Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Kto nie modli się do Pana, modli się do diabła

Aktualności

19.07.2016 10:12

Kard. Jorge Bergoglio z Ojcem Świętym Janem Pawłem II podczas Mszy św. na Placu św. Piotra 22 lutego 2001 r. Fot. z albumu „Franciszek. Prawdziwa historia życia” Kard. Jorge Bergoglio z Ojcem Świętym Janem Pawłem II podczas Mszy św. na Placu św. Piotra 22 lutego 2001 r. Fot. z albumu „Franciszek. Prawdziwa historia życia”

 

 

Kim naprawdę jest papież Franciszek?

 Adam Sosnowski

 

Długo myślałem o tym, jak napisać ten artykuł, ale zawsze w myślach wracałem do tego jednego pytania – kim jest ten Ojciec Święty z drugiego końca świata? Jest to pytanie, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź albo w ogóle nawet jakąkolwiek, wyczerpującą. Stałem w deszczu pod Bazyliką św. Piotra w Rzymie, kiedy z komina nad Kaplicą Sykstyńską zaczął kłębić się biały dym, a tuż po godz. 19 w Loży Błogosławieństw Bazyliki św. Piotra pojawił się kardynał protodiakon Jean-Louis Tauran (najstarszy stażem kardynał diakon), który zgodnie z tradycją i ceremoniałem drżącym głosem obwieścił światu słynne habemus papam, czyli że mamy nowego papieża. Franciszka wybrano już w piątym głosowaniu. Szybka decyzja purpuratów wskazuje na to, że byli dosyć jednomyślni, a kandydatura kard. Jorge Bergoglio nie budziła sprzeciwów i być może była już nawet wcześniej przygotowywana. Sam papież Franciszek tak wspomina tamte chwile: Nie straciłem spokoju, kiedy słyszałem coraz większą liczbę głosów. Pozostałem spokojny. I ten spokój mam w sobie do dziś, odbieram go jako dar od Pana. Następnie kardynałowie złożyli hołd nowemu papieżowi, a on przyjął ich na stojąco wbrew panującemu zwyczajowi, który nakazywał siedzieć na tronie. Była to pierwsza oznaka skromności nowego Ojca Świętego.

Zostałem w Rzymie i towarzyszyłem nowemu Ojcu Świętemu w początkowych dniach jego urzędowania. Wszystko wówczas było pierwsze – pierwsza Msza św. dla kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej (tzw. Missa pro Ecclesia – Msza św. za Kościół) i słowa Franciszka, które mi się wryły wówczas w pamięć: Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa – przychodzi mi tu na myśl zdanie Léona Bloy: „Kto nie modli się do Pana, modli się do diabła” – kiedy nie wyznaje się Chrystusa, wyznaje się światowość diabła, światowość szatana.

Pierwsza poranna Msza św. z homilią w kościele św. Anny, o której wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że staną się tradycją tego pontyfikatu. Świat, który zdążył już przez te klika dni pokochać nowego papieża za jego skromność, prostotę i otwartość, usłyszał być może niekoniecznie to, co chciał, że diabeł istnieje i należy się go wystrzegać, a wiara nie może istnieć bez Krzyża, czyli cierpienia i wyrzeczeń. Ojciec Święty mówił prosto i zrozumiale dla wszystkich. Nie był przeintelektualizowany, niemniej jego słowa przesiąknięte były pewną głębią dotykającą istoty chrześcijaństwa. W tym też sensie ta homilia była programowa, a Franciszek w sposób otwarty i serdeczny mówił o tym, co leży mu na sercu.

Pierwsze decyzje – że nie zamieszka w Apartamentach Papieskich, że nie założy mucetu, że nie będzie już pozdrowień w wielu językach po środowych audiencjach generalnych.

Ale też pierwsze pozdrowienie wiernych z balkonu Bazyliki św. Piotra prostymi słowami „dobry wieczór”, które już wtedy wywołały u mnie mieszane uczucia… Byłoby jednak nieprawdopodobnie naiwne budować na podstawie dwóch słów opinię o człowieku. Należy dodać do tego jeszcze dwa przemyślenia. To, że papież zwrócił się do wiernych właśnie tak a nie inaczej, może dziwić Polaka, ale już na pewno nie południowców czy latynosów. Będąc kilka miesięcy później w Buenos Aires odbyłem spotkania z wieloma księżmi – od biskupa po prostego duszpasterza w slumsach. Żaden z nich nigdy nie przywitał się ze mną inaczej niż buenos dias czy buenos tardes. Tak samo spowiedź w konfesjonałach ludzie zaczynają tam od zwyczajnego „dzień dobry”. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” jest powitaniem w Argentynie prawie nieznanym, a już z całą pewnością niestosowanym.

Po tych pierwszych dniach pontyfikatu powstała koncepcja napisania książki biograficznej o nowym papieżu, która miała być też niejako odpowiedzią na wiele sensacji medialnych, które zaczęły się pojawiać w kontekście Ojca Świętego Franciszka. Dla mnie oznaczało to okres intensywnego wgłębiania się w jego postać, a wreszcie podróż do źródeł, czyli do Buenos Aires. Otworzyła mi ona oczy i diametralnie zmieniła perspektywę na papieża. Do dziś twierdzę, że nie sposób zrozumieć Franciszka nie znając kultury Argentyny czy Ameryki Południowej. Nie uważam przy tym wcale, że całkowicie zrozumiałem Ojca Świętego i że wystarczy do tego jeden pobyt w Buenos Aires – ale jest on warunkiem, aby przed oczyma mieć przynajmniej namiastkę tego, w czym dojrzewał, żył i działał Jorge Bergoglio, zanim został 266. Następcą św. Piotra.

Szczególnie w Polsce zżymamy się często na to, że Franciszek jest taki niejednoznaczny, a przez to wydaje się być liberalny. Ale czy faktycznie tak jest? Nie do końca jestem właśnie o tym przekonany. Będąc w Buenos Aires odbyłem kilkadziesiąt rozmów, przy czym większość rozmówców wyrażała się podobnie niejasno, co papież. Są to ludzie głęboko wierzący, ale równocześnie absolutnie nienachalni w narzucaniu swoich opinii. Dla Polaka, który od rana do nocy w telewizji widzi tylko kłótnie przekrzykujących się polityków, jest to trudne do zrozumienia, ale tak jest. Dla mieszkańców stolicy Argentyny ich kardynał był wszechobecny, często się pokazywał na ulicy, także w slumsach, prawie każdy go znał. Zwracali się do niego po imieniu, „Jorge”. Koledzy czy uczniowie ze szkoły, jak przykładowo Mario Diez, 50 lat po zakończeniu edukacji udawali się do niego po porady, co zrobić w trudnych sytuacjach życiowych. Bo Diez np. dowiedział się nieoczekiwanie, że jego syn jest gejem…

– Dla mnie, jako dla rodzica, był to bardzo trudny moment – zwierzał mi się w Buenos Aires Mario Diez. – W takiej sytuacji mamy albo możliwość dialogu z własnym dzieckiem i podania mu pomocnej dłoni, albo też zamknięcia się, odrzucenia dziecka i w konsekwencji jego utraty. W tej bardzo trudnej sytuacji, w jakiej się niespodziewanie znalazłem, do której zupełnie nie byłem przygotowany, najbardziej odpowiednie wydawało mi się jednak zatrzymanie mego syna blisko siebie i rodziny, a potem próba zrozumienia tego stanu, którego nigdy nie rozumiałem – i wreszcie udzielenia pomocy.

Niemniej Mario nie do końca mógł sobie z tym poradzić, szczególnie, że jest człowiekiem wierzącym. Udał się więc z tym do kard. Bergoglio, do Jorge, z prośbą o pomoc. Bergoglio odpowiedział mu tylko jednym zdaniem: Nie możesz odrzucić własnego dziecka, gdyż tym charakteryzuje się duch chrześcijański.

Czy to oznacza, że papież Franciszek jest przyjacielem gejów i chce dla nich więcej praw? Nie wydaję mi się. Zresztą cóż mieli zrobić i Mario, i Jorge? Czy ten pierwszy miał odrzucić własnego syna, a ten drugi go do tego zachęcić? Tak czy inaczej, kwestia stosunku do homoseksualizmu jest jedną z najbardziej zawiłych i najmocniej eksponowanych w tym pontyfikacie. Przyznam, że sam musiałem ostatnio twardo przełknąć wiadomość, kiedy Franciszek wracając z Armenii domagał się, aby katolicy przeprosili homoseksualistów za ich marginalizację. Lecz znów tutaj wychodzi na jaw niejednoznaczność papieża Franciszka. W 2010 roku kard. Bergoglio kilkakrotnie publicznie występował przeciwko prezydent Argentyny Cristinie de Kirchner, która chciała zalegalizować małżeństwa homoseksualne. Metropolita Buenos Aires zwalczał to z całą mocą, nazywając te związki dziełem szatana. Zaś dwa tygodnie po objęciu urzędu papieskiego ekskomunikował australijskiego księdza Reynoldsa, który nie tylko jest gejem, ale także propaguje pomysł kapłaństwa kobiet. Papież mógł usunąć go z urzędu (jak np. w Polsce abp Henryk Hoser uczynił to wobec ks. Wojciecha Lemańskiego) albo wykluczyć go ze stanu kapłańskiego. Zdecydował się jednak na najsroższą karę, która leży tylko w gestii głowy Kościoła katolickiego. Ojciec Święty nie wypowiedziałby ekskomuniki z błahego powodu.

 

 Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 


 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 03/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum