Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„Rasa panów europejskich, czyli jak usprawiedliwić niesprawiedliwość” .

Aktualności

1.03.2021 16:22

 Pojmani w niewolę autochtoniczni mieszkańcy Konga, których Belgowie masowo wykorzystywali jako darmową siłę roboczą przy zbiorach kauczuku. Fot. Wikimedia

 

 

 

Pojmani w niewolę autochtoniczni mieszkańcy Konga, których Belgowie masowo wykorzystywali jako darmową siłę roboczą przy zbiorach kauczuku. Fot. Wikimedia

 

 

Między demokracją a jej pozorami (2)

Prof. Andrzej Nowak

 

 

Źródłem zniewolenia w historii ludzkości bardzo często był imperializm: imperium, które podbija inne kraje. To właśnie trzeba sobie uświadomić w kontekście Unii Europejskiej, która powstała jako stowarzyszenie imperiów kolonialnych. Francja, Hiszpania, Portugalia, Włochy, Belgia, Holandia, Niemcy – to są wszystko imperia niegdyś kolonialne. Dlaczego to należy przypomnieć? Otóż mentalność polityczna, czy można to nazwać inaczej – kultura polityczna, europejskich państw imperialnych nie przeminęła wraz ze zmianami politycznymi świata, ona ma swoje długie trwanie. To jest poczucie: my jesteśmy lepsi, my jesteśmy powołani do tego, żeby nauczać tych bardziej zacofanych, żeby kierować nimi. Polityczna poprawność wyklucza dzisiaj zastosowanie tej mentalności do Afryki, Azji czy Ameryki Łacińskiej – tam, gdzie były te kolonie przez wieki. Nie wolno dziś twierdzić, że kultura krajów afrykańskich czy azjatyckich jest gorsza, niższa. To jest wykluczone. Ale nie w stosunku do wszystkich: kolonialną kulturę polityczną jak najbardziej można realizować… wewnątrz Europy.
Wolno powiedzieć o Polakach, o Czechach, o Litwinach, o Węgrach czy o Ukraińcach: to jest „gorsza Europa”, to są prymitywne kraje, którymi my, naturalni przedstawiciele prawdziwie europejskiej „rasy panów”, możemy i powinniśmy kierować, sami oni bowiem nie są do tego zdolni. Nie mam tu wcale na myśli tylko Niemców, to dotyczy „rasy panów” z Belgii – panów-ludobójców z Konga, rasy panów z Holandii – panów z Indonezji, rasy panów z Francji – panów nad dziesięcioma milionami km kw. imperium kolonialnego, zresztą do dzisiaj w jakiejś formie podtrzymywanego, rasy panów z Włoch – panujących nad Libią i próbujących podbijać Etiopię, czy oczywiście panów z Hiszpanii. Itd., itp. Ich dawna mentalność polityczna bardzo silnie kształtuje dzisiejszy imperialny stosunek, imperialne relacje na linii Europa Zachodnia – Europa Wschodnia. Ta druga okazuje się ostatnim obszarem, na którym można realizować bezkarnie autorytarne fantazje o panowaniu, nauczaniu i oświecaniu zacofanych mieszkańców prowincji europejskiej.
Zasady i argumenty podporządkowania jednych krajów drugim są jedną z istotnych kwestii myśli politycznej na przestrzeni całej historii. Pytanie o prawomocność panowania jednych nad drugimi należy do najważniejszych pytań o wspólnotę polityczną. Kiedy zgadzamy się dobrowolnie na to, żeby ktoś nami rządził? A kiedy akceptujemy to wyłącznie w sposób wymuszony przez siłę agresora? Kiedy zgadzamy się na to podporządkowanie, zmanipulowani do tego zasadami, o których pisał angielski filozof, prawnik i ekonomista Jeremy Bentham (1748–1832): należy poddać się suwerenowi dla naszego własnego dobra. Przecież dzisiaj Bruksela ma nad nami panować właśnie „dla naszego dobra”; z tego powodu mamy przyjmować światłe rady rasy panów z Berlina, z Hagi, z Brukseli czy z Paryża.
Przecież to nie inaczej jak dla „naszego dobra” Rosja Katarzyny II anektowała ziemie Rzeczypospolitej, od pierwszego zaboru poczynając. Tak brzmiały przecież zasadnicze słowa manifestów, które były wydawane po kolejnych rozbiorach, pierwszym, drugim i trzecim: „dla uspokojenia”, „dla zabezpieczenia majątku”, „dla dobra Europy” także. Ale przede wszystkim dla dobra mieszkańców tego kraju, który nie umie sobie radzić z własnymi problemami, jest zacofany. I oto przychodzi ktoś z zewnątrz, kto niesie nam światło i jednocześnie spokój oraz ład imperialny. Musimy tylko się zgodzić na to, że nie my stanowimy ten ład, ponieważ ktoś inny wie lepiej, czy taki ład powinien nam odpowiadać, czy nie… To jest oczywiście ewidentne i totalne zaprzeczenie wolności.
W swojej książce Między nieładem a niewolą często wracam do wieku XVIII i biorę w obronę dawną Rzeczpospolitą, ponieważ już wtedy, mówiąc językiem Gombrowicza, „dorabiano nam gębę”. To nie jest jakiś nowy wynalazek naszych czasów; już wówczas powstawały prace na zachodzie Europy, które starały się (za carskie rubelki i pruskie talary) oczerniać Rzeczpospolitą i poniżać jej mieszkańców. To trzeba przypominać. Znamienne jest, że tym, który najlepiej opisał owo zagadnienie, jest współczesny amerykański uczony, Larry Wolff, który wydał prawie 30 lat temu książkę pod tytułem Inventing Eastern Europe, czyli „Wymyślając Europę Wschodnią”. Bo pojęcie Europy Wschodniej wymyślono w czasach Oświecenia – jako piętno „gorszości”, którym dzisiaj posługują się biurokraci i politycy, eksperci i guru kulturalni z Europy Zachodniej. Pojęcie to przyswojone zostało także przez część tzw. elit w naszej części Europy, które tym właśnie uzasadniają swoją elitarność: akceptują bez szemrania i bez jakiejkolwiek własnej, oryginalnej refleksji przyjęte z zachodnich salonów wzory pogardy wobec „tego kraju”.
Zgodnie z owymi wzorami trzeba stwierdzić, iż Europa Wschodnia oznacza po prostu prymitywizm i zacofanie w stosunku do Europy Zachodniej – i to od zawsze. Jesteśmy ciemną prowincją, która nigdy nie będzie mogła rządzić się sama i która zawsze wymaga kontrolerów, nadzorców, światłych nauczycieli albo lekarzy czy terapeutów z Zachodu. Taki pogląd powstał w XVIII wieku, jako efekt ówczesnej formacji intelektualnej na Zachodzie. Rzecz ciekawa, że książka Wolffa wydana przez bardzo prestiżowe wydawnictwo Uniwersytetu Stanforda dopiero w tym roku doczekała się tłumaczenia na język polski, chociaż istnieje już od dawna, wydano ją m.in. po rosyjsku, ukraińsku i w wielu innych językach. Przywołuję ją po to właśnie, żeby pokazać ten mechanizm imperialnej pogardy dla „wschodnioeuropejskich peryferii” jako dużo, dużo starszy niż nasza przynależność do Unii Europejskiej, starszy niż zabory.
Polska wieku XVIII wydobywała się z sytuacji kryzysowej częściowo istotnie zawinionej przez siebie, ale przecież winni byli nie tylko sami obywatele Rzeczypospolitej. Wszak np. tzw. potop szwedzki, który bardzo osłabił kraj, był jednak zewnętrznym czynnikiem. Polacy wydobywali się stopniowo z tego kryzysu własnymi siłami. Tu trzeba przypomnieć koniecznie myślicieli polskich, nie tylko tych paru dość powszechnie znanych, którzy ten proces samonaprawy Rzeczpospolitej tworzyli i opisywali. Komu dzisiaj mówi coś nazwisko Skrzetuski? Może jeszcze tym, co czytali i pamiętają Potop Sienkiewicza, ale mnie nie chodzi o tego historycznego zresztą bohatera, Mikołaja Skrzetuskiego, który przekradł się ze Zbaraża do króla Jana Kazimierza, ale o Wincentego Skrzetuskiego (1745–1791), pedagoga, pisarza, pijara, autora znakomitych podręczników do historii myśli politycznej, prawa i ustroju w latach 70. i 80. XVIII wieku. Notabene, Józef Piłsudski 120 lat później jeszcze uczył się z tych podręczników i bardzo je dobrze wspominał. Jego pisma zawierają na najwyższym poziomie europejskim sformułowaną odpowiedź na ową imperialną strukturę myślenia politycznego zachodnich elit, zgodnie z którą nasza część Europy musi być podporządkowana światlejszym sąsiadom, światlejszym radom płynącym czy to z Berlina, czy z Petersburga, czy z Paryża. Już wtedy została, m.in. przez Skrzetuskiego właśnie, zakwestionowana w myśli polskiej koncepcja tego podziału na narody, które muszą być oświecane, nawracane, by tak rzec, na nowoczesność, i na te, które nawracają, które jakoby mają naturalne prawo do kontroli innych, gorszych, słabszych, głupszych…
W swym niezwykle popularnym dziele, wydanym w roku 1773 w Warszawie, Mowy o głownieyszych materyach politycznych, Skrzetuski pisał tak: „żaden Naród nie ma prawa przymuszać drugich do przyięcia tego, co ku ich doskonaleniu chce czynić. Byłoby to albowiem gwałt czynić przyrodzoney wolności. Aby przyniewalać kogo do przyięcia łaski, potrzeba mieć nad nim Zwierzchność; Narody zaś są zupełnie wolne y niepodlegające nikomu. Nauka przeciwna otworzyłaby bramę wszystkim zaślepienia szalonego wściekłościom, y niewyliczonym nienasyconey chciwości pozorom. (…) Iest więc dla Narodów powinność, aby się przykładały do doskonałości innych, ale mocy przyniewalania nie maią y mieć nie mogą. Podbijanie dzikich Narodów dla onych polerowania, iest pozór równie niesprawiedliwy iak śmieszny”.

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 03/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum