Amerykanie czczą swoje święto narodowe, czyli Dzień Niepodległości (4 lipca) bardzo uroczyście; takie defilady i manifestacje w Polsce jednak uznane by zostały przez mass media oraz przez Komisję Europejską za przejaw nacjonalizmu i faszyzmu, który trzeba zwalczać wszelkimi środkami. Fot. Steven L. Shepard
List otwarty do prezydenta Donalda Trumpa
Leszek Sosnowski
„Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie zadana. ‘Wolność nie jest ulgą,
lecz trudem wielkości’ (Leopold Staff, ‘Oto twa pieśń’). Wolności bowiem może człowiek używać dobrze lub źle. Może przez nią budować lub niszczyć”.
Jan Paweł II,
Polska, Jasna Góra, 1983
Znów uruchomiono machinę strachu. Gazeta wiadomo jaka obwieściła nawet, że „Forsowanie tego projektu [repolonizacji mediów] oznaczałoby konfrontację ze Stanami Zjednoczonymi”. Ba! są tacy, którzy w to uwierzyli. No cóż, jeśli o mnie chodzi, jakoś się nie wystraszyłem i dalej stanowczo domagam się w Polsce polskich mediów! W tej kwestii mogę się konfrontować z każdym, także z USA, z Niemcami i „kodziarzami”, z pożytecznymi idiotami i strachliwymi ministrami, z każdym. Cóż jest bowiem ważniejszą rzeczą dla suwerennego kraju niż zapewnienie sobie bezpieczeństwa? A media w naszych czasach są równie ważnym elementem tego bezpieczeństwa, jak silna i nowoczesna armia. Jeśli je zlekceważymy, to nigdy nie uzbroimy się należycie ani nie uznamy tego za konieczne, bowiem hasające między Odrą a Bugiem niemieckie publikatory wmówią społeczeństwu, że dla Polaków zbrojenie się jest bardzo niekorzystne.
Tyle już od 1989 r. oddaliśmy zachodnim sąsiadom za darmo albo za grosze, w tym właśnie media, że nikt mnie nie przekona, iż scenariusz rozbrojenia kraju jako najkorzystniejszego rozwiązania dla Polski jest nierealny. Przecież taki przekaz mainstreamowe media lansują już od dawna. To bardzo groźne zjawisko. A jeśli tak, to trzeba robić wszystko, by Stanom Zjednoczonym, najbliższemu sojusznikowi, z którym wspólnie zaczęliśmy organizować obronę, przybliżyć i objaśnić naszą dramatyczną sytuację na polu mediów, tym kluczowym froncie wojny hybrydowej. Nikt jednak sojusznika nie informuje. Wprost przeciwnie: jest on dezinformowany!
Należało przecież nową panią ambasador USA w Warszawie, osobę zupełnie niedoświadczoną w europejskich stosunkach międzynarodowych, zaprosić na kawę raz i drugi, by przy okazji dyskusji np. o modzie lub sztuce wyjaśnić jej kto jest kto, ukazać mechanizmy manipulacji i metody wprowadzania w błąd opinii publicznej stosowane nad Wisłą. Ewidentnie tzw. totalna opozycja uprawia skuteczniejszą dyplomację niż całkowicie pozbawione sprytu oficjalne służby rządowe. Tyle tylko, że „totalsi” są właśnie elementem rozbrajania Polski, a nie obrony jej suwerenności… Walą w obóz patriotyczny z medialnych armat dzień i noc. A przecież pod stałym ostrzałem padnie w końcu nawet najtwardszy mur. Padnie lub wycofa się nawet Fort Trump. W sytuacji, gdy władza chowa głowę coraz głębiej w piasek, jeśli chodzi o przywrócenie rynkowi mediowemu polskości, postanowiłem, choć nie premier i nie ten Prezes, tylko skromny wydawca z Krakowa, napisać list do prezydenta Donalda Trumpa. Oto on.
Szanowny Panie Prezydencie!
Miliony Polaków zbulwersował list pani Georgette Mosbacher do polskiego premiera. Pani ambasador, prawdopodobnie nie zdając sobie z tego sprawy, nie broni żadnej wolności mediów, kiedy wstawia się za TVN-em. Wprost przeciwnie! Niechcący broni m.in. koncepcji przejęcia przez Berlin hegemonii nad Europą, bowiem taką właśnie wizję naszego kontynentu lansuje od lat ta formalnie amerykańska stacja telewizyjna. Nie należy dawać zwodzić się pozorom; USA ma na naszym kontynencie wielkiego przeciwnika politycznego, czyli Bundesrepublikę, co widać zwłaszcza, gdy zajrzy się do niemieckich gazet, książek, portali, gdy włączy się tamtejszą stację tv lub radio. Szczególna złość kierowana jest przeciwko nowemu prezydentowi USA, można nawet mówić o antytrumpiźmie. Nie zamierzam oczywiście sugerować, że nowa ambasador amerykańska w Polsce reprezentuje niemiecką rację stanu; ona po prostu ma małe rozeznanie nie tylko w temacie kraju, w jakim teraz funkcjonuje, ale również w tym, na jak niebezpiecznym wirażu znalazła się dziś Europa. Tu toczą się ostre gry, dalekie od salonowych.
Wrogie całemu polskiemu obozowi patriotycznemu mass media, w czołówce których znajduje się TVN, od razu określiły list pani ambasador jako dowód na to, że obecna władza w Warszawie uporczywie trwa w związku z Ameryką tylko ze strachu przed potężnym sojusznikiem, a nie z przyjaźni i faktycznej potrzeby. Sojusznik ten w każdej chwili może surowo pogrozić nam palcem: ma tu swoje interesy i Polakom nic do tego. Oto prawdziwa narracja, którą zupełnie nieświadomie wywołała nowa pani ambasador. To oczywiście kompromituje tak Stany Zjednoczone, bo wychodzą na tyrana, a nie sojusznika, jak i obóz władzy w Polsce, bo ten ulega amerykańskiemu tyranowi na całej linii.
Jeśli chodzi o Amerykanów, to ci mają z kolei prawo zapytać: z kimże ich prezydent tak blisko współpracuje w Polsce? Jak wynika z przekazu pani ambasador w Warszawie – z ludźmi, którzy zwalczają wolność słowa! Na to Amerykanie pójść nie mogą, niezależnie od swych upodobań politycznych; wszak wolność słowa jest dla nich rzeczą świętą.
To nie są moje domniemania, ale interpretacja, która pojawiła się w mainstreamowych mediach, także w TVN, natychmiast po liście pani Mosbacher. Wszystkie niemieckie media – ukazujące się nad Łabą i Renem po niemiecku, a nad Wisłą po polsku – bębniły o tym, że amerykańska ambasador poczyna sobie w Polsce niczym w XVIII wieku ambasador carski (pruski zresztą był nie lepszy). Dla Polaków nie mogło być gorszego skojarzenia.
Georgette Mosbacher znalazła się w centrum misternych i bardzo niebezpiecznych rozgrywek, w których niedoświadczonej w europejskich manipulacjach kobiecie trudno się rozeznać. Podrzucono jej fałszywą ideę o ograniczaniu wolności słowa przez faszystowskie rządy prawicy w Polsce – a ona to kupiła, nie zastanawiając się ani nad prawdziwością tego stwierdzenia, ani nad ceną, jaką będzie musiała za to zapłacić! No cóż, naiwność nie zna granic…
Pani ambasador Mosbacher dała się do tego stopnia podpuścić, iż w tyleż szlachetnym, co szalonym zapale obrony wolności słowa zaczęła nas straszyć nawet Kongresem USA! Dała tym samym kolejny powód do interpretacji, iż tym, który naprawdę rządzi w Polsce, nie jest PiS, ale – amerykański parlament. Już nawet nie tylko prezydent Trump. W obronie jednej stacji telewizyjnej (w skali globalnej – stacyjki) wytoczono najpotężniejsze armaty świata.
A swoją drogą ciekawe byłoby, gdyby tenże Kongres opuścił choćby na kilka dni Waszyngton i przyjechał popracować trochę nad Wisłą. Już na dzień dobry w ukazujących się po polsku niemieckich mass mediach zwyzywano by kongresmenów od faszystów – przy nieustannych, wyrażanych publicznie amerykańskich gestach patriotycznych, jest to więcej niż pewne. Mainstream z TVN-em na czele kazałby kongresmenom demontować NATO i wprowadzać bez dyskusji prawa ustalone w Brukseli i Berlinie, a nie w Waszyngtonie. Za każdy publiczny zwrot „Boże chroń Amerykę” Stany Zjednoczone byłyby posyłane do Trybunału Europejskiego z racji ranienia uczuć ateistów oraz muzułmanów. Z powodu jakiejś kilkunastoosobowej demonstracji neonazistów – na temat czego TVN wykonałby wiele programów – kongresmenów określono by spadkobiercami idei hitlerowców, skoro tej tajemnej demonstracji nie zapobiegli. Gdyby protestowali przeciwko legalizacji kazirodztwa, oberwaliby na ulicach Warszawy czarnymi parasolkami od ubranych na czarno dam. Demonstrowanie przywiązania do dumnych momentów swej historii skończyłoby się dla nich oskarżeniem o nacjonalizm. Za nieprzyznawanie się do współudziału w holocauście, kongresmeni uznani zostaliby za kłamców historycznych. Taka jest to codzienna praktyka publicystyczno-informacyjna w stosunku do obozu władzy, więc trudno oczekiwać, aby stała się inna w stosunku do jego sojusznika.
Gdyby ich to wszystko spotkało, to być może wracając do Waszyngtonu zastanowiliby się głęboko nad sensem obrony „wolności słowa” bez zbadania co to za słowo i w jakim podejrzanym interesie zostało wypowiedziane.
Albowiem wolności może człowiek używać dobrze lub źle, jak stwierdził już przed laty wielki autorytet naszej epoki św. Jan Paweł II. Zwłaszcza w mediach wolność słowa w naszych czasach bardzo często służy złu. Warunkiem podstawowym dla bytowania człowieka jest zatem w pierwszej kolejności rozróżnianie dobra i zła; od tego powinny zaczynać się wszelkie rozważania o wolności, o systemach społecznych i ekonomicznych, o polityce, o warunkach naszej egzystencji. Sama wolność nie jest jeszcze ani dobrem, ani złem. W naszych czasach pojęcie to koniecznie wymaga doprecyzowania i określenia kontekstu. Przez wieki wolność była głównie sposobem na czynienie dobra, to prawda, ale dziś moce zła usiłują to zmienić, rozszerzając pojęcie wolności na samowolę, na zgodę na czynienie krzywdy bliźniemu, na masowe kłamstwo, masowe oszustwo, fake newsy, propagowanie dewiacji, podważanie suwerenności narodów. To zło zagnieździło się w wielu mediach, zwłaszcza mass mediach, by poprzez nie wedrzeć się do ludzkich umysłów i ludzkich dusz.
Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.