„Piękniejszej ludzkie oko nie widziało” – miał powiedzieć o kubańskiej wyspie Krzysztof Kolumb. Latem tego roku Darwina i Jacek Matuszczakowie przeszli Kubę z zachodu na wschód śladami pielgrzymki bł. Jana Pawła II z 1998 r. Na zdjęciu Darwina i Jacek wśród kubańskich gór. Prawie 11 godzin w samolocie; z nadzieją wypatruję lądu, ale wokół tylko czarne chmury i przeszywające niebo błyskawice. Tak przywitała nas Kuba. Mamy spędzić tu cały miesiąc, wędrując pieszo przez wyspę, o której Krzysztof Kolumb powiedział, iż „piękniejszej ludzkie oko nigdy nie widziało”.
Skąd pomysł na taką pielgrzymkę? Chyba najlepiej na to pytanie odpowiedzą słowa, które stały się mottem tej wyprawy, a które 15 lat temu na Kubie wypowiedział nasz wielki rodak – bł. Jan Paweł II – „Duch wieje kędy chce…”. Początkowo mieliśmy inne plany, jednak Pan Bóg skierował nasze kroki na tę zieloną i gorącą wyspę. Głęboko w naszych sercach zapisały się jeszcze inne słowa Papieża wypowiedziane na zakończenie Jego wizyty na Kubie: „Niechaj Kuba otworzy się na świat. I niechaj świat otworzy się na Kubę, aby ten naród mógł patrzeć w przyszłość z nadzieją”.
Kolorowa Hawana
Przed pielgrzymką nasze wyobrażenie o kraju, w którym mamy spędzić miesiąc – bo na tyle tylko dostaliśmy wizę – jest bardzo ogólne. Z jednej strony komunizm, znany nam bardziej z opowieści i niewyraźnych wspomnień wczesnego dzieciństwa, a z drugiej Kuba pokazywana na folderach biur turystycznych – Varadero, Cayo Coco – tropikalne plaże, piña colada sączona pod palmą w rytmie wszechobecnej salsy. Do tego drugiego oblicza wyspy nie przywiązywaliśmy dużej wagi – nasza trasa miała omijać wszelkie zagłębia tropikalnej turystyki. Natomiast fakt, że Kuba jest krajem komunistycznym, miał ogromne znaczenie. Nasza wyprawa ma charakter religijny, idziemy śladami Jana Pawła II, odwiedzając miejsca, w których on się zatrzymał. Chcemy przypomnieć Kubańczykom tę historyczną pielgrzymkę Papieża Polaka, Papieża, który obudził w nich nadzieję. Pragniemy modlić się za Kubę i Kubańczyków, dać im sygnał, iskrę, która obudzi ich z letargu. Wreszcie, chcemy dać świadectwo naszej wiary. Czy spodoba się to władzom?
Hawana. Ważną część skromnego jadłospisu Kubańczyków stanowią owoce: mango, papaje, ananasy, awokado i oczywiście banany. Fot.: J. Matuszczak Lądujemy w Hawanie, bez problemu przechodzimy odprawę. Za drzwiami lotniska otwiera się przed nami przygoda – a może wyzwanie? Nie znamy języka hiszpańskiego, tymczasem elektroniczny tłumacz odmówił posłuszeństwa. Wpadamy jednak w otwarte ramiona mieszkających w kubańskiej stolicy Francisa i jego żony [autorzy ze względów bezpieczeństwa nie ujawniają bliższych danych osób spotkanych podczas pielgrzymki, Kubańczycy nie mogą bowiem przyjmować u siebie cudzoziemców – przyp. red.]. Mieli nas tu odebrać, a czas pokaże, że staną się naszymi „aniołami stróżami” podczas pobytu na wyspie. Jedziemy z nimi na nocleg do sióstr dominikanek. Przez szyby busika obserwujemy Hawanę. Czy różni się od europejskich stolic? Pierwsze wrażenie pokazuje, że nie tak bardzo. Tylko te samochody… sprzed 50 lat – piękne.
W Polsce jest środek nocy, na Kubie dopiero wczesny wieczór. Ledwo trzymamy się na nogach, bo za nami kilka zarwanych nocy, jak zwykle przed podróżą. Marzymy o tym, by się położyć. Przed nami jednak jeszcze długie spotkanie z nowymi przyjaciółmi. Chcą nas poznać, dowiedzieć się czegoś o naszym wyobrażeniu pielgrzymki. Po ich twarzach widzimy, że są coraz bardziej przerażeni – szukają sposobu, by dogadać się z nami po hiszpańsku, a nam zaczyna to być obojętne – chcemy spać. Wreszcie odpuszczają, prowadząc nas do pokoju, w którym będziemy nocować.
Rano świat jest jeszcze piękniejszy. Po wczorajszej tropikalnej burzy nie zostało śladu, słońce nieśmiało zagląda przez drewniane żaluzje. Siostra Maria z zakonu dominikańskiego czeka na nas z informacją, że Francis znalazł w Hawanie dwie Polki mówiące po hiszpańsku – mamy więc tłumaczy i jak się później okaże nowych przyjaciół ze wspólnoty Dom Serca. Sam hiszpański okazuje się nie taki straszny, przy skromnym śniadaniu doskonale radzimy sobie rozmawiając z siostrą Marią. Poznajemy sposób na uzdatnianie wody pitnej i oglądamy kartki żywnościowe. Można kupić na nie podstawowe artykuły żywnościowe: ryż, fasolę, mleko w proszku. Kartkowe przydziały powinny teoretycznie wystarczyć na cały miesiąc, ale może to być trudne, bo uwzględniają np. … tylko jedną bułkę dziennie. Oczywiście, bez kartek też można kupić żywność, tyle że jest ona znacznie droższa. Dowiadujemy się też, jak dostać się do centrum Hawany – tej historycznej – Havana Vieja. Autobus, taksówka państwowa, taksówka prywatna – możliwości wiele. Wybieramy pierwszą opcję, choć w Polsce czytaliśmy, że turyści nie mogą jeździć lokalnym transportem.
Bazylika w El Cobre to narodowe sanktuarium Kubańczyków, najważniejsze religijne miejsce na wyspie. Do Dziewicy Miłosierdzia od XVII w. przybywają pokolenia wiernych, by prosić o łaski. Na zdjęciu: wieczorny widok na bazylikę wybudowaną w 1927 r. Fot.: J. Matuszczak Wychodząc z założenia, że pielgrzym to nie turysta, wsiadamy razem z Kubańczykami do autobusu P4 jadącego w kierunku centrum. Wsiadamy to dużo powiedziane; wciskamy się przez wąskie drzwi dopychani przez kolejnych pasażerów mających nadzieję, że jeszcze się w autobusie zmieszczą. W miarę mijania kolejnych przystanków w pojeździe robi się luźniej – zauważam, że możliwe jest stanie na dwóch nogach, a nawet odwrócenie się trochę w lewo, by widzieć, dokąd jedziemy. Po pół godzinie autobus jest „prawie” pusty, postanawiamy więc również wysiąść, przedzieramy się do wyjścia. I w końcu haust świeżego powietrza i postanowienie, że dalej idziemy pieszo. Okazuje się to nie takie proste, gdyż wokół pojawiają się panowie pragnący dowieźć nas do konkretnych miejsc swoimi bici taxi lub coco taxi. Bez wątpienia komfort wyższy niż w miejskim autobusie – dwa wygodne siedzenia i kierowca do dyspozycji. Ku ich niezadowoleniu dziękujemy jednak za taką możliwość. Wędrujemy pieszo ulicami starej Hawany.
Pierwsze kroki kierujemy ku katedrze – tam mamy zostawić naszą pielgrzymią tablicę. Na niej zaznaczona jest trasa pielgrzymki, franciszkański krzyż (nosimy takie na piersiach) oraz wypisane prymaty cywilizacji miłości: człowiek przed rzeczą, etyka przed techniką, być przed mieć, miłosierdzie przed sprawiedliwością; są to prymaty, którymi żyjemy i które chcemy przypomnieć Kubańczykom. Drugą taką tablicę zaniesiemy do El Cobre, by tam...
Jest to tylko część artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.