad tym pracuje, by sytuacja się nie zmieniła.
Wzrost ceny produkcji przy zachowaniu tej samej ceny detalicznej okazał się ciosem w plecy dla wielu wydawców, którzy ponoszą największe ryzyko finansowe w produkcji i handlu książek. W związku z tym wiele wydawnictw zakończyło swoją działalność albo popadło w poważne tarapaty finansowe. Z aktualnych analiz wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska wynika, że dziś już co drugi wydawca ma długi lub inne poważne kłopoty finansowe. Oblicza się, że w ostatnich dwóch, trzech latach zaniechało działalności (nie zawsze się wyrejestrowując) ok. tysiąca wydawnictw! Na co dzień słyszy się coś niecoś o tych największych, najbardziej znanych, ale mniejsze lub małe wydawnictwa, rodzinne, nieraz jedno-, dwuosobowe nie odnotowują spektakularnych wydarzeń. Spełniają wszakże wielką rolę kulturotwórczą, podejmując się wydawania pozycji, które dla większych firm byłyby nieopłacalne ekonomicznie. Ale pozycje te są bardzo opłacalne oświatowo, kulturowo i podtrzymują społeczeństwo obywatelskie, promują swoje regiony, kształtują propolską politykę historyczną itd.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum