Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Krasiński, Słowacki, Sienkiewicz? Fuj! Toż to polskość sama

Aktualności

16.08.2021 11:17

Prof. Przemysław Czarnek, minister edukacji narodowej, w czasie wykładu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Fot. PAP / Bartłomiej Wójtowicz

 

 

 

Prof. Przemysław Czarnek, minister edukacji narodowej, w czasie wykładu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Fot. PAP / Bartłomiej Wójtowicz

 

 

 

Jak zwyciężać mamy?

Leszek Sosnowski

 

 

Józef Wybicki pisał w połowie lipca 1798 r. tekst Pieśni Legionów Polskich we Włoszech jako człowiek bardzo doświadczony, zarówno jako osoba prywatna, jak i obywatel Rzeczypospolitej. Był wieloletnim świadkiem rozszarpywania Ojczyzny przez trzy kraje, z których Prusy na pewno nie były jeszcze potęgą. Miały się nią stać dopiero w wyniku zdobyczy terytorialnych, ludnościowych i gospodarczych osiągniętych dzięki zaborom, a Rosja w wyniku tychże mogła częściowo doszlusować cywilizacyjnie do Europy.
Wybicki był człowiekiem czynu i walecznym, czego historyczny dowód dał już 27 lutego 1768 r., gdy jako bardzo młody poseł nie uległ atmosferze strachu, a może nawet paniki, jaka panowała podczas obrad Sejmu w wyniku brutalnych represji stosowanych zupełnie bezkarnie przez carskiego ambasadora Repnina. Przypomnijmy: wcześniej porwano nawet biskupów-senatorów Kajetana Ignacego Sołtyka i Józefa Andrzeja Załuskiego oraz hetmana Wacława Rzewuskiego wraz z synem i wywieziono do Kaługi. Młody Wybicki jako jedyny (!) ostro zaprotestował, stwierdzając donośnie m.in.: „zwróconych na łono senatu uwięzionych senatorów i do stanu rycerskiego przywróconego nie widzę posła, nie widzę wolnego sejmu, ale widzę tylko gwałt i przemoc moskiewską!”. Był samotny w swym publicznym proteście i musiał na drugi dzień salwować się ucieczką z Warszawy.

1.
Posłowie Rzeczypospolitej nie grzeszyli wówczas odwagą, można śmiało powiedzieć, że nie dorośli do swoich ról. Gdyby wtedy, nie lękając się carskich gwałtów, zaryzykowali wolność osobistą, być może nigdy nie doszłoby do rozbiorów. Byli elitą, ich akt odwagi i poświęcenia poruszyłby zapewne wciąż wielki, acz uśpiony potencjał Rzeczypospolitej. Całego Sejmu Repnin nie mógł uwięzić. Ale oni nie umieli już zwyciężać, przyzwyczajali się do porażek, akceptowali własną słabość. Nie chcieli być bohaterami. Nie zapominajmy, że wszystkie trzy akty zaborcze zostały przypieczętowane przez Sejm! Brakło niezłomności, brakło wiary w siebie – zwłaszcza wśród elit. Duch zwycięstwa zaczął opuszczać naszych rodaków już dużo wcześniej, już w czasach saskich. Historia, ta nauczycielka życia, wielokrotnie przekonywała nas, że najszybciej można odbudować się gospodarczo, materialnie. Ale duchowo, mentalnie – o, to szybko nie idzie, to wymaga wielkiego mozołu. Czyż nie obserwujemy tego i dzisiaj?
Niejeden z ówczesnych Polaków był gotów bić się, owszem, ale bez szczególnej wiary w pokonanie przeciwnika. Walka stawała się obowiązkiem, ale wygrana już nie. Będzie jeszcze wiele przykładów walki i waleczności, ale na prawdziwe zwycięstwo przyjdzie Polakom czekać aż do sierpnia 1920 r.
Po aktach zaborczych rodacy od razu zerwali się do zbrojnego oporu, jednak bez powodzenia. To fakt, że zbyt mało stanęło ich do boju, może byli gorzej uzbrojeni. Przede wszystkim jednak brakło determinacji, silnego, niezłomnego ducha, co powodowało szybkie załamanie się oraz wyolbrzymianie porażek, które wcale nie musiały i nie powinny oznaczać klęski. Najbardziej godnym ubolewania przykładem jest zryw określany mianem Powstania Listopadowego, który de facto był wojną polsko-rosyjską. Wojną, w wygranie której – jak wykazały później dokumenty historyczne – w pewnym momencie nie wierzyli sami Rosjanie. Co gorsza jednak – nie wierzyli w swoje zwycięstwo także Polacy, a ściśle rzecz biorąc polscy dowódcy, którzy od początku kombinowali, jak by tu najkorzystniej ułożyć się z wrogiem, a nie jak go pobić i przepędzić. Kryzys przywódców, kryzys elit pociągał za sobą klęski narodu. Tak jest zawsze.
Rola ducha i wiary w życiu pojedynczego człowieka, tak samo jak i w życiu narodu, jest nie do przecenienia. To wiara czyni cuda! Nie tylko wiara w Boga, choć ona stanowi bazę, twardy grunt, na którym stojąc mocno, nabiera się pewności i przekonania o nieograniczonych własnych możliwościach. Święta wiara w zwycięstwo cechowała Polaków przez wieki całe. To ona dała im spektakularne sukcesy od Cedyni w X wieku po Kircholm, Kłuszyn i Wiedeń w wieku XVII.
Jak do tego doszło, że ta wiara tak osłabła – to wielkie zagadnienie, o którym w jednym artykule jest się w stanie tylko wzmiankować. Ale odpowiedzi na to pytanie trzeba intensywnie szukać, jeśli naprawdę mamy czegoś nauczyć się z naszej historii. Swoją słabość można pokonać tylko poprzez rozeznanie jej przyczyn, znalezienie źródeł. Nie zapominajmy, że leczenie objawów łagodzi stan pacjenta, owszem, ale nie daje trwałego zdrowia.

2.
Walka Polaków u boku Napoleona Bonapartego stała się tematem wielu dzieł sztuki, zwłaszcza literackich, a także prac naukowych sławiących odwagę i talenty naszego żołnierza. Wszystko to prawda, bili się dzielnie, stawali honorowo – ale jednak u boku kogoś. Walczyli de facto nie o swoje zwycięstwa. Pokochali cesarza, ale przecież to nie był nasz cesarz! Pokładali nadzieje w obcym człowieku, w obcym kraju – ileż to razy jeszcze powtórzy się to w naszej historii. I ileż razy doznamy zawodu.
Wpajanie Polakom przekonania, że sami nie są w stanie osiągnąć czegoś większego, coś znaczyć, że nie są w stanie samodzielnie zwyciężać – było specjalnością rosyjską. Dopiero potem podejmą podobne działania inni, zwłaszcza Prusacy. Cały XVIII wiek funkcjonowały w Rzeczypospolitej ośrodki nastawione na niszczenie w Polakach wiary w siebie, na wybijanie im z głowy myśli o niezależności, w miejsce której podległość najpierw proponowano, a potem egzekwowano.
Mimo pięknych zrywów i różnych sukcesów epoka napoleońska wbrew pozorom utrwaliła w narodzie przekonanie, że sami na niepodległość wybić się nie możemy. Gdyby Chłopicki, wybitny generał napoleoński, człowiek o dużej odwadze osobistej, walczył za i dla cesarza podczas Powstania Listopadowego, nie pertraktowałby z wrogiem w celu uzyskania jak najlepszych warunków poddania się. Ale cesarza już nie było, nie było punktu odniesienia, nie było źródła, z którego można było czerpać wiarę i pewność siebie. Ojczyzna jako taka niestety od dawna nie stanowiła już zaplecza duchowego, nie była podporą, lecz ofiarą, której los należało łagodzić, bo tylko na tyle nas stać.
Epoka napoleońska utrwaliła uzależnienie mentalne od obcych. To uzależnienie skutkuje i występuje aż do dziś. Może dziś nawet jest jeszcze silniejsze. Przekonanie, że bez Unii Europejskiej będziemy niczym, jest powszechne. Dla mnie to mniemanie jest tragiczne; uzależnienie od Napoleona nie oznaczało wchłonięcia Rzeczypospolitej przez jego imperium, natomiast uzależnienie brukselskie oznacza zniknięcie kraju, i to w niedługiej perspektywie. Uzależniamy się od szczególnie perfidnego zła; Unia przerodziła się na naszych oczach w potwora, który pożera własne dzieci.
Józef Wybicki po 30 latach od rzucenia w twarz carskiemu zausznikowi ciężkiego oskarżenia, napisze w dalekiej Italii: „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. Słowa te mogą nas dziwić, bo czemuż to akurat Napoleon Bonaparte miał nam przykład dawać, jak zwyciężać mamy? Małoż to mieliśmy własnych, rodzimych wielkich zwycięstw i wielkich wodzów, że trzeba było nagle wzorować się na młodym generale francuskim? Prawdą jest, że ten ostatni wykazywał się niecodziennymi talentami strategicznymi i osobistą odwagą, jednakże z nami wówczas naprawdę niewiele miał wspólnego. Początkowo nawet w ogóle nie chciał żadnych polskich legionów w swojej armii. Ale Wybicki zdawał sobie sprawę, że w umysłach Polaków – zwłaszcza elit! – już nie funkcjonują dawne wzorce, dawne autorytety, dlatego szukał przykładu aktualnego, znanego wszystkim. Oczywiście Bonaparte bardzo się do tego nadawał.
Autor przyszłego polskiego hymnu, człowiek wykształcony i oczytany, wiedział doskonale, że mamy swoje rodzime wzorce, ale w danym momencie historycznym nie funkcjonujące. Nie tylko z powodu kreciej roboty piątej kolumny i działalności pożytecznych idiotów, jak byśmy to dziś określili. W równym stopniu z powodu zaniedbań w edukacji tak domowej, jak i powszechnej. Zdawał sobie Wybicki sprawę zarazem z tego, że koniecznie trzeba wskrzesić w narodzie nie tylko ducha walki, ale i niezłomną wiarę w zwycięstwo. O ile Ojczyzna ma przetrwać.

 

 

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum