Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

KRRIT POTWIERDZA: PŁACIMY DWA ABONAMENTY!

Aktualności

21.06.2017 8:54

Danuta Dunin-Holecka redaguje i prowadzi Wiadomości (TVP) i należy do nowej, patriotycznej ekipy nadawcy publicznego. Fot. I. Sobieszczuk, J. Bogacz/PAP.

 

 

Danuta Dunin-Holecka redaguje i prowadzi Wiadomości (TVP) i należy do nowej, patriotycznej ekipy nadawcy publicznego. Fot. I. Sobieszczuk, J. Bogacz/PAP.

 

Osuszanie bagna medialnego czas zacząć

KRRiT potwierdza: płacimy dwa abonamenty!

 

Leszek Sosnowski

 

Oczywiście wszystko jest zgodne z prawem. Ale w najmniejszym stopniu nie jest na pewno zgodne ani z poczuciem sprawiedliwości, ani z logiką. I nie rokuje dobrze na przyszłość zarówno mediom publicznym, jak i tym, którym mają one służyć.

Oto na moją publiczną skargę złożoną na łamach lutowego numeru „Wpisu” na temat funkcjonowania poboru opłat za publiczne radio i telewizję otrzymałem pod koniec maja odpowiedź od dyrektor Departamentu Prezydialnego pani Anny Szydłowskiej-Żurawskiej. Pismo uprzejme, ale uchylające się od odpowiedzi na niektóre zagadnienia postawione w artykule. W zasadniczej kwestii jest jednak pani dyrektor ze mną zgodna: za korzystanie z programów TVP ja i miliony Polaków płacimy podwójnie!

Anna Szydłowska-Żurawska tłumaczy mi (co prawda, jak dyletantowi o inteligencji znacznie poniżej średniej…) najpierw o ustawach, do których i ja się odwoływałem, oraz o celach (misja!) mediów publicznych. Stwierdza następnie, co każdy wie, że telewizja publiczna ma obowiązek ściągać z obywateli opłaty abonamentowe – wszakże nie sama, lecz za pośrednictwem KRRiT i z zastosowaniem narzędzia pt. Poczta Polska. Tak samo operatorzy prywatni (nc+, Polsat i pomniejsi) mają prawo „z tytułu swojej działalności i na podstawie indywidualnie zawartych umów z klientami udostępniać oferowane programy za opłatą”. Ci pierwsi robią to, by „wypełniać zobowiązania społeczne”, ci drudzy – ponieważ „świadczenie tych usług jest źródłem dochodu danego przedsiębiorcy”, czyli innymi słowy, by zarobić. I dalej pani dyrektor oświadcza całkiem wyraźnie:

W świetle powyższego każdy użytkownik odbiorników radiowych i telewizyjnych, który jednocześnie zdecydował się na korzystanie z usług platformy cyfrowej lub telewizji kablowej, jest zobowiązany do wnoszenia dwóch niezależnych od siebie opłat [podkreślenie pani dyrektor – przyp. LS]: pierwszej, wynikającej z ustawy o opłatach abonamentowych (abonament rtv) oraz drugiej, na rzecz operatora sieci kablowej czy platformy cyfrowej, wynikającej z dobrowolnie i indywidualnie zawartej umowy cywilnoprawnej”.

A więc dwie niezależne opłaty za to samo! Owszem, ta na rzecz prywatnych operatorów obejmuje również inne kanały niż telewizji publicznej, no i jest dobrowolna, ale raczej tylko pozornie; raczej wymuszona, bowiem każdy w dzisiejszych czasach chce przecież korzystać w mniejszym lub większym stopniu z kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych o przeróżnej specjalizacji. A jeśli chce, musi skorzystać z prywatnego operatora, bowiem państwowy nadawca nie dysponuje taką samą lub choćby zbliżoną ofertą. Obywatel został zatem zagnany w ślepą uliczkę przez system prawny. Jeśli chce oglądać choćby tylko różne transmisje piłkarskie, już jest zmuszony korzystać z: 1) nc+ w przypadku polskiej ekstraklasy; 2) nc+ z dodatkowo wykupionym kanałem Eleven, jeśli chce oglądać Messiego i Ronaldo w lidze hiszpańskiej, a Kamila Glika w lidze włoskiej; 3) Polsatu, jeśli chce podziwiać grę reprezentacji z Robertem Lewandowskim na czele. Rynek piłkarskich transmisji został dokładnie podzielony i tylko Telewizja Polska nie oferuje żadnych poważniejszych mistrzowskich meczy, poprzestając na ich dokładnych zapowiedziach oraz omówieniach, a tym samym de facto zachęcając do oglądania konkurencji oraz napędzając jej reklamodawców.

Już choćby po tym widać jak mądre głowy pracowały przy układaniu relacji prawnych na linii nadawca państwowy – nadawcy prywatni. Oczywiście głowy tych ostatnich. System przemyślany i opracowany przez strategów oraz prawników operatorów prywatnych jest po prostu genialny; nie tylko totalnie osłabia ich potężnego konkurenta, ale jeszcze obliguje go (tzn. państwo) do przekazywania bezpłatnie coraz większej ilości i coraz różnorodniejszych całodobowych programów wyprodukowanych przez telewizję publiczną za duże pieniądze pochodzące z abonamentów. System został wprowadzony z rozmysłem i, moim zdaniem, z udziałem korupcji co najmniej o charakterze czysto politycznym.

Jeśli już kupię sobie telewizor, nie mogę oświadczyć, że będę oglądał tylko piłkę nożną lub inne wybrane kanały bez kanałów nadawcy publicznego. To znaczy, mogę tak oświadczyć i mogę nie oglądać, ale będzie to akt bez znaczenia, bo posiadając odbiornik tv, muszę – chcąc być w zgodzie z prawem – płacić na TVP w każdej konfiguracji. Jeśli zaś żadnej umowy z prywatnymi operatorami nie zawrę i zapłacę tylko telewizji publicznej, nie będzie ona baczyć na to, że chciałem zapłacić tylko jej – zrealizuje z mojego (i milionów innych obywateli) abonamentu seriale, filmy, programy informacyjne lub muzyczne, reportaże itd. i przekaże wszystko nieodpłatnie tym, którzy włączą to do swoich pakietów sprzedawanych np. za 120 albo 170 zł.

Jeśli zaś, podobnie jak miliony innych obywateli, chcę oglądać różne mecze i więcej filmów i podpiszę umowę z operatorem prywatnym, to będę musiał płacić mu miesięcznie niezłe sumki. Nie ma żadnych pakietów operatorów prywatnych bez kanałów telewizji publicznej. Słusznie więc pisze do mnie pani dyrektor z KRRiT, że „jestem zobowiązany do wnoszenia dwóch niezależnych od siebie opłat”. Jednak ani Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ani grupa ludzi wyznaczona do opracowania nowej koncepcji funkcjonowania mediów (jeśli dobrze rozumiem, nie tylko publicznych) nie wyciągają żadnych sensownych wniosków z istniejącego stanu rzeczy. Brną dalej w prawne i organizacyjne bagno stworzone w ściśle określonym celu przez ich poprzedników. Celem tamtych było eliminowanie z rynku potężnego konkurenta, w zasadzie dominatora, jakim powinna być w każdym kraju telewizja publiczna. Bagno ma to do siebie, że wszelkie wykonywane w nim gwałtowne ruchy tylko przyspieszają pogrążanie się. Brak tych ruchów nie jest rozwiązaniem, bo wówczas również się tonie, choć powoli. Jedyny ratunek to pomoc z zewnątrz, następnie otrząśnięcie się z błota i stanięcie ponownie twardo na własnych nogach. Mówiąc mniej obrazowo, potrzebna jest poważna, miliardowa inwestycja państwowa (nie doraźna pomoc publiczna). Jedno jest pewne: szybko się zwróci i to nie tylko w postaci finansowej.

Że za misję (obojętnie w tym momencie, jak realizowaną) trzeba płacić, o tym można ludzi przekonać. Ale że ktoś ma ich kosztem kasować kolejne miliony do prywatnej kieszeni – na pewno nie. Bo ten zarobek prywatnych operatorów, wielokroć bogatszych niż telewizja publiczna, dokonuje się bez najmniejszej wątpliwości także kosztem polskiego obywatela. Oczywiście operatorzy prywatni mają w ofertach nie tylko telewizję publiczną, ale niech spróbują egzystować bez niej – będą tracić klientów setkami tysięcy. W obliczu coraz ostrzejszej walki politycznej niektórzy zaczęli nawet już straszyć, że usuną ze swojej oferty TVP – i niech to zrobią! To byłoby naprawdę świetne pociągnięcie, bo państwo zostałoby wreszcie zmuszone do samodzielności i samowystarczalności na tym polu, do natychmiastowego działania naprawczego, a media publiczne bardzo szybko stałyby się dominującym graczem na rynku mediów. Obecne warunki techniczne umożliwiają naprawdę błyskawiczne wyrwanie się z więzów zależności. Najnowsze badania, przeprowadzone nie przez postkomunistyczną i KOD-ziarską firmę, ale niezależną instytucję, wykazały, jak wielka może być przewaga telewizji publicznej nad pozostałymi nadawcami.

Obecnie nie tylko że programy, które obywatele współfinansują, są udostępniane za darmo prywatnemu operatorowi, ale dostarczyciel musi jeszcze dopłacić, żeby łaskawie mu wyemitowano to, co kosztowało go ciężkie pieniądze. To jest tak niemądre i niesprawiedliwe, że naprawdę nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że za utrzymaniem tego stanu rzeczy optują, wydawałoby się, normalnie myślący, inteligentni ludzie. A optują uporczywie, kombinując znów z kolejną tzw. ustawą abonamentową. Nikt nie jest w stanie wyrwać się ze szponów starego układu? Nawet ludzie całkiem w nim nowi?

Minister kultury zatrudnił parę miesięcy temu nowego człowieka, swego kolejnego zastępcę, Pawła Lewandowskiego, który ewidentnie chciał wykazać się inicjatywą i skutecznością – zaczął więc działać w bardzo szybkim tempie. Trzeba przyznać, że ponaglany ze wszystkich stron. Cóż jednak ten bardzo młody człowiek (31 lat) i niestety kompletnie bez doświadczenia w pracy z mediami (politolog i socjolog) mógł wymyśleć? Ano postanowił nic nie wymyślać, a tylko przyspieszyć to, co inni wcześniej wykombinowali. A jak kombinowali, zostało wyżej opisane. Paweł Lewandowski otrzymał zadanie jak najszybszego przepchnięcia sprawy do procedowania w Sejmie – niech tam martwią się dalej. Cała „nowa” idea sprowadza się do zaordynowania obywatelom starego abonamentu, tyle że ponoć zgodnie z prawem unijnym. Pomijając już to, że psu na budę całe te zabiegi, nawet gdyby się udały, o czym jeszcze za chwilę, to liczenie na to, że obejdzie się bez konfliktu z Komisją Europejską, nie mówiąc o walce z lokalnymi operatorami prywatnymi, jest wiarą w to, że na wierzbie obrodzą latoś gruszki.

Paweł Lewandowski poszedł wyspowiadać się ze swoich pomysłów do wyjątkowo zawziętych wrogów rządu oraz całego obozu patriotycznego, czyli do TOK FM. A tak na marginesie, to jest jakaś masochistyczna choroba wielu funkcjonariuszy PiS-u: udawanie się z deklaracjami i zwierzeniami do największych oszczerców medialnych, ośrodków z gruntu antypolskich, plujących nam codziennie w twarz, a przemilczających np. zwierzenia ks. Sowy u Sowy itd. A to maszerują sobie niektórzy do Onetu, a to do TVN24, a to do Rzeczypospolitej… Do młodego wiceministra mam mniejsze pretensje, bo przykład idzie z samej góry. Lewandowski stwierdził w ww. radiu, że „nie ma tutaj żadnego zagrożenia”, ponieważ dostał stosowną opinię Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów. Przeczytałem więc i ja tę skądinąd ciekawą i napisaną naprawdę zrozumiałym językiem opinię i powiem, że nie jestem po lekturze taki pewny jak wiceminister. Bo oczywiście nie ulega żadnej wątpliwości, że, jak czytamy w opinii z 10 maja br., „danina [nie mylić z podatkiem, to inne pojęcie – przyp. LS] jest świadczeniem, przez które każdy przyczynia się do pokrywania wspólnych potrzeb. Powszechność przekłada się na wynikający z Konstytucji obowiązek tworzenia przez ustawodawcę odpowiednich gwarancji instytucjonalnych, że wszyscy zobowiązani będą wywiązywali się z powinności daninowych”.

Rzecz jednak w tym, że ta danina pokrywa nie tylko potrzeby wspólnoty, jak chce Konstytucja, ale służy również bez wątpienia interesom prywatnych operatorów kablowych i satelitarnych (także zagranicznych), jak to wyżej opisywaliśmy. Rada Legislacyjna tej sytuacji w ogóle nie rozpatrywała, a szkoda, bowiem zasadą daniny jest (inaczej niż podatku), że tak jak jest równo płacona przez obywateli, tak jest i potem, po zamianie na dobro wspólne, równo rozdzielana przez państwo. Trudno jednak mówić o jakimkolwiek zrównaniu w korzystaniu z dobra wspólnego np. właściciela Polsatu lub TVN-u ze zwykłym obywatelem, a przecież obaj czerpią z tego samego źródła: z daniny zwanej abonamentem. Jako obywatel mam tylko możliwość codziennego oglądania czegoś na ekranie telewizora, prywatny operator zaś zyskuje grube miliony. Moim zdaniem z wykładni Rady Legislacyjnej wynika, co też podpowiada zwykła logika, że to prywatny operator powinien odprowadzać do państwa abonament od wszystkich osób, którym emituje programy telewizji publicznej, czyli de facto od każdego, bo jako się rzekło, nie ma pakietów bez kanałów TVP. To o niebo prostsza droga, niż żądanie od tychże operatorów przekazywania danych osobowych i adresowych ich klientów.

Oczywiście istnieją umowy z prywatnymi nadawcami sankcjonujące obecny stan rzeczy, ale to tylko umowy, można je wypowiedzieć albo przedyskutować i zmienić. Kto wie, czy nie pojawi się wówczas szansa na ściągnięcie z prywatnych operatorów należności zaległych, za lata bezprawnego korzystania z daniny publicznej. Lepiej o te wielkie pieniądze iść powalczyć do sądu niż dokuczać obywatelom podwójną opłatą, choćby jedna z nich była quasi-dobrowolna.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 


 

 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum