Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

NIE DOJDZIE W EUROPIE DO TAKIEJ HAŃBY, ŻE UCZCIWE PAŃSTWO CZŁONKOWSKIE ZOSTANIE PODDANE PROCEDURZE NA PODSTAWIE NIEDORZECZNYCH OSKARŻEŃ

Aktualności

26.02.2018 14:41

 

  Polski premier Mateusz Morawiecki swą pierwszą wizytę zagraniczną jako szef rządu odbył 3 stycznia 2018 r. do Budapesztu. Spotkał się wówczas z prezydentem Węgier Janosem Aderem oraz premierem Viktorem Orbánem. Obaj premierzy rozmawiali o sojuszu polsko-węgierskim, energetyce oraz problemach migracji. Fot. Botár Gergely/kormany.hu

 

 

Wywiad z premierem Węgier Viktorem Orbánem

Węgry przygotowały ustawę, na podstawie której można prowadzić rejestr ludzi, którzy są finansowani z zagranicznych źródeł i przy pomocy tych środków organizują nielegalną imigrację do kraju. Pakiet ustaw nosi tytuł „Stop Sorosowi”. Domyślam się, że chodzi o George’a Sorosa. Czy dla jego działalności zostało zapalone czerwone światło?

George Soros lubi opowiadać o tym, a wręcz chwalić się tym, jak wielkie środki finansowe uruchamia, aby wesprzeć migrację. Ma swój plan, który kiedyś zresztą publicznie określił, i go realizuje. Odkąd na Węgrzech toczy się wokół tego planu dyskusja, jego wypowiedzi stały się bardziej stonowane, swojego celu jednak nie zmienił. Stwierdził, że problemem jest płot graniczny, ale to migracja ma być odpowiedzią na kwestię przyszłości Europy. My zaś uważamy, że to migracja jest problemem, a odpowiedzią na nią płot. Soros daje wiele pieniędzy tym, którzy organizują migrację. Rzeczywiście, wprowadzimy teraz nowe prawo i każdy, również George Soros, może zadecydować, czy zaprzestanie swoich działań – wtedy nowe prawo nie będzie go dotyczyło, czy też będzie kontynuował swoje akcje, a wtedy nowe prawo dotknie go bezpośrednio.

Owszem, ale nawet jeżeli George Soros osobiście zostanie wyproszony z Węgier, to przecież może dalej przekazywać pieniądze swoim organizacjom.

Tak, ale najpierw musiałby publicznie je zadeklarować. Te organizacje społeczne – a właściwie pseudospołeczne, bo działają dzięki opłacanym aktywistom i bardziej przypominają partie – będziemy rejestrować osobno. Będą musiały zdawać osobne i szczegółowe sprawozdania finansowe, które będziemy sprawdzać z lupą w ręce. Gdyby się okazało, że te pieniądze wspierają migrację, zostanie na nie nałożony dodatkowy podatek w wysokości 25 proc., a osoby pracujące w tych fundacjach, o ile nie będą Węgrami, nie będą mogły nawet zbliżać się do obszarów granicznych i w ogóle będą miały wzbroniony wstęp na teren Węgier.

Czy mógłby Pan podać przykład, kogo może dotyczyć to nowe prawo i ów wspomniany przez Pana zakaz zbliżania się?

Chcemy trzymać z dala od Węgier wszystkich tych, którzy planują robić coś, co jest skierowane przeciwko interesom mieszkańców naszego państwa, i o tym w ogóle nie będziemy dyskutować. Oczywiście, Węgry są wolnym krajem i można debatować u nas na każdy temat. Zresztą kto śledzi nasze życie publiczne, widzi, że dyskutujemy prawie o wszystkim, a internet i media społecznościowe przenoszą te dyskusje do mieszkań naszych obywateli. Węgry są nowoczesną demokracją, w której dyskusja jest codziennością. I do tego momentu to jest w porządku. Ale skoro już ustaliliśmy, czym jest interes Węgier, i mówimy o najważniejszej sprawie przyszłej dekady – bo według mnie Europa wkroczyła na taką drogę, że przez dziesięć kolejnych lat migracja będzie dla Węgier i Europy kwestią najważniejszą – to od tego punktu nie ma już debatowania, jest tylko działanie.

A czy polityka migracyjna Węgier już się w tej kwestii nie zmieniła? Wielu tak interpretuje fakt, że Węgry przyjęły 1300 osób. Kim oni są i gdzie? Czy zostali przyjęci z powodu kwot?

Węgry odrzucają kwoty i nasza polityka migracyjna pozostaje bez zmian. Patrząc na Węgry widzimy jeden kraj, a pozostałe państwa Grupy Wyszehradzkiej, czyli Polska, Czechy i Słowacja, też nie chcą być państwami imigracyjnymi. Jest zatem blok państw w Europie, które zdecydowanie pokazały, że nie chcą zostać krajami imigrantów. Patrząc na kraje na zachód od nas widzimy, że to już są kraje imigracyjne. I nie jest to tylko kwestia ostatnich lat, ale ostatnich dekad, kiedy przyjmowali oni wielu cudzoziemców. Przyjmowaniem imigrantów kraje Zachodu chcą rozwiązać swój problem demograficzny. Blok krajów środkowoeuropejskich też ma problemy demograficzne, ale chce je rozwiązać nie przy pomocy imigrantów, lecz polityki prorodzinnej. Chcemy, żeby na świecie było więcej węgierskich, polskich, czeskich i słowackich dzieci, w tym widzimy rozwiązanie. Oczywiście nie jest to cel łatwy do osiągnięcia, ale może jest to temat na inną rozmowę. Polityka Węgier pozostaje zatem bez zmian; nie wpuszczamy imigrantów.

Czy przyjęcie tych 1300 osób temu nie przeczy?

Wręcz przeciwnie, jedynie potwierdza naszą politykę. W przypadku tych 1300 ludzi mówimy o osobach, którym według prawa międzynarodowego należy się ochrona. Tym różnią się oni od imigrantów, że najpierw zapukali do naszych drzwi. Tymczasem migranci weszli na teren Węgier w sposób nielegalny, sforsowali granicę, nie trzymali się węgierskiego prawa i zapowiedzieli, że nie mają zamiaru go przestrzegać. Natomiast te 1300 osób, które Pan wspomina, zachowało się zgodnie z prawem. Zatrzymali się przed granicą, zapukali, zgłosili się na posterunkach granicznych i poinformowali nas, że potrzebują ochrony. W największej mierze są to nieletni, dzieci bez opiekunów i kobiety. I w tej sytuacji węgierskie urzędy odpowiedziały: zbadamy Państwa przypadek. Podstawą prawną do tego typu działania były międzynarodowe umowy w sprawie uchodźców, które wcześniej zostały zaakceptowane przez parlament węgierski. Natomiast zasady Unii Europejskiej w sprawie kwot nie zostały przez nas zatwierdzone w żadnym momencie i też nigdy ich nie przyjmiemy. Zatem na podstawie tych kwot nikt nie może domagać się na Węgrzech jakichkolwiek praw dla siebie. Sprawdzimy tych 1300 ludzi i jeżeli faktycznie wymagają ochrony, to oczywiście ją im zapewnimy do momentu, aż tej ochrony nie będą już potrzebować. To ważne, bo gdy tak się stanie, będą musieli wrócić do swoich krajów.

Nigdy zatem nie zostaną obywatelami węgierskimi?

Nigdy. Za to krytykują nas Bruksela oraz organizacje wspierające migrację. Że dajemy ochronę tylko na pewien czas, nie oferując możliwości stałego pobytu. Liczba osób, które na tej podstawie prawnej znajdują się na Węgrzech, jest regularnie publikowana przez urząd ds. migracji. To są publiczne dane – obecnie na Węgrzech przebywa oficjalnie 491 takich osób.

Czyli podsumowując, Warszawa mierząca się z procedurą UE w sprawie zbadania praworządności w Polsce oraz inne kraje będące w podobnej sytuacji mogą liczyć na to samo, co przed kilkoma tygodniami?

Tak, a po narodowych konsultacjach węgierskie stanowisko jest nawet jeszcze mocniejsze i bardziej zdecydowane. Rozmawiałem o tym również przez telefon z polskim premierem. Uzgodniliśmy nasze stanowiska. Na początku roku spotkaliśmy się osobiście, potem jeszcze rozmawialiśmy przez telefon. Zarówno Polska, jak i Węgry podtrzymują swoją wcześniejszą politykę migracyjną, a to znaczy, że nie chcemy stać się krajem migracyjnym, nie odpuścimy w sprawie kwot i nie chcemy europejskiego systemu siłą narzucającego nam, kto ma znajdować się na terytorium naszego kraju. Polska i Węgry dalej są stuprocentowymi sojusznikami, zresztą nie tylko w sprawie imigrantów, ale także w rozpoczętej przeciwko Polsce procedurze europejskiej. Zapewniłem premiera Morawieckiego, że może liczyć na Węgry i nie dojdzie w Europie do takiej hańby, że uczciwe państwo członkowskie zostanie poddane procedurze na podstawie niepotwierdzonych, nieuzasadnionych i niedorzecznych oskarżeń. Węgry wstawią się za Polską!

Skoro już rozmawiamy o Polsce – jakim partnerem będzie nowy premier Mateusz Morawiecki, który pełni swój urząd od kilku tygodni i którego pierwsza zagraniczna podróż zaprowadziła do Budapesztu? Zresztą zaraz po nim przyjechał premier Irlandii, więc rok zaczął się od mocnych kontaktów dyplomatycznych.

To prawda, początek był mocny. Przyjechał polski premier, który jest wspaniałym człowiekiem, znamy się już od długiego czasu. Mówiłem już o tym przy innych okazjach, ale warto to przypomnieć. Ruch oporu w latach 1980. na Węgrzech wyglądał inaczej niż w Polsce. Węgierska opozycja posiadała charakter intelektualny, a opór rozgrywał się głównie w wymiarze duchowym, docierał głównie do inteligencji i studentów, jak na przykład do nas. Polski opór w latach 1980. był inny. Był to opór prawdziwy, ludzi wsadzano do więzień, działano w podziemiu, ukrywano się przed komunistami. Opór narodu polskiego przeciwko komunistom i okupacji sowieckiej organizowano w ukryciu – m.in. na parafiach w całym kraju. Dobrze znam też ojca obecnego polskiego premiera, który był przewodniczącym Solidarności Walczącej, która organizowała również akcje z użyciem siły fizycznej przeciwko komunistom. Rodzina Morawieckich cechuje się zatem bezkompromisową postawą antykomunistyczną – a to wymaga od nas ogromnego szacunku. Premier Morawiecki wcześniej zajmował się kwestiami gospodarki oraz rozwoju, otrzymałem od niego wiele cennych pomysłów. Teraz pracujemy razem nad stworzeniem wspólnego, środkowoeuropejskiego banku rozwoju. Polski premier wziął na siebie zadanie wypracowania wewnątrz Grupy Wyszehradzkiej strategii dla głębszej współpracy gospodarczej w ramach Grupy V4. Z punktu widzenia ekonomicznego wzmocnienia Grupy Wyszehradzkiej to dla nas konkretny zysk.

No tak, przecież premier Morawiecki ma odpowiednie doświadczenie, wcześniej był ministrem finansów. Ten bank, który Pan wspomniał, to Bank Wyszehradzki?

Tak, to miałem na myśli.

W Berlinie był Pan jednym z głównych mówców na pewnym forum gospodarczym. Stwierdził Pan wtedy, że jeżeli Unia Europejska nie będzie chciała być źródłem finansowania, zwrócimy się do Chin. Proszę to skomentować. Miał Pan wtedy na myśli właśnie Bank Wyszehradzki?

Tak, również, ale nie wypowiedziałem tego zdania w tak brutalny sposób – w tych kręgach takie kwestie wypowiada się w sposób wyważony i dyplomatyczny. Przecież tam pośród publiczności siedziały najważniejsze osoby niemieckiego przemysłu, ludzie ze znanych nam wszystkim firm. Co roku w Berlinie odbywa się zamknięta konferencja, na którą zapraszany jest jakiś zagraniczny prelegent, choć sama impreza ma charakter wewnątrzniemiecki. Powiedziałem im, że Chiny nie są zagrożeniem, ale szansą. Rosnące, rozwijające się i stające się najsilniejszą gospodarką świata Chiny są z punktu widzenia gospodarki węgierskiej, ale także gospodarki europejskiej, szansą. Już dziś eksportujemy do Chin wiele węgierskich produktów. Ponadto Chińczycy nie są już biedni, to jest bogate i wielkie supermocarstwo posiadające źródła i szukające możliwości inwestycji na całym świecie. Patrząc zaś na nasz rejon, widzimy, że Europa Środkowa jest najszybciej rozwijającą się częścią Starego Kontynentu. To tu należy inwestować w rozwój, w sieć elektryczną, w gazociągi, w drogi łączące północ z południem. Nie pojedziemy autostradą z Warszawy do Budapesztu, brakuje też drogi ekspresowej między Krakowem a Budapesztem. A takie zapotrzebowanie jest, bo rejon się rozwija. Powstaje tylko pytanie, skąd wziąć na ten rozwój pieniądze. Pierwszą możliwość stanowią fundusze regionalne Unii Europejskiej, które zostały założone właśnie w tym celu. Są one jednak ograniczone i dają za mało pieniędzy. Druga opcja to kredyty z europejskich instytucji finansowych, takich jak Europejski Bank Inwestycyjny czy banki prywatne. Jeżeli te kredyty są zbyt drogie albo oferowane na słabych warunkach, to pozostaje jeszcze trzecia droga, czyli ściągnięcie pieniędzy do Europy Środkowej z zewnątrz. I tu się pojawiają Chiny, które dają lepsze warunki niż europejskie instytucje i chcą finansować programy rozwoju w Europie.

Pana prelekcja odbyła się w Berlinie, ale wcześniej był Pan w Bawarii. Węgierska gospodarka żyje z dobrych stosunków węgiersko-niemieckich. Jakie doświadczenia wyniósł Pan z rozmów w Niemczech?

Przede wszystkim szukamy sojuszników, sporą część mego czasu poświęcam właśnie na zdobywanie dla Węgier sojuszników. Jestem przekonany, że Europa znajduje się na skraju wielkich przemian, a te przemiany niosą ze sobą tyle zagrożeń, co możliwości. Rozpoczęła się światowa migracja, nazywamy ją wędrówką ludów, a ONZ przyjmuje programy i dokumenty wspierające tę globalną wędrówkę ludów. Istnieją zagrożenia, które dotyczą całej Europy i jeżeli chcemy się bronić, jeżeli chcemy wykorzystać te wypracowane w pocie czoła możliwości rozwoju na Węgrzech i w Europie Środkowej, potrzebujemy sojuszników. Kto jest sojusznikiem? Ten, kto podobnie jak my patrzy na świat. Bawarczycy postrzegają świat w podobny sposób. W Bawarii doszło w ostatnich miesiącach do silnej, opartej na chrześcijaństwie i konserwatyzmie zmiany politycznej, stąd Bawaria – tradycyjny sojusznik Węgier – odnowiła ten sojusz z nami.

Jest to skrót rozmowy,
którą dla Radia Kossuth przeprowadził
Gábor István Kiss

Tłumaczył:
Adam Sosnowski

 

 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum