Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Kontrakt podpisali tylko z Ojczyzną

Aktualności

20.02.2015 10:41

Kamil Stoch niejednokrotnie mówił o swoim patriotyzmie i miłości do Polski. Jak widać, te słowa mają też swój konkretny wymiar. Na zdjęciu Stoch kibicuje polskim siatkarzom w meczu z Brazylią w hali Kraków Arena. Kamil Stoch niejednokrotnie mówił o swoim patriotyzmie i miłości do Polski. Jak widać, te słowa mają też swój konkretny wymiar. Na zdjęciu Stoch kibicuje polskim siatkarzom w meczu z Brazylią w hali Kraków Arena. Profesjonalni sportowcy porzucają ojczyzny, zmieniają paszporty i miejsca zamieszkania – zwłaszcza ci z krajów ubogich. Czasem czynią to jedynie w poszukiwaniu godziwych warunków do uprawiania swojej dyscypliny. Częściej jednak w imię mamony i z chęci gigantycznego zysku – zaprzedają swój talent, nie licząc się z obowiązkami wobec rodzinnej ziemi czy wiary. Przykładów takich mamy na pęczki, zaczynając choćby od najświeższego: drużyny Kataru, która zdobyła wicemistrzostwo świata w piłce ręcznej. „Reprezentanci” tego kraju (bo ciężko ich nazwać Katarczykami) w przytłaczającej większości wywodzili się z Bałkanów, a obywatelstwo (w dodatku tymczasowe) przyjęli po tym, jak na ich prywatne konta wpłynęły sowite przelewy petro-dolarów. Znamy idące już w dziesiątki przypadki wybitnych lekkoatletów z Etiopii i Kenii biegających pod sztandarami krajów Europy Zachodniej czy też bardzo zdolnych niemieckich, a nawet polskich tenisistów stołowych o jakże europejskich nazwiskach, jak np. Han Ying, Wang Zeng Yi lub Li Qian.

My jednak w tym artykule chcemy pokazać postawy całkowicie odmienne, sportowców, dla których wartości takie jak Ojczyzna, Bóg, Honor nigdy nie są w jakikolwiek sposób przeliczalne na pieniądze. Ojczyzna nie jest na sprzedaż – powiedział reprezentant Polski Krzysztof Lijewski po zakończonym mundialu w szczypiorniaka, komentując wspomnianych wcześniej pseudokatarczyków, którzy wyłącznie dzięki bałkańskiemu zaciągowi zdobyli srebrne medale tej imprezy, pod drodze ogrywając m.in. biało-czerwonych. Takie słowa w ustach tak utytułowanego sportowca są wyjątkowo cenne, także w kontekście tego, że trafiają również do osób, dla których istnieje wyłącznie tzw. „patriotyzm sportowy” – innego nie znają. Kibicowanie naszym atletom występującym na różnych arenach pozostaje dla nich jedyną formą utożsamiania się z Polską i polskością. Przyjrzyjmy się więc niektórym postaciom światowego sportu, dla których patriotyzm i wiara nie były lub nie są tylko pustymi sloganami, ale realną rzeczywistością, którą z dumą i oddaniem pielęgnowali.

W tej materii wzorem, na który śmiało mogą i powinni spoglądać wszyscy, w szczególności polscy sportowcy, jest Janusz Kusociński. Dla tego lekkoatlety, mistrza olimpijskiego z Los Angeles, medalisty Mistrzostw Europy i wielokrotnego mistrza i rekordzisty Polski, słowo „ojczyzna” zawsze znajdowało się na pierwszym miejscu. Umiłowanie ojczyzny „Kusy” wyniósł z bardzo patriotycznej rodziny. Od najmłodszych lat bowiem rodzice wpajali Januszowi i jego rodzeństwu najważniejsze wartości. Bracia lekkoatlety walczyli zarówno na frontach I wojny światowej jak i z bolszewikami w 1920 roku w Polsce. Z kolei II wojna światowa przerwała karierę wracającego po kontuzji do wielkiej formy Janusza. Kusociński nie myślał jednak o wykorzystaniu swojej pozycji i sławy, aby uniknąć wojennej zawieruchy i ocalić życie – a mógł to uczynić. Wręcz przeciwnie, już we wrześniu 1939 roku zgłosił się na ochotnika do wojska i został wcielony do kompanii karabinów maszynowych II batalionu 360 Pułku Piechoty. Został dwukrotnie ranny w czasie obrony stolicy, za co m.in. otrzymał Krzyż Walecznych. W czasie okupacji zaangażował się w działalność niepodległościową, został aresztowany przez Gestapo, a następnie rozstrzelany w podwarszawskich Palmirach.

Postawa Kusocińskiego w tamtych czasach nie była odosobniona. Znamy bowiem szereg wybitnych sportowców, którzy bądź to uczestniczyli w kampanii wrześniowej, bądź działali w konspiracji czy też brali udział w Powstaniu Warszawskim. Latem 1944 roku na odsiecz stolicy z bronią w ręku ruszyli m.in. czołowi polscy tenisiści bracia Ignacy i Ksawery Tłoczyńscy, Czesław Spychała i Antoni Smordowski czy też wielokrotny multidyscyplinarny mistrz Polski w lekkoatletyce Tadeusz Hanke. W powstaniu walczyli również liczni piłkarze warszawskiej Legii oraz zawodnicy innych stołecznych klubów. Wicemistrz świata w pięcioboju, olimpijczyk w rzucie oszczepem Eugeniusz Lokajski zginął w tymże powstaniu 25 września, wówczas w randze porucznika AK. Również jego siostra i brat (też oszczepnik, zginął w 1943 r.) byli żołnierzami podziemia.

Dziś w obronie swojego kraju i swojej wiary nie trzeba stawać z karabinem w ręku. Obecnie dla wielu sportowców areną walki w obronie tych najwyższych wartości jest przestrzeń medialna. Zarówno w Polsce jak i w całym świecie media są zdominowane przez ideologię lewicową i lewacką. W tak specyficznym środowisku, w którym popularni sportowcy, chcąc nie chcąc, muszą przebywać i się odnaleźć, mówienie otwarcie o swojej wierze (zwłaszcza jeśli jest to wiara katolicka) i przywiązaniu do ojczyzny bardzo często naraża ich na wyśmianie i ostracyzm. Są jednakże wśród ludzi świata sportu tacy, dla których opinia medialnego światka (żeby nie powiedzieć półświatka…) schodzi wobec spraw najważniejszych na dalszy plan.

Przykładem takiej postawy może być wzięcie przez wielu wspaniałych polskich sportowców udziału w akcji „Nie wstydzę się Jezusa”. Tego rodzaju publiczne wyznanie wiary złożyli m.in. Agnieszka Radwańska, Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Mariusz Wlazły – sportowcy, o których mówi świat. To jednak nie jedyne przykłady, ale zdecydowana większość z nich nie przedostaje się do głównego medialnego nurtu. Sam Mariusz Wlazły jest jednym z bohaterów książki „Ewangelia dla sportowca i kibica”, w której kwestię swojej wiary omawia bardzo dokładnie i wręcz z dumą. W moim życiu wiara jest bardzo ważna. Życie opiera się na wierze, więc czym byłoby bez niej? Ważne jest, żeby nosić Boga w sercu – możemy przeczytać wypowiedź najlepszego siatkarza ostatnich Mistrzostw Świata. W tej samej książce o wpływie Boga na swoje życie pisali także m.in.: bohater ostatniego mundialu piłkarzy ręcznych Sławomir Szmal, złoty medalista olimpijski w gimnastyce sportowej Leszek Blanik, gwiazda NBA Marcin Gortat, a także lider polskiej kadry skoczków narciarskich i najlepszy sportowiec minionego roku Kamil Stoch. Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi nie ukrywa, że dla niego, jako górala, miłość do ojczyzny i Boga jest niejako naturalna. Skoczek jasno podkreślał w licznych wywiadach, że medale zawdzięcza właśnie Panu Bogu i że w zasadzie każdy swój skok ofiarowuje Stwórcy. Jednocześnie w pamięć wszystkim kibicom na zawsze zapadnie logo na kasku, jakie Stoch wybrał sobie na igrzyska w Rosji: biało-czerwona szachownica odwzorowana z wojskowych samolotów. Upamiętnił i uhonorował polskie lotnictwo, a tuż po wywalczeniu najwyższego z laurów powiedział z dumą: Ma się tych lotników, co nie, Polsko?

Będąc przy temacie kasków – kilka lat temu wielki szum wywołało w sportowym środowisku doniesienie, iż Robert Kubica, wówczas jeżdżący jeszcze w Formule 1, nosi na kasku inicjały JP II, jako nawiązanie do Ojca Świętego Jana Pawła II. Sam kierowca niewiele komentował tę sprawę, jednocześnie zawsze deklarując swój wielki podziw dla Papieża Polaka i przywiązanie do wiary katolickiej. O tym, iż nie były to jedynie puste slogany, a jego związki z Kościołem są rzeczywiście bliskie, świadczy także fakt, że tuż po ciężkim wypadku, jakiego Kubica doświadczył podczas rajdu Ronde di Andora w 2011 roku były sekretarz Jana Pawła II, ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz podarował mu relikwie – wówczas błogosławionego – Papieża. Robert jest również doskonałą ilustracją słów z początku naszego artykułu, iż „ojczyzna nie jest na sprzedaż”. Całą swoją karierę, już od dziecięcych lat, rozwijał on bowiem we Włoszech. To właśnie w tym kraju mógł w pełni rozbłysnąć talent krakowianina, a Włosi uznali go za swojego. Tymczasem Robert nigdy nie wystąpił pod flagą Italii, choć nie ulega wątpliwości, że kuszono go nie raz.
Tak samo pokusie nie uległ Jerzy Janowicz, którego do zmiany barw narodowych namawiali… a jakżeby inaczej, szejkowie z Kataru. Najlepszy obecnie polski tenisista nie przystał na tę propozycję, pomimo że kwota była niemała (wiadomo, jak niebotyczne sumy wchodzą w grę, gdy mowa o tenisie), a przy tym warunki do treningu, jakie mogliby zagwarantować Jerzemu tamtejsi działacze, byłyby nieporównywalnie lepsze od tych w naszym kraju. Być może gdyby Janowicz zdecydował się na ofertę z Bliskiego Wschodu, z jego ust nigdy nie padłyby słowa o „trenowaniu po szopach”, a na tenisistę nie posypałyby się słowa ogromnej krytyki. Lecz dziś już wiemy, że te słowa prawdy zostały wypowiedziane nie dlatego, że „Janowicz jest rozpieszczony”, jak próbowano sugerować, ale wyłącznie z troski o stan polskiego sportu, polskiego tenisa.

Łukasz Sianożęcki

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum