Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„Niesłusznie zapomniany wybitny kolorysta, piewca gór i wsi”

Aktualności

27.04.2021 11:49

 „Pogrzeb i wesele” z 1864 r. Tego samego roku Aleksander Kotsis namalował drugą, nieco  zmienioną wersję tego obrazu, którą zatytułował „Pogrzeb i wesele spotykające się za  bramą Floriańską”.

 

 

 

„Pogrzeb i wesele” z 1864 r. Tego samego roku Aleksander Kotsis namalował drugą, nieco zmienioną wersję tego obrazu, którą zatytułował „Pogrzeb i wesele spotykające się za bramą Floriańską”.

 

 

 

 

Piękna wystawa dzieł Aleksandra Kotsisa w Krakowie

Jolanta Sosnowska

 

 

 

To ciekawe, jak bardzo różnie w miarę upływu czasu, zmieniających się mód i prądów myślowych dzieła sztuki mogą podlegać uwielbieniu albo ulegać deprecjacji i zapomnieniu. Bardzo zmiennym ocenom podlegała na przestrzeni ostatniego półtorawiecza twórczość wybitnego malarza realisty i wytrawnego kolorysty Aleksandra Kotsisa. Zarzucano mu zaściankowość, gdy skupiał się na tematach rodzimych, to znowu miano mu za złe kopiowanie wzorów malarstwa niemieckiego, gdy wracał z obrazami namalowanymi podczas pobytu w Wiedniu czy Monachium. Grymaszono nad akademizmem, to znów wytykano braki warsztatowe i kompozycyjne. Posądzano o idealizm albo karcono za nadmierny krytycyzm.
Prace Kotsisa, jednego z prekursorów realizmu w polskim malarstwie pejzażowo-rodzajowym, cieszyły się uznaniem za jego życia. Były wystawiane i nagradzane zarówno w Krakowie, jak w Wiedniu i Monachium. Na świadectwie krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych z 1859 r. znajdujemy opinię, że Kotsis, wówczas 23-letni, jest „znakomitym i rzeczywiście samorodnym talentem, a szczególniej w obrazach rodzajowych się zaleca, iż prace jego, na wystawie Sztuk Pięknych umieszczone, zwróciły uwagę znawców i powszechnie cenione były”.
Niepamięć i odkrywanie
Po śmierci Kotsisa w 1877 r. dość szybko – bo już na przełomie XIX i XX w. – zapomniano o nim i jego twórczości. Został ponownie odkryty pół wieku później, po wystawie w Muzeum Narodowym w Krakowie w 1932 r., zorganizowanej przez artystów związanych z Komitetem Paryskim, którzy spojrzeli świeżym okiem na jego dzieła. To wtedy czołowy kapista Jan Cybis napisał w „Głosie Plastyków”: „Obraz Kotsisa nas intryguje, bo jest malowany z powodem plastycznym w czasie, kiedy najbardziej gubiono powód plastyczny, malując dla tematu. (…) Materia malarska wyróżnia Kotsisa stanowczo od wszystkiego, co się kiedykolwiek u nas robiło”.
Po II wojnie światowej z wielkim znawstwem spojrzał na twórczość Aleksandra Kotsisa znakomity krytyk i historyk sztuki Mieczysław Porębski: „umiał [Kotsis] szybciej niż inni rówieśnicy (…) osiągnąć ten stopień artystycznej dojrzałości, który wysuwa najlepsze jego prace z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych [XIX w.] na czoło naszych zdobyczy malarskich czasu. Ich swoboda, świetlistość, ciepło ich podmiotowa i przedmiotowa wrażliwość, lekkość dotknięcia, wyczucie plamy barwnej, stłumionej, ale nie pozbawionej własnego, indywidualnego dźwięku, świadczą o prawdziwie samorodnym, intuicyjnym raczej niż refleksyjno-spekulacyjnym talencie”. W innym miejscu krytyk dodawał, że w malarstwie polskim XIX w. to Szermentowski, Kotsis, Małecki, Gerson i Gierymski, a nie Michałowski czy Rodakowski wysuwają się na plan pierwszy „nie tylko dla walorów formalnych, lecz przede wszystkim dla warunkującej te walory rzetelnej realistycznej obserwacji, czujnie rejestrującej przemiany, jakie wkoło zachodzą”.
Paradoksalnie w okresie powojennym, kiedy dominował socrealizm, zwrócono się ku malarstwu Aleksandra Kotsisa ze względu na tematykę ludową. Był obecny w szkolnych podręcznikach, pokazywany na zbiorczych wystawach, wskazywany jako źródło inspiracji dla socrealistycznych twórców. A przecież dzieliła go od nich przepaść formalna, plastyczna i artystyczna. Tendencyjne interpretowanie wrażliwej i subtelnej twórczości Kotsisa dla potrzeb sztuki będącej na usługach komunistycznej propagandy stanowiło wyraźne nadużycie i wykoślawianie dorobku tego wybitnego realisty i kolorysty.
Tadeusz Dobrowolski, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie w latach 1950–56, napisał w wydanej w 1962 r. „Historii sztuki polskiej”: „Jego [Kotsisa] pejzaże posiadają specyficzną, kameralną nutę, są niezmiernie proste, a zarazem przekonywające swą wewnętrzną prawdą. Obłoki, drzewa, motywy tatrzańskie, chaty kryte słomą i topole, często malowane na tekturach, oraz złotawe, to znowu czerwonawe i srebrzysto-zielonkawe tonacje barwne rozstrzygają o uroku i malarskości jego studiów. Wymowa tych płócien zyskuje na sile w obrazach rodzajowych, pełnych zarówno delikatnych wartości malarskich, jak i wzruszających, czysto ludzkich akcentów, wynikających z humanitarnego stosunku artysty do świata. Ubogie wnętrza, mizerne dzieci chłopskie, pustka izb góralskich, to nie tylko piękne, choć skromne obrazy, lecz i swoiste, żywe dokumenty ludzkiego losu”.
Dobrowolski nazwał m.in. Kotsisa i Grottgera reprezentantami spóźnionego romantyzmu, którego fala napłynęła ponownie wraz z klęską Powstania Styczniowego.
W 1959 r. odbyła się, do niedawna ostatnia, wystawa dzieł Aleksandra Kotsisa w Muzeum Okręgowym w Lublinie. Była to polska wersja wystaw prezentowanych rok wcześniej w Budapeszcie i Bukareszcie. Musiały jednak od tamtej pory minąć aż 62 lata, by kompleksowa ekspozycja prac tego artysty – naprawdę godna jego twórczości – została przygotowana przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Któż wszak jak nie muzea narodowe powinien dbać o stałą recepcję i prezentację dorobku rodzimych twórców? Ze względu choćby na nieustanną rotację pokoleń, a dziś dodatkowo na postępującą fragmentaryzację wiedzy, uleganie tyleż nośnym, co zwodniczym i fałszywym hasłom i stereotypom.
Dyrektor MNK prof. Andrzej Szczerski mówi nie bez dumy i nie bez racji, że wystawa Kotsisa wpisuje się „w praktykę organizowania przez krakowskie Muzeum wystaw monograficznych poświęconych twórcom, którzy – mimo iż należą do kanonu kultury polskiej – nie byli dotąd przedmiotem szczegółowych studiów, a ich twórczość nie została w pełni skatalogowana ani opracowana pod względem naukowym czy konserwatorskim. W ten sposób Muzeum Narodowe w Krakowie, zgodnie ze swoim statutem, nie tylko przywraca pamięć o wybitnych postaciach z historii sztuki polskiej, ale także pozwala odkryć na nowo ich twórczość w oparciu o aktualny stan badań oraz niejednokrotnie pokazywane po raz pierwszy publicznie, szerzej nieznane dzieła sztuki”. „Mimo iż jego nazwisko pojawia się we wszystkich podręcznikach historii sztuki polskiej – dodaje dyr. Szczerski – Aleksander Kotsis jest postacią dziś niesłusznie zapomnianą i marginalizowaną”.
Krakowska wystawa „Aleksander Kotsis (1836–1877). Odcienie realizmu” jest prezentowana w salach zabytkowej kamienicy Szołajskich. Otwarta została na krótko przed obecnym lockdownem – 5 marca, potrwa do 13 czerwca br. Wielka szkoda, że pandemia zabrała już niemal dwa miesiące zwiedzania i nadal uniemożliwia szerokiej publiczności cieszenie się nią. Wirtualne obcowanie z dziełami sztuki to przecież nie to samo. Warto pomyśleć o dalszym eksponowaniu, może nie tylko w Krakowie.
Chłopak z Ludwinowa
Aleksander Kotsis urodził się 1 czerwca 1836 r. w podkrakowskiej wsi Ludwinów – dziś jest to część krakowskiej dzielnicy Podgórze – po drugiej stronie Wisły, naprzeciw Wawelu. Jego matką była chłopka Tekla Domanus (ok. 1814–68), a ojcem Jan Nepomucen Kotsis (w archiwach: Koczysz; 1812–61), pochodzący z Lewoczy na Spiszu, o korzeniach słowackich lub węgierskich; miał w Ludwinowie dom i gospodarstwo. Aleksandra ochrzczono następnego dnia po urodzeniu w kościele parafialnym św. Józefa, stojącym przy Rynku Podgórskim. Nie była to jeszcze dzisiejsza imponująca neogotycka świątynia wg projektu Jana Sas-Zubrzyckiego, która powstanie w latach 1905–1909, ale niewielki, siermiężny, jednowieżowy klasycystyczny kościół z 1832 r. o prostej konstrukcji. 23 kwietnia 1837 r. rodzice Aleksandra, już po jego urodzeniu, zawarli w tej świątyni sakrament małżeństwa.
W 1838 r. rodzina, która w międzyczasie powiększyła się o córkę Ludwikę, przeniosła się z Ludwinowa do Podgórza, co wówczas niewątpliwie świadczyło o społecznym awansie. Ojciec z sukcesem zajmował się już kupiectwem. Żyli dostatnio we własnym domu przy ul. Kalwaryjskiej. Dwa inne domy na tej ulicy też należały do Kotsisów, były w nich mieszkania pod wynajem. W 1842 r. urodziła się druga siostra Aleksandra – Karolina.
Chłopiec jako ośmiolatek rozpoczął naukę w podgórskiej dwuklasowej Szkole Początkowej Miejskiej. Wbrew opiniom przedwojennej biografki Marii Sągajłłówny, która w 1936 r. napisała, że Aleksander „do nauki nie miał wielkich zdolności, był dość powolny i ociężały, chociaż od najmłodszych lat okazywał dużą wrażliwość na dzieła malarskie”, był on wyróżniającym się uczniem. Świadczy o tym choćby fakt, że uhonorowano go w szkolnej tzw. Księdze Zaszczytu „za celujący postęp w nauce i obyczajach”.
Następnie Aleksander uczęszczał do c-k (cesarsko-królewskiej) Szkoły Wydziałowej Krakowskiej św. Barbary, a w 1852 r. został przyjęty do krakowskiej c-k Szkoły Sztuk Pięknych. Tu również należał do pilnych i wyróżniających się uczniów, miał opinię jednego z najzdolniejszych. Mimo to ojciec, coraz lepiej prosperujący kupiec, nie bardzo godził się, by syn został artystą. Aleksander łączył więc przez pewien czas naukę malarstwa z pracą w rodzinnym sklepie.
W Szkole Sztuk Pięknych był uczniem Wojciecha Kornelego Stattlera, Władysława Łuszczkiewicza i Aleksandra Płonczyńskiego, a jego pierwsze uczniowskie prace (juwenilia) wyróżniano na wystawach. Gdy okazało się, że znajdują one nabywców, a do tego dyrektor Stattler odpowiednio porozmawiał z ojcem, chłopiec mógł skupić się całkowicie na studiowaniu malarstwa. Do najbliższych jego kolegów należeli m.in. Jan Matejko, Artur Grottger i Andrzej Grabowski, a przyjaźń z nimi przetrwała wiele lat. W 1858 r. wraz z Janem Matejką, Florianem Cynkiem i Władysławem Tarnowskim Aleksander odbył podróż do Zakopanego. Zobaczył wtedy m.in. Dolinę Kościeliską i Morskie Oko i zaczął uchodzić w swoim kręgu „za miłośnika Tatr i góralszczyzny”. Wyjazdy na Podhale staną się z czasem coraz częstsze. W tym samym roku zadebiutował na dorocznej, przeglądowej krakowskiej wystawie organizowanej przez Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych, prezentując na niej obrazy (obecnie zaginione) „Pauper krakowski” i „Druciarz na wsi”. W 1859 r. wyjechał do Monachium, a na kolejnej wystawie krakowskiego TPSP umieścił „Pogrzeb górala” i „Kiermasz w Tyńcu”.
W 1860 r. Aleksander Kotsis, mający 29 lat, ukończył Szkołę Sztuk Pięknych i zdobył dwuletnie stypendium wiedeńskiego Ministerstwa Wyznań i Oświaty. Umożliwiło mu ono wyjazd do stolicy imperium Habsburgów i naukę w tamtejszej w Akademii Sztuk Pięknych na oddziale malarstwa historycznego. Za wykonany kredką i tuszem rysunek „Miłosierny Samarytanin” Akademia wyróżniła go prestiżową nagrodą Fügera. Dobrze i owocnie zapowiadający się pobyt w Wiedniu musiał zostać po roku przerwany, albowiem 16 września 1861 r. zmarł na apopleksję Jan Kotsis. Śmierć ojca spowodowała powrót artysty do domu w celu zajęcia się rodziną i sprawami firmy.
Na krakowskiej wystawie TPSP 1862/1863 Aleksander zaprezentował „Kosiarza”, swoistą odpowiedź na grottgerowską „Modlitwę wieczorną rolnika”, oraz „Starego bacę spod Babiej Góry”.
W tym czasie, poprzedzającym wybuch Powstania Styczniowego, Aleksander Kotsis należał do nieformalnej grupy patriotycznej złożonej z dawnych kolegów ze Szkoły Sztuk Pięknych, ale też z innych artystów, literatów i naukowców młodego pokolenia, którzy spotykali się w rzeźbiarskiej pracowni Parysa Filippiego. Pracowali tam wspólnie na rzecz społecznego, intelektualnego i kulturalnego rozbudzenia mieszkańców Krakowa. Mieli w pamięci nie tak dawne wydarzenia, które ukształtowały ich wrażliwość na ruchy wyzwoleńczo-narodowe, przemiany społeczne, emancypację włościan – Powstanie Listopadowe, krwawą rabację galicyjską w 1846 r., uwłaszczenie chłopstwa w 1848 r.
Oprócz Jana Matejki, Aleksandra Gryglewskiego, Andrzeja Grabowskiego, Floriana Cynka, Feliksa Szynalewskiego i Franciszka Wyspiańskiego w gronie tym byli kompozytor Władysław Żeleński, historycy Józef Szujski i Ludwik Kubala, pisarze Michał Bałucki i Edward Lubowski. Odnajdziemy ich na wspólnej fotografii wykonanej 27 stycznia 1865 r. przez Walerego Rzewuskiego w krakowskim hotelu „Pod Białym Orłem”, kiedy to Aleksander Kotsis wraz z przyjaciółmi fetował przybyłego z Wiednia Artura Grottgera.
Prawdopodobnie w latach 1862–64 Aleksander wziął udział w pracach nad polichromią kościoła Misjonarzy pw. Nawrócenia św. Pawła Apostoła na krakowskim Stradomiu. Regularnie prezentował też swe nowe prace na wystawach krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, a także co pewien czas we Lwowie i w Warszawie. Dzięki temu możliwe jest datowanie jego obrazów, albowiem artysta nie miał zwyczaju umieszczania na nich dat. Wena go nie opuszczała, nie rozstawał się ze szkicownikiem.
Niewiele wiemy o nim jako człowieku, o jego życiu osobistym. Nie zachowały się żadne jego prywatne listy, które mogłyby rzucić więcej światła na charakter i osobowość. Niewiele zapisano jego zwierzeń, co najwyżej w rodzaju: „co do kompozycji i pojęcia, to czerpałem zawsze sam z siebie, motywując na tematach ludowych własnych uczuć tkankę”.
Aleksander nie założył własnej rodziny. Ponoć jego pierwszą młodzieńczą miłością była Maria, siostra Artura Grottgera, która później wyszła za mąż za malarza Władysława Sawiczewskiego. Później łączyła go wieloletnia miłosna zażyłość z malarką Józefą Geppert, zwaną też Józefiną. Kiedyś, za namową przyjaciół, którzy kupili mu bukiet róż, wybrał się do Józefiny, by się jej oświadczyć, ale powrócił z bukietem. Na pytanie zdumionych przyjaciół miał ponoć odpowiedzieć: „Rozmawiałem z nią bardzo długo i przyjrzałem się jej dokładnie. Nie. Stanowczo nie chcę. Nic z tego nie będzie… Ona ma przecież górną wargę, począwszy od nosa, za długą…”. Trudno dociec zawiłości uczuć łączących tych dwoje. Pewne jest, że artysta nie był w żadnym wypadku obojętny na kobiece wdzięki. Dowodu w tej sprawie dostarcza niestety choroba weneryczna, na którą miał umrzeć w wieku zaledwie 41 lat.
W 1866 r. za obraz „Sądny dzień” Kotsis otrzymał kolejne stypendium Ministerstwa Wyznań i Oświaty. Tym razem wybrał się za nie do Paryża i Brukseli, gdzie zamierzał zatrzymać się na dłużej. Jednak również tym razem planów stypendialnych nie dane mu było zrealizować. 27 lutego 1868 r. zmarła matka Tekla i Aleksander znów musiał wrócić do Krakowa.

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 11/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum