Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

PARAFIA TO OSTOJA WIARY, KULTURY I PATRIOTYZMU

Aktualności

23.05.2017 10:30

Biskup Antoni Długosz podczas rozmowy dla miesięcznika „Wpis”. Fot. Leszek Sosnowski Biskup Antoni Długosz podczas rozmowy dla miesięcznika „Wpis”. Fot. Leszek Sosnowski

 

Rozmowa z bp. Antonim Długoszem

 

 Adam Sosnowski: Wczoraj idąc ulicą zobaczyłem billboard z napisem „Szkoła to nie Kościół”, zawierający ewidentną sugestię, że lekcje religii trzeba usunąć ze szkół. To nie pierwsza taka akcja w czasach powojennych, także nie pierwsza po roku 1989.

Bp Antoni Długosz: Widziałem te billboardy. Pamiętajmy, że to komuniści – bez żadnej konsultacji z rodzicami – usunęli naukę religii ze szkół ostatecznie w 1961 r. Katecheza powróciła tam dopiero po przemianach ustrojowych głównie dzięki działaniu św. Jana Pawła II zatroskanego o nauczanie religii w Polsce.

Jakie są pozytywy prowadzenia katechezy w szkole?

Przede wszystkim solidny lokal, czyli klasa, gdzie katecheta prowadzi regularne nauczanie przez 45 minut. Po 1961 r. warunki, w jakich odbywały się katechezy były częstokroć skrajne. Nie zawsze znajdowało się na nie miejsce na terenie należącym do parafii. Punkty katechetyczne były często nieogrzewane, nie miały odpowiednich ławek, a nawet brakowało krzeseł. Często na wsiach gospodarze udostępniali dla tych celów kuchnie, w których normalnie gotowali karmę dla zwierząt, bywało, że dzieci stały przez całe zajęcia. Sam, pamiętam, katechizowałem w pomieszczeniach bez prądu i nie mogłem nic dzieciom wyświetlić na projektorze. A gdy nauczyciel zachorował i przychodziły do mnie dwie, a nawet trzy klasy na raz, naprawdę nie wiedziałem jak uczyć w takich warunkach. Pół biedy, gdy były to klasy równorzędne, ale gdy spotykały się klasy np. ósma z pierwszą?

Nauczanie religii w szkole jest włączone w siatkę godzin lekcyjnych, dzieci i młodzież nie muszą przychodzić na katechezę dodatkowo, a rodzice młodszych pociech nie muszą ich przyprowadzać specjalnie, jak to było dawniej.

Katecheci są opłacani przez Skarb Państwa, podobnie jak inni nauczyciele. Nie są to jednak chyba duże kwoty?

Nie, tym bardziej że są to nauczyciele-fachowcy, którzy nie tylko skończyli wyższe studia teologiczne, ale mają też przygotowanie pedagogiczne. Nie można więc kwestionować ich kompetencji zawodowych. Frekwencja dzieci na katechezie zależy od woli i zachęty rodziców. Młodzieży ze starszych klas zaproponowano, żeby sama decydowała, czy chce w niej uczestniczyć. Jeśli młody człowiek nie chce, musi być jednak świadomy pewnych konsekwencji. Gdy w przyszłości będzie chciał przystąpić do bierzmowania czy brać ślub kościelny, ze strony Kościoła będą stawiane warunki związane z przygotowaniem do tych sakramentów świętych. Inaczej ma się bowiem sprawa z osobami, które systematycznie uczęszczały na katechezy, a więc to przygotowanie przeszły w szkole. Muszę tu wszakże zaznaczyć, choć być może niektórym się w tym miejscu narażę, że niestety nie wszyscy księża nadają się na katechetów. Uważam, że jeżeli ksiądz nie ma charyzmatu pedagogicznego, nie powinien uczyć w szkole. Niech wtedy lepiej uczy katecheta świecki, mamy tu świetną kadrę. Zadaniem księdza będzie wtedy służenie dzieciom i młodzieży już nie poprzez katechezę, ale we wspólnotach grup nieformalnych działających przy parafii.

Nade wszystko jednak ważne jest, żeby świecki katecheta był człowiekiem wierzącym. W warunkach zachodnich, gdzie w szkołach powszechnie nauczają religii świeccy, wielu z nich to ateiści.

Każdy katecheta jest kontrolowany przez wydział katechetyczny, gdzie przechodzi odpowiednią formację. Dyrektor tego wydziału to człowiek wierzący i on już zorientuje się, czy kandydat na katechetę jest osobą praktykującą czy nie. Jeśli nie, to mu podziękujemy. Katecheza szkolna nie może być religioznawstwem. Poprzedni rząd domagał się od katechetów, by oceniali dziecko tylko i wyłącznie pod względem wiedzy. Tymczasem szkolny katecheta powinien, moim zdaniem, stawiać także dzieciom pytania o ich praktyki religijne. Ma on bowiem uformować człowieka religijnie, a nie tylko przekazywać mu wiedzę. Dlatego katecheci mają prawo oceniać ucznia nie tylko pod względem wiedzy, ale także pod względem jego zaangażowania w życie religijne – czy chodzi w niedzielę na Mszę św., czy się modli itd.

A jakby nie chodził do kościoła, to wtedy dwója z religii?

Nie, to jest inne zagadnienie, gdyż stopień stawiamy za wiedzę. Często dziecko, szczególnie z młodszych klas, nie chodzi do kościoła, bo jego rodzice nie uczęszczają na Mszę św. Jak miałbym takie dziecko krytykować? Kiedyś, gdy uczyłem przy parafii, miałem na katechezie stuprocentową frekwencję dzieci, ale frekwencja na Mszach świętych była już dużo słabsza. Pewnego razu spytałem Bogusię z pierwszej klasy, czy była na Eucharystii. Gdy odpowiedziała że nie, zapytałem, czy wie o tym jej mama. Okazało się, że tak; mama, która notabene była nauczycielką, powiedziała dziewczynce, żeby się „nie wygłupiała”, gdy pytała, czy może pójść na Mszę św.? W takim razie słuchaj mamusi – odrzekłem, bo nie mogę przecież podważać autorytetu matki. Jednak jako ksiądz mam prawo postawić dziecku takie pytanie, w żadnym wypadku nie krzycząc na nie. Rozmawiając zaś z młodzieżą proszę, by w rachunku sumienia odpowiedzieli Panu Bogu, jak jest z ich modlitwą, z niedzielną Mszą św., czy nie zapominają powiedzieć Panu Bogu „dzień dobry”. Nie muszę ich wzywać w tej sprawie do tablicy, ale samo przekazywanie wiedzy to za mało. Kiedy nie będę oddziaływał na dzieci i młodzież pod względem ich formacji religijnej, będzie to tylko religioznawstwo.

Czy powinna być matura z religii?

Oczywiście, skoro stanowi jeden z przedmiotów w programie szkolnym. Sądzę, że u tych, którzy są przeciwnego zdania, pokutuje dawna postawa społeczna z czasów, gdy komuniści usuwali religię ze szkoły.

Jest Ksiądz Biskup nie tylko pedagogiem praktykiem, ale i teoretykiem, profesorem katechetyki. Proszę nam powiedzieć, czy gimnazja jako pośredni element nauczania powszechnego to był dobry pomysł? Jesteśmy w przededniu kolejnej reformy szkolnictwa i powrotu do ośmioletnich podstawówek i czteroletnich liceów.

Uczyłem się według starego systemu, kończyłem jeszcze siedmioklasową szkołę podstawową (dodajmy jednak, że wówczas w sobotę były też normalne lekcje – przyp. red.) oraz czteroklasowe liceum i byłem z tego zadowolony. Jeśli chodzi o stronę uczuciową czy wspólnotową, podstawówkę wspominam lepiej niż szkołę średnią. Powrót do ośmioklasowej szkoły wcale nie musi oznaczać, że starsze klasy będą gorszyły młodsze, trzeba dążyć do tego, żeby starsi uczniowie poczuli się odpowiedzialni za młodszych. Skoro są jakieś niedoskonałości w obecnym systemie, w przeżywaniu tej wspólnoty, wszelkim zmianom powinna towarzyszyć refleksja: co jest najlepsze dla dziecka. Nie mogą tu decydować względy polityczne.

Nauczyciele akademiccy najbardziej narzekali na trzyletnie licea, które nie były w stanie dobrze przygotować młodzieży do podjęcia studiów. Braki w wiedzy obecnych studentów są ogromne, to powszechna opinia, sam też to odczuwam prowadząc zajęcia na Uniwersytecie Jagiellońskim.

No to mamy odpowiedź. Zawsze powinno się brać pod uwagę zarówno rozwój psychosomatyczny, jak i intelektualny młodego człowieka.

Przypuszczam, że również na studia w seminariach duchownych trafiają młodzi ludzie po maturze słabiej przygotowani, jeśli chodzi o poziom wiedzy, niż dawniej?

Oczywiście, a wracając w tym kontekście do hasła „Szkoła to nie Kościół”, musimy pamiętać, że olbrzymia większość uczniów, ale także nauczycieli, przyjęła chrzest święty. Przez przyjęcie tego sakramentu wszyscy tworzymy Kościół Pana Jezusa, nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi. Kościołem jest więc też szkoła – czy tego chcemy, czy nie. W tym sensie nie można oddzielić państwa od Kościoła, Polski od Kościoła.

A co w wypadku, gdy rodzice nie chcą, żeby katecheza była w szkole?

Jeśli faktycznie gdzieś tego nie chcą, nie robiłbym tego na siłę. Sądzę jednak, że gdy rodzicom się wytłumaczy, dlaczego katecheza odbywa się w szkole, większość z nich na pewno te argumenty przyjmie. Ci, którzy nie chcą, prawdopodobnie nie rozumieją, na czym polega dalsze wtajemniczenie ich dziecka w życie chrześcijańskie. Katecheza jest wszak przygotowaniem do zjednoczenia z Panem Jezusem, do przyjmowania poszczególnych sakramentów świętych na pewnych etapach życia dziecka. Rodzicom na ogół zależy na chrzcie, na pierwszej spowiedzi i Komunii świętej, a młodzieży potem na bierzmowaniu. Trzeba nieustannie tłumaczyć i wyjaśniać, na czym to wszystko polega. Obecni rodzice w większości różnie chodzili na katechezę. Zależało im na ślubie, a potem ochrzcili dziecko, które przystąpiło też później do spowiedzi i Komunii świętej. Wszystko zgodnie z tradycją. Ale na tym dla niektórych był koniec duchowego formowania dziecka, bo sami kiedyś pod względem religijnym nie zostali właściwie uformowani. Pamiętajmy, że to głównie rodzina decyduje o tej formacji dziecka. By móc poprawnie przygotować dziecko do czekających je w przyszłości zadań, już w wieku przedszkolnym musi być współpraca rodziców z katechetą. Nie rozwiążemy tego problemu, jeśli nie będzie systematycznej katechezy, która obejmie wszystkie stany w Kościele, a na pierwszym miejscu rodziców i katechizowane dzieci.

Ale jak do tych rodziców w obecnych czasach docierać w czasach zdominowanych przez ateizujące społeczeństwo media?

Nie trzeba się zrażać, nawet gdyby przyszły do nas tylko jednostki; bo wiadomo, chcielibyśmy, żeby przychodziły tłumy. Ale choćby tylko dwoje czy troje rodziców chciało z nami rozmawiać, to pamiętajmy, że oni są zaczynem ewangelicznym.

Dokąd mieliby owi rodzice przyjść?

Do księży w swojej parafii, tam gdzie mają najbliżej.

Katechizowałby Ksiądz Biskup rodziców?

Tak, bo rodzice muszą mieć przede wszystkim świadomość, że poprzez sakrament małżeństwa zaprosili Pana Jezusa do swej rodziny. Rodzina staje się Kościołem domowym, w którym rodzice spełniają misję kapłanów, katechetów swych dzieci, pierwszych świadków wiary. Dziecko doświadczając od rodziców miłości nabiera przekonania, że naprawdę Bóg jest miłością. Rodzice często o tym jednak zapominają. Najczęściej mówią, że nie mają czasu na zajmowanie się sprawami duchowymi dzieci. Kiedy zmęczeni wracają do domu, chcąc mieć spokój, dają swym pociechom jakąś bajkę do oglądania, grę komputerową na tablecie czy smartfonie i mają je z głowy. Tymczasem internet i telewizja to obecnie największe niebezpieczeństwa dla duszy młodego człowieka i dla jego psychiki. Najważniejszy powinien być kontakt osobowy, nie wirtualny, przeżywany w rodzinnej wspólnocie, a tego niestety jest za mało.

Ale jak temu zjawisku przeciwdziałać? Po jednej stronie internet, telewizja i wszelkie media, wiadomo co propagujące przez 24 godziny na dobę, a po drugiej kilka lub kilkanaście procent rodziców zaangażowanych w parafii – to się w żaden sposób nie równoważy.

Proboszcz musi wiedzieć, że katecheza w parafii ma być permanentna, jasno to głosić i – jak wspomniałem – nie liczyć od razu na tłumy. Trzeba też dać rodzicom możliwość wypowiedzenia się, jaki termin spotkań im najbardziej odpowiada. Nie można tego narzucać, to musi wychodzić od wspólnoty. Wspólnota odpowiada bowiem za duszpasterza, a duszpasterz za wspólnotę. Zbieram więc najpierw propozycje, a dopiero potem ogłaszam terminy katechez dla rodziców dzieci poszczególnych klas. Mówię im wtedy o odpowiedzialności rodziców za formację religijną dziecka, że katecheta jest tylko pomocą, gdyż katechizowanie dzieci jest przede wszystkim ich, rodziców zadaniem. Ponieważ jednak rodzice nie zawsze mają odpowiednie przygotowanie – Kościół jest na ich usługach, chce im w tym pomóc.

Założenia te są bardzo piękne i szczytne, ale jak sprawdza się to w praktyce?

Są parafie i to niemało, które prowadzą takie katechezy, a jeżeli nie, to tamtejsi proboszczowie ciężko, moim zdaniem, grzeszą. Od dawna przecież mówi się o tym, św. Jan Paweł II także często to przypominał, że drugim domem rodziny jest parafia. Żeby rodzice właściwie mogli spełnić swe zadania, muszą wiedzieć, że tu mają swoje miejsce – w ich parafii. Od odpowiedzialności proboszcza zależy stworzenie w kościele możliwości katechizowania wszystkich stanów – nie tylko rodziców dzieci uczęszczających na lekcje religii, także rodziców młodzieży starszej czy emerytów, rencistów itd. Życie stawia przecież przed nami różne problemy do rozwiązania, np. pomoc drugiemu człowiekowi przeżywającemu samotność, cierpienie czy chorobę. Chodzi o to, żeby również ten człowiek otrzymał odpowiedź religijną na propozycje, z jakimi Pan Jezus przychodzi do niego w tym właśnie czasie. 

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 03/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum