„Pochód na Wawel” Wacława Szymanowskiego; kompleks rzeźb powstał jeszcze w latach niewoli (1911–1912), ale był wyrazem niezależności ducha i zarazem wielkiego szacunku dla historii własnego narodu. Fot. Adam Bujak
To już nie tylko mowa, lecz kultura nienawiści.
Kształtowana i podsycana przez media
Leszek Sosnowski
To, co określane jest jako mowa nienawiści, stanowi jedynie element większej całości, który nazwać należy szerzej: kultura nienawiści. Ta zaś wywodzi się wprost z kultury śmierci. Ten ostatni termin sprecyzował, udokumentował intelektualnie i upowszechnił św. Jan Paweł II, głównie w słynnej encyklice Evangelium Vitae z 1995 r., ale nie tylko tam. Ojciec Święty często i z troską mówił o „mentalności przeciw życiu”. Analizując zjawiska kultury XX w., Papież doszedł do wniosku, że „stoimy wobec nadludzkiego, dramatycznego zmagania między złem i dobrem, między śmiercią a życiem, między kulturą śmierci i kulturą życia”.
Kultura nienawiści jest wprost doskonałą drogą do kultury śmierci, drogą coraz szerszą i szybszą, wprost autostradą. Ci, którzy dziś tak bardzo oburzają się na mowę nienawiści, sami wielokrotnie akceptowali zjawiska stanowiące podstawy kultury śmierci.
1. Kultura śmierci
Święty Papież Polak wiek XX nazwał „wiekiem Kainowym, gdzie spisek przeciw życiu jest zaprogramowany w sposób systematyczny, tworząc struktury grzechu”. Nie jest to rzecz jasna spisek typu dworskiego, lecz swoista zmowa światopoglądowa. Dziś zresztą ma ona coraz słabsze znamiona prawdziwego spisku, bowiem instytucje międzynarodowe, publikatory, ośrodki polityczne, elity finansjery nie kryją się już z propagowaniem i uprawianiem kultury śmierci, np. sterylizacji, aborcji, eutanazji etc. To są działania z grupy jakoby najbardziej postępowych, a w oczach wielu niezbędny element i dowód zarazem nowoczesności. Stąd część opinii publicznej coraz gwałtowniej domaga się aprobaty państwa dla działań z kręgu kultury śmierci.
Określenie „kultura śmierci” brzmi w uszach normalnego człowieka raczej paradoksalnie, cóż to bowiem za kultura, która jakiekolwiek uśmiercanie uznaje za wyraz postępu nieodzownego dla współczesnych społeczeństw? Przecież tak, jak kultura sama w sobie winna być zjawiskiem pozytywnym, tak śmierć nie powinna być uznawana za sposób rozwiązywania jakichkolwiek ludzkich problemów. Dopiero takie paradoksalne zestawienie – „kultura śmierci” – oddaje istotę rzeczy, obrazuje stan faktyczny zachodniej cywilizacji, do której, czy tego chcemy, czy nie – należymy. Społeczne przyzwolenie na niszczenie życia ludzkiego należy uznać za jeden z najistotniejszych przejawów kultury śmierci, którą poprzedza i wyprzedza kultura nienawiści.
Proszę się tylko zastanowić, kto, jakie ugrupowania polityczne, jakie instytucje kultury, jakie media, jacy konkretni ludzie domagają się bez pardonu legalizacji skracania cierpień (eutanazji), spędzania płodu (aborcji), sztucznego zapładniania, życia w nienaturalnych związkach jednopłciowych, popularyzacji już w szkołach podstawowych tego, co ludzkość od zawsze nazywała zboczeniami? Kto domaga się prawnego usankcjonowania przekazywania homoseksualistom dzieci na wychowanie? Kto głosi i to na uniwersytetach (!) kazirodztwo, a nawet zoofilię jako naturalne i tym samym akceptowalne zjawiska? Kto toleruje i wybacza prostytucję, uznając ją nawet za pracę jak każda inna? Kto pod pozorem uprawiania sztuki nieustannie epatuje czytelników i widzów scenami gwałtów, rozbojów, wyzwisk, bezczeszczenia Krzyża? Kto upowszechnia różne patologie, jakby były to normalne zjawiska naszej codzienności? Kto krew i spermę, a nawet kał (!) uznaje za środek godny wyrazu artystycznego? Kto nie tylko akceptuje, ale wychwala mieszanie z najgorszym błotem wielkich ludzi, wielkich Polaków na czele ze św. Janem Pawłem II, zabijając tym samym ich autorytety szczególnie w oczach młodszych ludzi?
To wszystko są haniebne przejawy opozycji wobec życia, wobec normalności i moralności. Po śmierci regionalnego samorządowca z Gdańska nikt jednak nie przywołuje ich jako źródła zła. Nie chodzi o bezpośrednią przyczynę zgonu, bo tym niech zajmuje się tak, jak umie tzw. wymiar sprawiedliwości. Sama śmierć, owszem, wywołała powszechne oburzenie (przeważnie udawane, rzecz jasna), ale dewiacyjnych przejawów kultury śmierci nikt z polityków, z rodziny ofiary, a także z hierarchii kościelnej nie potępił – jakby faktycznie nie było tu ścisłych związków. Może dlatego, że zamordowany samorządowiec sam akceptował i wspierał ideologię środowisk LGBT wszelkiej maści, np. z entuzjazmem uczestniczył w paradach równości...
Stosowane są uproszczone analizy funkcjonowania zła w społeczeństwie i w człowieku. Nie sięgają one co prawda sedna sprawy, ale jakimż są wspaniałym narzędziem walki i propagandy! Mowa nienawiści – oto najnowszy „wynalazek”! Nie, nie chodzi o to, że jej nie ma lub nie było, ale o to, że posądzić o nią można praktycznie każdego. Nie dość, że jest skutkiem, a nie przyczyną, to na dodatek nie została de facto zdefiniowana. Wystarczy zatem, że będziesz wobec kogoś lub czegoś po prostu krytyczny, a możesz zostać od razu obarczony grzechem mowy nienawiści. Takie odwieczne formy wypowiedzi jak żart czy ironia stają się świetnym pretekstem do oskarżeń o nienawiść. Przypadki tego rodzaju obserwujemy już codziennie.
Tymczasem nienawiść par excellence w sztuce, zwłaszcza teatralnej, nazywana jest – wolnością! Któż odważy się zabronić tej nienawiści, przepraszam, wolności… Dlatego sceny zamieniły się w swoiste teatry kopulacji ubarwionej – obowiązkowo! – antyklerykalizmem, a genialnymi dziełami wieszczów wycierają sobie nawet nie gęby, ale zupełnie co innego różni dewianci typu Oliver Frljić. Tego „artystę” zaproszono z głębokiej europejskiej prowincji, z Bośni, by w sposób ordynarny sponiewierał polskiego Papieża na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. Za pieniądze Polaków. To nie są jednak żadne przejawy nienawiści i to o wysokim stopniu stężenia emocjonalnego. Skądże znowu – to sztuka! A sztuka, wiadomo, rządzi się swoim prawami. Trudno o bardziej bezsensowną tezę.
Ponad prawami sztuki zawsze stało prawo prawdziwe, tak samo jak np. ponad prawami miłośnika szybkiej jazdy samochodem stoi prawo drogowe. W naszych czasach jednak wypowiedź artystyczna faktycznie uwolniona została od wszelkiej odpowiedzialności cywilnej! Teatr Powszechny kilka dni temu przepraszał, że w dniu morderstwa gdańskiego samorządowca aktorka podczas spektaklu „Klątwy” opuściła monolog o zbiórce pieniędzy na wynajęcie płatnego zabójcy Jarosława Kaczyńskiego. To tylko jednorazowo, zapewnili włodarze tej haniebnej sceny, sytuacja już wraca do normy, zbiórka będzie kontynuowana. Ot, sztuka! Aż do tego doszła kultura śmierci. Okazuje się, że wolno, a nawet trzeba i wypada, namawiać do nienawiści, do zabijania.
Może jednak wreszcie jak nie minister kultury, to przynajmniej minister sprawiedliwości zdecyduje się w ramach będącej na topie walki z mową nienawiści przerwać nędzne praktyki tego niegdyś zasłużonego, a dziś obrzydliwego teatru. Przekaz artystyczny z natury swej rzeczy jest bardziej sugestywny, bardziej działający na emocje i dłużej zapamiętywany, a nie podlega żadnym rygorom! Przecież to nie jest żadna wolność, to jest po prostu bandytyzm. W takim teatrze co wieczór rozwija się najgorsze skłonności w człowieku. Skłonności, które kultura śmierci uwolniła.
Mowa nienawiści przy opisanych wyżej zjawiskach to tzw. pikuś. W Polsce rozpoczęły się właśnie zajadłe ataki z prawa i z lewa na taką mowę, czyli – na pikusia. Prawdziwe przyczyny pogłębiającej się degeneracji kultury, w tym i debaty publicznej, pozostają wciąż nietknięte. A niestety nie zlikwiduje się skutków, nie usuwając przyczyn albo przynajmniej nie ograniczając ich poważnie.
Nienawiść nie tkwi w samej mowie, bo ta jest tylko narzędziem. Nienawiść tkwi w człowieku, więc tam trzeba z nią walczyć. Żeby jednak ją pokonać, trzeba odwołać się do odwiecznych wartości i sprawdzonych przez wieki zasad moralnych, a nie idealizować głupawe i szkodliwe zarazem nowinki etyczne, obyczajowe, różne ekwilibrystyki intelektualne czynione w celu quasi-naukowego uzasadnienia takiego czy innego zboczenia, którym obarczony jest najczęściej sam „naukowiec”.
Tak oto powstał kolejny paradoks współczesnej kultury: chce się likwidować nienawiść w mowie, lecz pozostawia się ją w człowieku. Czymże bowiem tę złą mowę neutralizować, skoro wcześniej odrzuciło się najskuteczniejszą broń przeciwko nienawiści: wartości chrześcijańskie? Dla ideologicznych potrzeb tworzenia nowego imperium ze stolicą w Berlinie powstał bełkot o jakichś wartościach europejskich, których nikt jednak, także w Traktacie Lizbońskim, nie sformułował, nie skonkretyzował, a których podejrzane źródła można odnaleźć już w gabinetach hitlerowskich elit w pierwszej połowie lat 1940. (zainteresowanych tym szokującym tematem odsyłam do mego artykułu „Kto dąży do zmiany III RP na Generalną Gubernię?” we „Wpisie” nr 9/2017).
Analizując samo tylko zjawisko mowy nienawiści, w oderwaniu od kultury nienawiści, bardzo łatwo jest w debacie publicznej przypisać część sprawstwa obozowi patriotycznemu w Polsce, zwłaszcza PiS-owi. Dlaczego? Nie z powodu treści wypowiedzi jego przedstawicieli, ale z powodu tego, że to nie ten obóz, lecz jego zajadli wrogowie mają ogromną przewagę medialną. Ogromną. A to mass media z całych sił sieją nienawiść, przypisując ją dowolnie różnym ludziom, którzy im po prostu podpadli. Przecież bez stosownego nagłośnienia najpodlejsze nawet wypowiedzi funkcjonowałyby tylko w wąskich gronach. Tymczasem publikatory „grzeją” atmosferę wrogości non stop.
2. Mass media
Trzeba to rozumieć i pamiętać o tym bez przerwy: głównie dzięki mainstreamowi takiemu, jaki mamy, oraz wspierającym go siłom politycznym rozpanoszyła się u nas kultura śmierci, w tym i mowa nienawiści. Nad utrzymaniem takiego stanu rzeczy pracuje się w publikatorach każdego dnia. Celem tego działania jest osłabienie wewnętrzne narodu, szarpanie jego trzewi, osłabianie ducha, a w końcu pełne spotulnienie. Dlatego bardzo mnie zaniepokoiła niedawna wypowiedź młodego profesora, Waldemara Parucha, pełniącego jednak bardzo poważną funkcję pełnomocnika premiera. Na dodatek profesor ten przymierzany jest na szefa analiz strategicznych całego państwa. Powiem szczerze, trochę mi skóra ścierpła, gdy przeczytałem jego „strategiczną” analizę na temat mediów w Polsce.
„Jedna rzecz się bardzo zmieniła po 2015 roku – wywodzi prof. Waldemar Paruch. – Zniknął monizm medialny. Przed 2015 rokiem poza stacjami telewizyjnymi niszowymi, niektórymi rozgłośniami radiowymi, mieliśmy monizm informacyjny w Polsce. Trzy główne stacje informacyjne [telewizyjne] przekazywały te same informacje (…) Po 2015 roku mamy niekwestionowany dorobek ‘dobrej zmiany’, jakim jest pluralizm medialny”.
Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.