Przez media przebiegła właśnie – jak zwykle bez głębszych refleksji – trochę śmieszna wiadomość, że od 1 stycznia 2014 r. listy z sądów i prokuratury będziemy odbierać np. w… sklepie rybnym albo w kiosku z gazetami, albo w butiku. Tak naprawdę jednak nic śmiesznego w tej informacji nie ma.
Ministerstwo Sprawiedliwości wystawiło do przetargu za pośrednictwem Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie potężną usługę, czyli dostarczanie w ciągu najbliższych dwóch lat wszelkich sądowych i prokuratorskich przesyłek. Wartość tej skomplikowanej usługi to ok. 500 mln zł. Poczta Polska stanęła do przetargu, lecz go przegrała z nikomu (?) nie znaną, młodą, ale dobrze się nazywającą firmą Polska Grupa Pocztowa.
Państwowy moloch przegrał z prywatną firmą – świetnie to brzmi! To się nazywa prawdziwy kapitalizm i prawdziwa konkurencja. Dokładnie w tym też duchu reprezentanci PGP przedstawili swoje zwycięstwo mediom. Niewielu zastanowił fakt, że PGP zamachnęło się na usługę wartości 500 mln zł, mając roczny obrót na poziomie zaledwie 27 mln i nie dysponując siecią placówek w przybliżeniu choćby porównywalną z siecią, jaką ma firma państwowa. Nie tylko nie mają praktycznie żadnej sieci, ale też stosownej do skali przedsięwzięcia liczby zatrudnionych oraz odpowiedniego majątku. Zgodnie z wymogiem przetargu jego zwycięzca powinien wykazać się własnymi placówkami w każdej gminie w Polsce. Prywatnej firmie pomogła w tym przypadku Krajowa Izba Odwoławcza, która powinna zajmować się prawidłowością dokonywania przetargów. Zawyrokowała ona, że Grupa nie musi posiadać stosownej sieci placówek, bowiem wystarczy, iż zapewni zleceniodawcę, że taką sieć zorganizuje w trakcie realizacji umowy. Innymi słowy zgodziła się, by PGP najpierw mogła kasować, a potem realizować.
Krajowa Izba Odwoławcza poszła na ogromne ryzyko zawalenia się tak ważnego segmentu usług pocztowych, jak dostarczanie oficjalnej korespondencji sądowej i prokuratorskiej. Skalę tego ryzyka uświadamia fakt, że obywatel nie ma prawa tłumaczyć się przed sędzią lub prokuratorem, że przesyłki nie otrzymał! Nie odebrał w terminie? Nie ma to znaczenia, uznaje się ją za doręczoną. Ale KIO stwierdziła autorytatywnie, że nie można wymagać od podmiotu stającego do przetargu, aby dowód nadania sądowych lub prokuratorskich przesyłek miał dla niego moc urzędową. To tak, jakby powiedzieć, że obowiązek urzędowego dostarczenia pisma spadł na… jego odbiorcę! A na końcu pewnie policjanci będą zamieniani w listonoszy.
Kimże jest owa Krajowa Izba Odwoławcza? Otóż nie jest prawdziwym sądem i nie ma żadnych uprawnień do dokonywania interpretacji prawnych obowiązujących w państwie ustaw. Warto wszakże zapamiętać, że jej członków w całości powołuje premier. Może dlatego jej orzeczenie uznano za święte…
Czy Ministerstwo Sprawiedliwości zna wystarczająco polskie ustawodawstwo i wiedziało, że takiego przetargu w ogóle nie ma prawa organizować? Posłuchajmy, co na ten temat mówi przewodniczący pocztowej „Solidarności” pan Bogumił Nowicki:
Według prawa Poczta Polska S.A. jest operatorem wyznaczonym na okres 3 lat, pierwszy rok już minął, mamy jeszcze dwa lata, by świadczyć tego rodzaju usługi. Do takiego przetargu doszło zupełnie nie wiedzieć czemu. Jest to rzecz nie do pomyślenia np. w Niemczech, we Francji czy w Hiszpanii; tam nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby korespondencję należącą do państwa powierzyć jakiejś prywatnej spółce. Chciałem zwrócić też uwagę na rzecz niezwykle istotną. Otóż przykładowo we Francji czy w Hiszpanii zagwarantowane narodowej poczcie okresy funkcjonowania jako operatorowi wyznaczonemu, wynoszą kilkanaście lat. U nas ustalono zaledwie 3 lata. Nikt oprócz „Solidarności” nie podejmował próby walki z tym. W parlamencie temat został oczywiście wycięty przez obecnie rządzącą koalicję i uznano, że te 3 lata to i tak jest już fantastyczny okres. Niemcy nie mogą wejść na rynek hiszpański czy na rynek francuski, bo te rynki są przez ich własne kraje ustawowo bronione, tymczasem za ich wschodnią granicą…
Jest to tylko część artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.