Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Kat uszlachetniony

Aktualności

3.11.2021 16:09

„Dyptyk kulturowy początku XXI wieku”. Rys. Ewa Barańska-Jamrozik

 

 

 

„Dyptyk kulturowy początku XXI wieku”. Rys. Ewa Barańska-Jamrozik

 

 

 

Albo cenzura, albo dekoncentracja

Leszek Sosnowski

 

 

Media są wolne,
ale nie ma wolności w mediach.

Prof. Krzysztof Szczerski


Mężczyzna trochę po trzydziestce, człowiek gruntownie wykształcony i inteligentny, mówi dramatycznym tonem: „Cierpię, bo jestem Polakiem!”.
Miliony osób z tego powodu cierpiało. Cierpiało okrutnie. Jakże często to, że byli Polakami, przypłacali życiem. Cierpieli oraz ginęli w walce, i to nie było jeszcze tak źle, ponieważ inni ich rodacy musieli całymi latami znosić znacznie gorsze męki w niemieckich i carskich, a potem bolszewickich katowniach, w obozach, na dalekich zesłaniach, oderwani od swoich rodzin i Ojczyzny. Wszystko dlatego, że byli Polakami. Mimo to, nigdy nawet nie przemknęło im przez myśli, że bycie Polakiem to coś faktycznie złego i że w związku z tym zasłużyli na swój ponury los.
Nie przemknęło im przez myśli, żeby wstydzić się za siebie i swoich przodków, wstydzić się polskości. Wprost przeciwnie! Różnie pojmowali swoją ofiarę cierpienia, ale przeważnie zgodnie z dewizą: cierpienie uszlachetnia. W naszych, mocno przewrotnych czasach, trzeba na wszelki wypadek dodać, że cierpienie uszlachetnia ofiarę, nie kata. Owszem, czasem ktoś się wstydził, ale za narody, które wydały tylu oprawców, nie za naród polski. A tu dziś, ten młody człowiek, który żyje w komforcie XXI wieku, zdrowo odżywiony, dobrze ubrany, wymyty, solidnie zarabiający, któremu nic nie zagraża, całkiem serio oświadcza, że cierpi – bo jest Polakiem.
„Dlaczego?!” – pytam. „Wstydzę się za siebie i za Polaków, bo mają krew na rękach – odpowiada. – Polacy zabijają niewinnych, bezbronnych ludzi na polskiej granicy, tropią ich jak zwierzynę i strzelają do tych biedaków, torturują ich”. Młody mężczyzna jest tak przejęty, rozemocjonowany, że nie da się z nim prowadzić dyskusji, wymiany myśli, używać argumentów. Kim jest?
Nie wyróżnia się czymś szczególnym, poza na pewno większą wrażliwością. To wszakże można zapisać mu tylko na plus. Żyje samotnie, jest jeszcze kawalerem; pół wieku temu bliski byłby nazwania „starym kawalerem”, ale nie w naszych czasach. Mieszka bez przepychu, lecz wygodnie w nowoczesnym apartamentowcu. Zaczyna dzień niekoniecznie od śniadania, ale zawsze od przeczytania Gazety Wyborczej. Na inną prasę nie bardzo ma czas, a teraz i ochotę. Większość dnia spędza w pracy, w korporacji, gdzie dookoła sami kosmopolici. Robota, jak to w korporacji, monotonna, po prostu nudna, w kółko te same proste czynności, ale nieźle płatna (choć nie ma takich różnic w stosunku do średniej krajowej jak jeszcze np. 5–6 lat temu). Obciachem byłoby tam rozmawiać o patriotyzmie, tradycji, albo co gorsza o wierze i o Bogu; no chyba, żeby wyszydzić kler wspominając stosowny film. Zresztą na rozmowy towarzyskie za dużo czasu nie ma. W korporacji każda chwila jest zaprogramowana i kontrolowana. Korpoludek – tak sam o sobie mówi nasz cierpiętnik. Pod wieczór, po powrocie do domu, włącza telewizor; wcześniej interesowały go różne stacje, ale od paru lat niezmiennie pasjonuje go TVN 24.
Po tej rozmowie z „korpoludkiem” nachodziła mnie wielokroć jedna refleksja. Jakąż to podłością jest mówić Polakom, żeby wstydzili się swej przynależności narodowej! Mówić to narodowi, który tyle wycierpiał… I jakaż to tytaniczna praca musiała zostać wykonana, że faktycznie udało się wielu naszym rodakom wmówić jednak ten wstyd! Kto wykonał tę pracę? Nie udało się kanclerzom, nie udało się carom, komu udaje się teraz? Być może jest to kluczowe pytanie – wiele na to wskazuje – dla naszego dalszego polskiego być albo nie być, dla naszego przetrwać albo nie przetrwać.

1.
Najnowszy przykład, jeden z tysięcy. Gazeta wiadomo jaka, można powiedzieć: szczujnia antynarodowa (jeśli chodzi o naród polski), informuje, jak to Straż Graniczna brutalnie obchodzi się z przejętymi imigrantami, jak ich upokarza, jak muszą klęczeć godzinami z rękami nad głową itp. Oczywiście są to zeznania postronnego „świadka”, nie jakaś relacja dziennikarska. Jest to jednak tak podłe, tak grubymi nićmi szyte, że nawet ta redakcja wycofuje po 20 godzinach parszywe doniesienia. Cóż z tego, skoro w ciągu tych 20 godzin – w dobie internetu i smartfonów to cała wieczność – przekaz został podchwycony i puszczony dalej w obieg przez różne antypolskie publikatory stanowiące w sumie potężną, zespoloną światopoglądowo i gospodarczo sieć – mass media. Następne redakcje z tej sieci nie muszą już niczego prostować, odwoływać, oczywiście nie tylko we wspomnianym tu przypadku.
W ciągu 20 godzin kolejny przekaz o brutalności Straży Granicznej, o jej nieludzkim podejściu do imigrantów dotarł bez żadnej kontry do milionów ludzi w całym kraju. Również do zagranicznych korespondentów w Polsce, którzy jak zawsze niezwłocznie puścili stosowne „njusy” do swoich mocodawców. Przekaz dotarł naturalnie także do naszego bohatera, ciepiącego, trzydziestoparoletniego Polaka – co oczywiście jego cierpienie tylko pogłębiło. Nie od rzeczy będzie zaznaczyć, że choć nie był on co prawda wychowywany w szczególnie patriotycznej atmosferze, ale na pewno nie na anty-Polaka, w żadnym wypadku. Dlatego zderzenie polskości tkwiącej w nim w dalszym ciągu z przekazem o niegodziwości tych jego rodaków, którzy powinni być „z natury rzeczy” szlachetni, a więc do żołnierzy, rani za każdym razem jego wrażliwą duszę. To z kolei budzi złość w stosunku do tych, którzy mundurowym wydają rozkazy; oni są najgorsi. A najgorszy z najgorszych jest oczywiście Kaczyński – to logiczne.
Tak to działa. Wielu, także w obozie rządowym, sądzi, że nie ma na to rady. Są to, powiem wprost, durnie albo przedstawiciele piątej kolumny, zwykli sabotażyści polityczni. Takich trzeba natychmiast przepędzać na cztery wiatry. Pamiętajmy, że na sposoby zawsze są sposoby. Także jest sposób na sitwę, a może lepiej powiedzieć – na ośmiornicę, mediową. A jeśli ktoś takich sposobów nie tylko nie jest w stanie sam wymyślić, ale wymyślone odrzuca i dyskredytuje – taki na pewno jest żołnierzem piątej kolumny. Takiego trzeba się bardzo wystrzegać, a jeśli coś radzi, robić odwrotnie. Mam tu na myśli dwie grupy.
Po pierwsze, tzw. ekspertów mediowych, których sporo kręci się wokół mniejszych, większych i największych przywódców prawicy (od razu zaznaczę, że do prawicy nigdy nie zaliczałem niejakiego Gowina z Krakowa). Nasi wodzowie w ogóle nie orientują się, skąd naprawdę biorą się owi „wybitni specjaliści”, tak samo jak nie mają pojęcia, co to są w rzeczywistości studia medioznawcze (różnie zresztą się nazywające, np. szkoły komunikacji). Politycy prawicy biorą jakże często to kształcenie za zupełnie coś innego, za jakieś praktyczne i obiektywne przygotowanie do zawodu np. redaktora (najlepiej od razu naczelnego). Nie, proszę państwa, to są mniej lub bardziej, a przeważnie bardziej, kierunki sterujące umysłami studentów na lewo bez możliwości choćby obejrzenia się na prawo. To jest ich główne zadanie. Nauka zawodu jest tam tylko, mniej lub bardziej, pozorowana, to pralnie mózgów. Ci, którzy te młode umysły przekierowują na różne stadia kosmopolityzmu, są doradcami mediowymi naszych rządzących.
To są uczelnie, wydziały lub kierunki dokładnie wyprane z patriotyzmu. Tam słowa „wiara” i „ojczyzna” nie są nawet wypowiadane, no, może jako przykład staroświeckości i zacofania. Nie patrzmy na ich autoreklamę, bo jakby poczytać propagandowe slogany tych szkół, to kształcą po prostu szlachetnych geniuszy zdolnych do pracy wszędzie i na każdym stanowisku. Niech mi ktoś pokaże miejsca w Polsce, gdzie tak nie jest, jak to tu przedstawiam. Te moje refleksje nie są teoretycznymi dywagacjami. One płyną z wieloletniej praktyki i obserwacji wydawniczej.
Jest jeden wyjątek potwierdzający regułę. Toruń, gdzie funkcjonuje uczelnia właśnie kilkanaście dni temu awansowana z wyższej szkoły do rangi akademii, czyli Akademia Kultury Społecznej i Medialnej. Placówka zacna, ale skromna. To naprawdę dużo za mało na taki kraj jak Polska. To nie jest uwaga do o. Tadeusza Rydzyka, nie do ojców redemptorystów – jak na jeden raczej skromny zakon (np. około trzy razy mniejszy od jezuitów) to ich mediową działalność należy uznać za gigantyczną. Jednak w skali 40-milionowego państwa powinna być ona zaczynem, a nie finałem kształcenia ludzi potrzebnych w mediach i nie posiadających przy tym lewackiego odchyłu.
Fides, Ratio et Patria – Wiara, Rozum i Ojczyzna – takie piękne motto posiada tylko uczelnia redemptorystów, a powinno ono przyświecać wszystkim szkołom, nie tylko zresztą mediowym. I naszej prawicowej władzy także. Nawiasem mówiąc pod tym samym tytułem Fides, Ratio et Patria ukazuje się w Toruniu kwartalnik naukowy, któremu przydzielono z urzędu zaledwie 40 pkt., co w dobie punktozy stawia go od razu na szarym końcu. Dowodzi tym czasopismem prof. Wojciech Polak, nie tylko wybitny historyk, ale gorący patriota, który nie znajduje wsparcia znikąd, a największe kłody rzucają mu pod nogi ci, którzy właśnie mienią się ekspertami. Na toruńskiej Akademii redemptorystów nie zostaje się jednak profesorem od mediów, a tacy właśnie doradzają naszej władzy. Nie doradzają jej o. dyrektor Tadeusz Rydzyk albo o. rektor Zdzisław Klafka.
Nie można nie zapytać, co przez minione pięć lat stało na przeszkodzie, by powstało jeszcze kilka, niechby i skromnych, akademii podobnych do toruńskiej w paru regionach Polski. Odpowiedź jest prosta: brak woli. Ten brak podsycali (i podsycają dalej) właśnie tzw. eksperci. No bo po co jakieś nowe uczelnie; przecież mamy tego medioznawstwa, dziennikarstwa i komunikacji bez liku. Na pierwszy rzut oka faktycznie tak jest, fasada wygląda okazale, ale co się za nią kryje – tego już nikomu nie chce się sprawdzać. A kryje się za nią kreowanie genderowego świata, przygotowanie do życia bez Boga. Zdecydowanie bez Boga. Bez tradycji. Jakże często bez moralności. Gdyby teraz ktoś nawet zechciał nagle zabrać się za reformę tego nauczania, to niestety stanie przed stajnią Augiasza. A ileż w Polsce podobnych stajni… W niejednej z nich gnoju przybywa. Ewidentnie brakuje nam Herkulesów.
Druga grupa, której trzeba się wystrzegać, to politycy i urzędnicy różnych szczebli ministerialnych, ceniący sobie ponad wszystko tzw. święty spokój. Mają trzy zasadnicze argumentacje: „nie da się”, „no tak, ale jak to zrobić?” i „co o nas napiszą (powiedzą)”. Potrafią oni bardzo sugestywnie na rzecz świętego spokoju argumentować, zachęcając tym samym do bezczynności i usprawiedliwiając bezradność. Jedni robią to z racji swojej leniwej i mało aktywnej natury, inni z wyrachowania. Ci ostatni, to także żołnierze piątej kolumny. Tych i tych należy gonić precz. Jak nie wiedzą, jak sobie radzić, jak się boją, że źle o nich napiszą jakieś gadzinówki, to ich miejsce jest zupełnie gdzie indziej, nie w polityce i nie w naszym obozie.
Uwielbienie dla świętego spokoju ma miejsce na różnych poziomach, dotykając oczywiście także mediów, i to na bardzo różne sposoby. Nie tylko bezpośrednio poprzez informacje lub publicystykę.

2.
Oto właśnie skończył się XVIII Konkurs Chopinowski – wspaniały festiwal poświęcony jednemu z najbardziej polskich artystów, który dowiódł, że to polskość może być ponadnarodowa. Fryderyk kochał ojczyznę, tęsknił za nią i cierpiał z nią. Tej miłości, tej tęsknocie i temu cierpieniu dawał wyraz w swojej zachwycającej muzyce. Nie tylko, że nie wstydził się żadnego z tych uczuć do rodzinnego kraju, ale wyniósł je na same szczyty światowej kultury. Po blisko 200 latach dalej tam lśnią, na szczytach. Polskość w jego wykonaniu, w jego kompozycji jest nie tylko zachwycająca, ale wprost zaraźliwa jak ziemia długa i szeroka. Że np. w dalekiej Japonii Chopin jest bardzo popularny, wiadomo nie od dziś, ale ilu Polaków orientuje się, że jest on tam obowiązkowym elementem w nauczaniu muzyki w szkołach podstawowych i średnich? Że w szkołach od czasu do czasu rozbrzmiewa tam mazurek, krakowiak, oberek… Obowiązkowo!
Podano oficjalnie, że XVIII Konkurs Chopinowski oglądało na całym świecie 700 mln widzów! Gigantyczna liczba dowodząca, że istnieje jeszcze w wielu ludziach potrzeba kontaktu z wielką sztuką, a nie z jej postmodernistycznymi popłuczynami. Ten potencjał 700 milionów melomanów został niestety zmarnowany przez organizatorów i telewizję publiczną, jeśli chodzi o promocję Polski. Przez kilkanaście dni, całymi godzinami, widzieliśmy na ekranach oprócz muzyków gołą scenę i nagie ściany warszawskiej Filharmonii. Ani śladu biało-czerwonej flagi, narodowego godła, jakiegoś podkreślenia, że przekaz wychodzi z ojczyzny Chopina. Nie ujrzeliśmy też portretu kompozytora na scenie. Podobnie było podczas koncertu laureatów w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.

 

Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.


→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum