Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„NAŚLADOWAŁ CHRYSTUSA”

Aktualności

15.04.2019 12:16

 Fotografia przystojnego  Jánosa Esterházyego (1901-57) sprzed czasu uwięzienia.

 

 

 

Fotografia przystojnego Jánosa Esterházyego (1901-57) sprzed czasu uwięzienia.


12 lat wyniszczania w komunistycznych więzieniach


Rozmowa z ojcem PAWŁEM CEBULĄ OFMConv., 
postulatorem procesu beatyfikacyjnego Jánosa Esterházyeg
o

 

Jolanta Sosnowska: Pochodzący z bardzo zasłużonego arystokratycznego rodu węgierskiego Sługa Boży János Esterházy miał też polskie korzenie. Jego matką była Elżbieta z domu Tarnowska (herbu Leliwa), córka hrabiego Stanisława, zasłużonego rektora i profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyka literatury, prezesa Akademii Umiejętności w Krakowie oraz członka Towarzystwa Historycznego we Lwowie, był on też przywódcą krakowskich konserwatystów. Zdaje się, że to właśnie jego córka Elżbieta miała ogromny wpływ na wychowanie syna Jánosa. 

O. Paweł Cebula: Zgadza się. János urodził się 14 marca 1901 r., a jego ojciec zmarł, gdy chłopiec miał zaledwie 4 lata. Matka po siedmiu latach małżeństwa została wdową z trójką dzieci i sama musiała je wychować. Oprócz syna Jánosa były jeszcze córki Luiza, zwana Lulu, oraz Maria Zofia, zwana Maryszką. Rodowy majątek Esterházych znajdował się w we wsi Újlak (obecnie po słowacku Veľké Zálužie) i jej okolicy, w pobliżu historycznej Nitry, wtedy położonej w Górnych Węgrzech (Górnym Kraju), ale zamieszkanej w większości przez ludność słowacką. Po śmierci ojca rodzinny dom Jánosa stał się bardziej domem polskim, mówiono w nim po polsku.

Dwudziestoletnia Elżbieta Tarnowska poznała przystojnego, starszego od niej o 11 lat rotmistrza hr. Jánosa Mihálya Esterházyego z Galánty w Krakowie, na balu u Szembeków, w 1895 r. Trzy lata później w podwawelskim grodzie odbył się ich ślub – w kościele sióstr Felicjanek. Elżbieta słynęła z inteligencji i oczytania, była bardzo religijna i pomagała biednym. Wartości te wpoiła wszystkim swoim dzieciom.

Trzeba jednak dodać, że jej mąż przykazał swemu jedynemu synowi Jánosowi na łożu śmierci: „Pamiętaj, że masz być dobrym Węgrem”. Czterolatek może by tego nie zapamiętał, ale Elżbieta zrobiła wszystko, by wychować Jánosa w duchu tego polecenia. Został dobrym Węgrem, ale był też dobrym Polakiem. Po latach zrozumiał, że choć jego mama żyła na słowackiej wsi, a w ich domu mówiło się po polsku, jej serce biło po węgiersku. Przekazała mu też żywą wiarę, którą później świadomie rozwijał.

János był zatem od urodzenia dwujęzyczny – polsko-węgierski. Jakie szkoły ukończył?

Do piętnastego roku życia uczył się w domu, pod okiem guwernantów. W latach 1916-20 studiował ekonomię w Wyższej Szkole Handlowej w Budapeszcie. Po pierwszej wojnie światowej stał się jedynym żyjącym mężczyzną swej gałęzi rodu. W 1919 r. w wyniku reformy rolnej większość ziem rodowych w Nitrze została skonfiskowana, co zmusiło rodzinę do sprzedania całego majątku na Węgrzech, by ratować posiadłość w Újlaku. Na jednym ze zdjęć z tego czasu uśmiechnięty János wygląda na lekkoducha, a jednak mając niespełna 19 lat musiał podjąć decyzję, która zaważyła na całym późniejszym życiu jego oraz całej rodziny, wręcz przesądziła o ich losie. Po dyktacie pokojowym w Trianon z 4 czerwca 1920 r., większość ziem należących do rodu Esterházych została na terenie Węgier, a tylko Újlak znalazło się w granicach Czechosłowacji. János wraz z matką i siostrami pozostał pośród węgierskiej mniejszości na Słowacji, która od 1918 r. stanowiła część Czechosłowacji. 

Z otoczonego dobrobytem studenta lekkoducha János przemieni się w zaangażowanego chrześcijańskiego polityka odpowiedzialnego już nie tylko za swoją rodzinę, ale za węgierską mniejszość na Słowacji. 

János w latach 1919-20 brał udział w demonstracjach; próbowano stawiać opór Czechosłowacji zajmującej Górne Węgry, gdzie leżały jego rodzinne dobra i gdzie żyło wielu jego rodaków. Przywiązany był też jednak do Słowaków i nigdy nie czuł wobec nich wrogości, a kiedy na mocy traktatów wersalskich utworzono Czechosłowację, walczył również o ich prawa. Byli bowiem przez Czechów dyskryminowani. János dobrze rozumiał się z ks. Andrejem Hlinką, zwolennikiem autonomii Słowacji i założycielem Słowackiej Partii Ludowej, uznawanym przez Słowaków za ojca narodu. Po jego śmierci w 1938 r. partia ta niestety poszła w kierunku faszyzmu, a na jej czele stanął ks. Józef Tiso. 

Stosunki polityczne na tamtym terenie były bardzo skomplikowane. Arystokracja stała trochę jakby ponad narodowościowymi sporami. W 1924 r., mając zaledwie 23 lata, János poślubił 19-letnią hrabiankę Lívię Agalię Serényi de Kis Serény.

Ta młodziutka arystokratka bardzo się w nim zakochała i marzyła o dostatnim, pełnym zabaw i przyjęć ziemiańskim życiu u jego boku. Tymczasem okazało się, że wieś jest słowacka, w domu mówi się tylko po polsku, a męża prawie nie ma w domu, bo stale wyjeżdża w celu załatwiania różnych spraw społecznych, publicznych. János, który również był w Lívii zakochany, uczciwie uprzedził ją przed ślubem, że ze swej działalności zrezygnować nie może. 

Teściowa Elżbieta zapewne dominowała swą wyrazistą i silną osobowością… Lívia, która w 1929 r. urodziła syna Jánosa, a w 1932 r. córkę Alice, musiała prawdopodobnie czuć się w tym polskim domu dosyć obco?

Chyba tak właśnie było, a na dodatek w pewnym momencie ujawniła się u niej choroba psychiczna; kiedy dokładnie – nie wiadomo. W każdym razie Lívia wyprowadziła się w pewnym momencie z Újlaku do Budapesztu; również dlatego, że wymagała opieki psychiatrycznej.

János Esterházy zaangażował się w działalność stricte polityczną 6 lat po ślubie, na początku lat 1930. W 1931 r. stanął na czele Narodowej Ligi Węgrów w Czechosłowacji, a rok później został wybrany przewodniczącym węgierskiej Krajowej Partii Chrześcijańsko-Socjalistycznej, z którą był związany od lat 1920. Z ramienia tej partii uzyskał w wyborach parlamentarnych w 1935 r. mandat posła do Zgromadzenia Narodowego Republiki Czechosłowackiej z okręgu Koszyce.

Zanim wszedł na dobre do polityki, włączał się w przeróżne akcje charytatywne, związane np. z pomocą poszkodowanym przez wielką powódź na Zakarpaciu, fundował stypendia dla biednych, zdolnych węgierskich dzieci. 

Rodzinne miejsca na Słowacji János Esterházy uznawał do końca za swoją Ojczyznę?  

Tak. Dosyć szybko jednak zrozumiał, żeby aby dokonać więcej, musi zaangażować się w politykę. Także mniejszość węgierska w Czechosłowacji zaczęła pojmować, że musi się zorganizować i mieć swoje przedstawicielstwo polityczne. Szły starania o współpracę ze Słowakami, by z nimi bronić się przed dominacją Czechów. János Esterházy jako węgierski poseł w czechosłowackim parlamencie rozumiał politykę jako obronę węgierskiej mniejszości – jej prawa do języka, szkolnictwa, narodowej kultury. Działał też na Węgrzech, gdzie z kolei bronił praw Słowaków, publicznie się o nie upominając w przemówieniach i w listach. Warto wiedzieć, że partia Jánosa swój program opierała na słynnej encyklice Leona XIII Rerum novarum z 1891 r. Był przeciwny zawieraniu w Czechosłowacji jakichkolwiek kompromisów z bolszewikami, podobnie jak był przeciwny innej bezbożnej, antyludzkiej ideologii – nazizmowi, który określał mianem dzieła szatana. Na Słowacji i na Węgrzech byli jednak tacy, którzy się ku tym ideologiom skłaniali. 

W jego duszy chyba odzywała się także polskość?

Oczywiście. W dwudziestoleciu międzywojennym János Esterházy działał dużo na polu zbliżenia Warszawy z Budapesztem, ale Paryż, poprzez Pragę, starał się do tego zbliżenia nie dopuścić. Przez taką politykę – jak pisze wybitny uczony i przedwojenny działacz publiczny prof. Marian Zdziechowski – Węgry jako kraj antybolszewicki zostały niejako wepchnięte w ramiona Hitlera. 

Przypomnijmy może w tym miejsce, że prezydent Czechosłowacji Tomáš Masaryk w 1920 r. nie tylko stanowczo odmówił przepuszczenia wojsk węgierskich śpieszących na pomoc zagrożonej przez bolszewików Warszawie, ale nie zgodził się na transport węgierskiej amunicji przez terytoria Czechosłowacji i oficjalnie odradzał państwom zachodnim udzielanie Polsce jakiegokolwiek wsparcia w walce z Armią Czerwoną.

Nie wszyscy dziś w Polsce wiedzą, że Węgry jako pierwsze po zakończeniu wielkiej wojny musiały zmagać się z bolszewikami. Po upadku monarchii habsburskiej na ich terytoria wkroczyli czerwonoarmiści i już 21 marca 1919 r. powstała tam komunistyczna Węgierska Republika Rad. Na szczęście przetrwała tylko 133 dni. Choć Węgry zostały przez aliantów i masonów na mocy traktatu wersalskiego mocno okrojone – straciły 2/3 terytorium! – to w 1920 r. bardzo chciały pomóc walczącej z naporem bolszewizmu Polsce; już wtedy wiedziały, czym pachnie czerwona zaraza. Węgry ledwie zipały, bo największe bogactwa straciły w Siedmiogrodzie, ale jak na swoje warunki i możliwości udzieliły Polsce dużej pomocy militarnej, bez której chyba nie byłoby zwycięstwa nad Wisłą, bo nie byłoby czym strzelać. 

Wielka w tym była zasługa ówczesnego premiera, Pála Telekiego, który włożył w tę pomoc nawet swoje własne pieniądze. W ostatniej chwili, przed rozstrzygnięciem w Radzyminie, dotarło do walczących jeszcze 20 mln sztuk amunicji. 

Niecałe 20 lat później, kiedy w 1939 r. na żądanie Ribbentropa, by Węgrzy przepuścili armię niemiecką od południa, będący wtedy po raz drugi premierem Pál Teleki odpowiedział: „Prędzej wysadzimy linie kolejowe, niż przyłożymy rękę do inwazji na Polskę. Byłaby to ujma dla naszego narodowego honoru”. Tę decyzję premiera potwierdził potem parlament. A przecież Teleki mógł się bać, że Hitler postąpi z Węgrami tak, jak postąpił z Czechami, a jednak nie uległ, bo wiedział, że ma za sobą naród węgierski. Hitler zaś zrozumiał, że z Węgrów nie zrobi sobie pomocnika w wojnie przeciw Polsce. Zachowanie Telekiego dobrze pokazuje, że nie tylko János Esterházy wychował się w polskim domu w sympatii i szacunku do Polaków, ale że jest to częścią tożsamości narodowej Węgrów. Zwłaszcza od powstania Austro-Węgier w 1867 r. tak bardzo żywa była pamięć o Polakach walczących w Wiośnie Ludów, czyli w tym przypadku w antyhabsburskim powstaniu, że w węgierskich szkołach wychowywano dzieci w przyjaźni do Polski. 

Podobno uczono młodych Węgrów śpiewania „Boże, coś Polskę”?

No właśnie. W 2000 r. byłem w Niemczech na wspólnej kolacji z emigrantami węgierskimi w Szwabii, wyrzuconymi przez komunistów spod Budapesztu. Kiedy dowiedzieli się, że jestem Polakiem, zaśpiewali mi po węgiersku „Boże, coś Polskę”. Popłakałem się… Dzisiaj również premier Viktor Orbán mówi, że przyjaźń do Polski jest częścią węgierskiego patriotyzmu. 

Czy János Esterházy nigdy nie żałował decyzji pozostania na Słowacji?

Nie, nigdy, a pokusy robienia kariery politycznej w Budapeszcie, gdzie mógłby zostać może nawet premierem, zawsze i konsekwentnie odrzucał. Szczególnie wyraźnie widoczne jest to w roku 1938, kiedy część Słowacji powróciła do Węgier, w tym region Koszyc, skąd János był posłem; powiedział wtedy, że będzie z tymi, którzy zostali na Słowacji – z ciemiężonymi, uciskanymi i prześladowanymi, z tymi, którzy mu zaufali. Został niekwestionowanym przywódcą Węgrów na Słowacji. Potem ratował też Żydów dając im członkostwo w swojej partii, jak również Niemców, którzy podpadli nazistom, oraz Słowaków, którzy narazili się miejscowym faszystom. 

Naprawdę pogmatwane jest ostatnie stulecie w tym regionie…

Gdy w 1944 r. Niemcy opanowały całkowicie Węgry i do władzy doszli węgierscy faszyści, tak zwani strzałokrzyżowcy, od razu zażądali zrzucenia Jánosa Esterházyego z funkcji przewodniczącego Partii Węgierskiej na Słowacji. János jednakże nie był w ciemię bity i z pozostałymi członkami partyjnego zarządu przeprowadzili sprytny manewr – zrzekł się funkcji szefa partii i na ich miejsce wybrano kogoś innego. Jednak następnego dnia owo nowe kierownictwo również się zrzekło swoich funkcji, a ponieważ nie było innych kandydatów, więc znowu wybrano Jánosa. Nie na długo to pomogło, gdyż Esterházyego szukało już gestapo za udzielanie pomocy Żydom i Polakom. Faktycznie pomógł bardzo wielu ludziom przedostać się na Węgry przez Słowację czy też przez Rumunię, a gen. Kazimierza Sosnkowskiego po Kampanii Wrześniowej osobiście przemycił w swoim samochodzie do Budapesztu.  

Był zatem człowiekiem bardzo odważnym. Udzielając pomocy Żydom narażał życie swoje i swoich bliskich. János Esterházy nie został jednak uznany przez Yad Vashem „Sprawiedliwym wśród narodów świata”. 

János doskonale wiedział, czym ryzykuje, a mimo to tyle razy niósł pomoc… We wspomnieniach niejednokrotnie pisał, jak bardzo boi się o swoją rodzinę i że się za nią nieustannie modli. 

No i wymodlił. Rodzina uniknęła więzienia, on jednak nie.

W każdej chwili mógł zostać zastrzelony, mogły wejść do ich domu słowackie bojówki czy niemieckie gestapo, które dokładnie przeszukiwało w 1944 r. majątek Esterházych w Újlaku. Ale jesienią tego roku, aż do Bożego Narodzenia, János ukrywał się. Ciekawe jednak, że gdy w 1945 r. wkroczyli bolszewicy, przed nimi się nie ukrył. Doradzano mu, by uciekał na Zachód, odparł na to, że przecież nic złego nie zrobił i nie ma przed czym uciekać, a wojna się skończyła.

Jakże bardzo się mylił… Chyba jednak nie znał dobrze ani bolszewików, ani ich metod.

Albo może uznał, że po ludzku rzecz biorąc, już nic się nie da zrobić i trzeba czekać na to, co zrobi Pan Bóg. Ważny jest tu pewien moment przełomowy, który kojarzy mi się z fragmentem biblijnej Pieśni nad pieśniami: „na cóż budzić ze snu, na cóż rozbudzać umiłowaną, póki nie zechce sama?” (Pnp 8,4). János wyznał w liście do swej siostry, że pod koniec wojny podczas oblężenia w Budapeszcie, gdzie się wówczas ukrywał, modlił się, żeby Pan Jezus pozwolił mu upodobnić się do Niego. Oznacza to, że wtedy było już w nim pragnienie, aby Pan Bóg dowolnie zadysponował jego życiem – Panie Jezu, rób ze mną, co chcesz. Potem wydarzenia następują szybko już jedno po drugim. Kiedy w kwietniu 1945 r. wkraczają bolszewicy, János zostaje przez nich zatrzymany na ulicy. Nie wiedzą wówczas, kim jest, więc po 12 dniach aresztu – 18 kwietnia – zwalniają go. Dwa dni później János idzie z pełną ufnością na skargę do… Gustáva Husáka, co kończy się niestety natychmiastowym aresztowaniem. 27 czerwca został przekazany NKWD, a dwa dni później wywieziony do Moskwy na Łubiankę, gdzie był potwornie torturowany i prawie utracił wzrok. Przesłuchiwano go dzień i noc, świecąc w oczy mocnymi reflektorami. Dopóki tylko jemu grożono śmiercią, wszystkie ataki odpierał. Ale gdy zagrożono śmiercią całej jego rodziny, wyliczając po kolei jej członków z rozgałęzieniami i dając do zrozumienia, że wiedzą o każdym wszystko, przeżył wówczas pewne załamanie. W Moskwie skazano go ostatecznie na 10 lat łagrów za kierowanie partią faszystowską, działalność wywiadowczą, szkalowanie sowieckiego państwa oraz… rozpowszechnianie prawdy o Katyniu. W łagrach na północy Syberii nabawił się ciężkiej gruźlicy. Miał ogromną odwagę, że potrafił np. łagiernikom zwrócić uwagę, by nie kupowali za chleb usług prostytutek, bo chleb staje się Eucharystią. I oni go posłuchali! Miał wśród współwięźniów duży autorytet, przez jednego z nich został nazwany „Chrystusem Węgrów”. 

Jednak będąc na Syberii János nie miał możliwości przyjmowania Komunii św.

János nazywał Syberię „lodowatym piekłem”. Tam modlił się do swojej ulubionej świętej – Tereski od Dzieciątka Jezus, która podobnie jak on zmarła na gruźlicę, by dostąpić łaski przyjmowania Komunii św. János jeszcze na początku choroby gruźliczej zaprzyjaźnił się duchowo z Tereską, podobnie ze świętym nowicjuszem jezuickim, Istvánem Kaszapem (1916-35), który na Węgrzech jest bardzo popularny; jego proces beatyfikacyjny właśnie się toczy. János prosił, by Pan Bóg nie pozwolił mu umrzeć w stanie grzechu, żeby dał mu łaskę przyjęcia przed śmiercią sakramentów, a jeśli byłoby to niemożliwe, żeby jego żal za grzechy był w pełni szczery. Z jego listów do siostry wynika, że nie czuł żadnego żalu ani nienawiści do swoich prześladowców, że im wybaczał, czuł się pogodzony ze swoim losem i spokojny. Ta jego postawa nie znajdowała jednak zrozumienia. Siostry bardzo się o brata martwiły, cierpiały, że jest poniżany, bity. Później wychowawcy więzienni pisali, że skazany się nie poprawia, dalej uważa się za arystokratę i nie czyni żadnych „postępów resocjalizacyjnych” w duchu komunizmu. 

  

Rozmawiała
Jolanta Sosnowska

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum