Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„JESTEŚMY W STANIE ZBUDOWAĆ GLOBALNĄ KOALICJĘ NA RZECZ WOLNOŚCI, TRADYCJI I NASZYCH WARTOŚCI”

Aktualności

14.08.2019 10:38

Andrzej Duda i Donald Trump podczas wizyty polskiej pary prezydenckiej w Białym Domu 12 czerwca 2019 r. Fot. Jakub Szymczuk/KPRP







 

Andrzej Duda i Donald Trump podczas wizyty polskiej pary prezydenckiej w Białym Domu 12 czerwca 2019 r. Fot. Jakub Szymczuk/KPRP



Prof. Krzysztof Szczerski, Szef Gabinetu Prezydenta RP



Żeby dokonać właściwego bilansu polityki zagranicznej oraz określić cele na przyszłość, warto sięgnąć spojrzeniem cztery lata wstecz; zobaczymy, w jakim stanie byliśmy wówczas, jeśli chodzi o naszą politykę zagraniczną. Kiedy prezydent Andrzej Duda wygrywał wybory, kiedy nastąpił ten krótki, kilkumiesięczny okres naszego współrządzenia z poprzednią ekipą, zastaliśmy interesy międzynarodowe Rzeczypospolitej w stanie po prostu fatalnym. Dla porządku przypomnę tylko krótko, że za rządów koalicji PO-PSL naszą polityką zagraniczną zarządzali najpierw Radosław Sikorski (2007–2014), a potem Grzegorz Schetyna (2014–2015).
Po pierwsze, w tamtych latach mieliśmy z USA relacje, które ówczesny minister spraw zagranicznych określał bardzo wulgarnie i miał też do nich wulgarne podejście, twierdząc, że nigdy nie będziemy w stanie prowadzić ze Stanami realnej polityki. Po drugie, byliśmy całkowicie wyizolowani z naszego regionu. Nic dziwnego, skoro naszych partnerów wyszehradzkich politycy poprzednich władz nazywali np. „sojusznikami Hitlera” i spektakularnie zdradzili w głosowaniu nad polityką imigracyjną Unii Europejskiej. Po trzecie, mieliśmy najgorsze w historii, zamrożone relacje z Litwą. Po czwarte, przegraliśmy prawo do własnego głosu w sprawach Ukrainy, bo nasze poprzednie władze nie były w stanie, albo nie chciały, wprowadzić III RP do procesu decydującego o pokoju za naszą wschodnią granicą i w konsekwencji znaleźliśmy się poza tzw. układem normandzkim, utworzonym latem 2014 r. O sprawach naszego wschodniego sąsiada rozmawiali i decydowali Niemcy, Francja, Rosja oraz oczywiście sama Ukraina – ale nie Polska. Stąd 12 lutego 2015 roku porozumienie mające doprowadzić do rozwiązania konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy podpisali w Mińsku prezydenci Ukrainy, Rosji i Francji oraz kanclerz Niemiec. To porozumienie uznawane jest teraz za nieskuteczne, ale to jedyna płaszczyzna rozmowy o pokoju na Wschodzie, niestety bez nas. Swoją drogą nie wiadomo, jak by sytuacja ta wyglądała, gdyby w jej uzgadnianiu i przestrzeganiu brała udział od samego początku polska strona.
Zanim rozpoczęła się prezydentura Andrzeja Dudy, a potem rządy Prawa i Sprawiedliwości, mieliśmy ponadto niewyobrażalną w suwerennym państwie sytuację, w której reprezentant naszego kraju publicznie wyrażał chęć… poddania się przywództwu innego państwa! Taki był sens wypowiedzi Radosława Sikorskiego jesienią 2011 r. w Berlinie, kiedy powiedział słynne słowa, później nieustannie cytowane w Europie: „Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: mniej zaczynam obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności”. Następnie faktycznie jako pierwszy w historii minister spraw zagranicznych – i na pewno nie tylko Polski – domagał się wprost przejęcia przez Berlin hegemonii nad naszym kontynentem. Sami Niemcy byli zszokowani, a kanclerz Merkel ironicznie skomentowała ten apel w wypowiedzi dla mediów europejskich, ocenzurowanej zresztą w Polsce przez „Gazetę Wyborczą”.
Zastaliśmy zatem naszą politykę zagraniczną lat temu cztery w katastrofalnym stanie. Musieliśmy Polskę wyprowadzić na pozycje suwerenne, zgodnie z programem naszego środowiska politycznego i z wolą narodu. Wyprowadzić najpierw ze złych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, następnie z izolacji regionalnej i sformułować suwerenne cele polityczne. Nie mogliśmy się godzić ani na brak polskiego wpływu na nasze bezpieczeństwo ze strony wschodniej, ani na subordynacyjną postawę wobec stolic innych państw europejskich.
W ciągu 4 lat, co w relacjach międzynarodowych jest mgnieniem oka, udało nam się wyprowadzić Polskę z tego poniżającego stanu permanentnej uległości, absolutnie niegodnego kraju o tej wielkości i takiej historii jak Polska.
Dzisiaj, latem 2019 r., można bez przesady powiedzieć, że mamy najlepsze w historii relacje z USA, naszym najważniejszym sojusznikiem w zakresie bezpieczeństwa, łącznie z obecnością wojsk amerykańskich w Polsce, tak pod flagą amerykańską, jak i pod flagą NATO-wską. Rozbudowujemy oczywiście też własną armię, która nabiera zdolności do terytorialnej obrony własnego państwa – w sojuszu z największą armią świata oczywiście; naprawdę silne sojusze można zawierać dopiero wtedy, gdy samemu jest się silnym.
Potrafiliśmy zbudować politykę regionalną zarówno w Grupie Wyszehradzkiej, która jest centralną grupą regionu środkowoeuropejskiego, jak i w szerszej perspektywie – Trójmorza, niewątpliwie najbardziej innowacyjnego projektu wewnątrz Unii Europejskiej, który wielu komentatorów odnosi do spuścizny myśli politycznej Józefa Piłsudskiego i kontynuacji dzieła prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Projekt ten zakłada łączenie co najmniej 12 krajów środka Europy zamykającego się brzegami trzech mórz: Bałtyku, Morza Czarnego i Adriatyku – przez konkretną politykę infrastrukturalną. Chodzi głównie o wspólną komunikację, transport i energetykę, co ma bezpośrednie przełożenie na bezpieczeństwo nas samych, i to bezpieczeństwo ekonomiczne, nie tylko militarne. Bezpieczeństwem wojskowym w wymiarze regionalnym zajmuje się jeszcze inny, powołany w ostatnich latach, format współpracy, tym razem w ramach NATO, czyli spotkania na szczycie Wschodniej Flanki Sojuszu. Koordynacja ta miała kluczowe znaczenie przed, zakończonym spektakularnym sukcesem Polski, szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie w 2016 roku.
Potrafiliśmy zbudować dobre relacje także z innymi stolicami europejskimi na zasadzie wzajemnego szacunku. Od początku o to nam chodziło, żeby rozmawiać, współpracować na bazie równości i lojalnej współpracy. Rzecz jasna, nie wszystkim za granicą musiało się podobać, że z kraju uległego, z założenia niesamodzielnego, nagle z dnia na dzień stawaliśmy się krajem o własnym głosie, o własnym obliczu, własnym widzeniu polityki. Dzięki takiej właśnie polityce ostatnie lata to cały szereg prestiżowych sukcesów Polski: szczyt NATO, szczyt Trójmorza, Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, szczyt klimatyczny w Katowicach, rekordowe poparcie państw całego świata dla naszego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
Jak to było możliwe? Dwa czynniki tu zadecydowały. Po pierwsze, pokazaliśmy rozbudowującą się siłę polskiego państwa, w tym siłę polskiej gospodarki, adekwatnej do wielkości Rzeczypospolitej. Dzisiaj w relacjach międzynarodowych, żeby mieć skuteczną pozycję, żeby mieć odpowiedni status, trzeba do stołu zasiadać z atutami. Nie możemy być krajem bez potencjału, bo wtedy nikt nas nie będzie szanował. My ten potencjał sukcesywnie budowaliśmy: i ekonomiczny, i polityczny. Po drugie, spowodowaliśmy, że dzisiaj coraz bardziej na nas orientują się inne państwa, w odniesieniu do nas podejmują swoje decyzje, obserwując albo czekając nawet, jakie to decyzje podejmie Warszawa. To niektórym stolicom, rzecz jasna, nie bardzo się podobało, ale przecież zadaniem polskiego rządu jest pilnować nie ich, lecz naszego interesu.


Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić  tutaj.



→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum