Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Jak Węgrzy obronili w UE swoją pozycję

Aktualności

17.05.2016 12:04

 

 

 

 

Premier Węgier Viktor Orbán podczas rozmów z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem. Oba państwa pielęgnują silne tradycje narodowe i nie chcą podporządkować się dyktatowi z Brukseli. Fot. www.miniszterelnok.hu

Adam Sosnowski z Budapesztu

 

Jak skutecznie przeciwstawić się Unii Europejskiej? Jak walczyć z bankami i lobbystami? Co to znaczy dbać o swój interes narodowy? Trudno gdziekolwiek znaleźć lepsze odpowiedzi na te pytania niż w Budapeszcie – to pod tym względem przykład dla Polski. Węgierski rząd zaprosił do stolicy 9 dziennikarzy z czterech krajów Grupy Wyszehradzkiej, aby umożliwić nam dogłębne rozmowy z najwyższymi rangą przedstawicielami rządu i zajrzeć za fasadę powierzchownej retoryki politycznej. Wśród zaproszonych redakcji znalazł się także miesięcznik „Wpis”.

W Budapeszcie miałem możliwość przeprowadzenia rozmów z 6 ministrami, rzecznikiem rządu, szefem elektrowni jądrowej w Paks i wicemarszałkiem parlamentu. Strona węgierska zorganizowała całość perfekcyjnie, od A do Z. Każdy z urzędników mówił bardzo dobrym angielskim (nota beneznacznie lepszym niż większość dziennikarzy). Żaden z wyznaczonych wysokich urzędników nie wysłał swojego zastępcy. Każdy poświęcił nam nawet więcej czasu niż wynikało z programu. Gdy przyglądałem się doskonale naoliwionym trybikom węgierskiej maszyny rządzącej, co rusz pojawiały się u mnie dwa skojarzenia: profesjonalizm i pragmatyzm.

Nie mam na myśli tutaj wcale opisywanej przed chwilą strony zewnętrznej całego przedsięwzięcia, aczkolwiek w budowaniu wizerunku z pewnością jest ona ważna. Podczas pobytu była okazja, żeby szczegółowo porozmawiać o tematach związanych z gospodarką, polityką zagraniczną, energetyką, infrastrukturą czy kryzysem uchodźczym. I tu największe wrażenie robiło podejście Węgrów, cechujące się właściwie całkowitym brakiem emocji – ich miejsce zajmowała chłodna analiza według tego wzoru: Jaki jest problem – jaki jest interes Węgier? Jak swoje rozwiązania pogodzić pod kątem obowiązującego prawa i umów międzynarodowych? Szczególnie do ostatniego punktu Węgrzy zdają się przywiązywać bardzo dużą wagę – to właśnie dlatego wyjazd dla dziennikarzy wyszehradzkich zorganizowało ministerstwo sprawiedliwości z ministrem Laszlo Trocsanyim na czele. I dlatego też na kluczowych pozycjach państwa umocowani są doświadczeni prawnicy.

 Argumenty kontra emocje

Bardzo dobrym przykładem jest tutaj węgierska postawa wobec kryzysu imigracyjnego. Wymuszenie zmiany unijnej polityki migracyjnej jest dużym, wspólnym sukcesem Grupy Wyszehradzkiej, która przez ostatnie kilka miesięcy potrafiła w końcu mówić głośno jednym głosem. Sam problem Węgrów dotknął zaś najmocniej. Budapeszt musi chronić 1103,7 km granic z państwami, które nie należą do Schengen, w tym newralgiczne granice z Chorwacją i Serbią. To tędy prowadzi tak zwany szlak bałkański, który był (zanim został zamknięty) główną trasą uchodźców. W zeszłym roku w ten sposób i nielegalnie do Węgier dostało się prawie 400 tys. osób. W sierpniu 2015 r. dzień w dzień granicę węgierską przekraczało 10 tys. imigrantów, a mówimy o kraju, który zamieszkuje niecałe 10 mln osób! Ten ciężar dla Węgrów był nie do udźwignięcia, stąd ich kolejne kroki (z płotem granicznym na czele), który wywołały wielką, bezrozumną krytykę strony brukselskiej. Wszyscy to pamiętamy.

Być może niektórzy zauważyli, że w ostatnich miesiącach ta krytyka ucichła. Nie zniknęła, to oczywiste, ale jej wymiar jest już nieporównywalny z tym, co było w zeszłym roku. Odnosi się nawet wrażenie, że Bruksela, media i różnej maści eksperci bardziej teraz rzucili się z atakiem na Austrię. Dlaczego Węgrom udało się ujść z linii ognia?

Otóż Węgrzy znaleźli dobre argumenty zarówno polityczne, jak i prawne.

I tak minister sprawiedliwości Trocsanyi przykładowo w zarodku zdusił jakąkolwiek dyskusję o propozycji Komisji Europejskiej w sprawie kwot uchodźców i finansowych kar dla krajów, którzy uchodźców przyjąć nie chcą. Między obecną propozycją Komisji a postawą Węgier nie ma szans na kompromis – mówił minister. – Niemniej wiemy, że ta debata jeszcze trwa, a Komisja zaproponowała wysoką stawkę, aby mieć z czego zejść; rozumiemy taką strategię. Ale nie ma co poważnie debatować o propozycji, gdzie za przyjęcie uchodźcy kraj ma dostać wsparcie w wysokości 6 tys. euro, natomiast za nieprzyjęcie ma zapłacić karę 250 tys. euro. Tu nie ma żadnej relacji i podstawy do dyskusji.

Natomiast główny doradca ds. bezpieczeństwa premiera Orbána i jedna z osób mu najbliższych, gen. György Bakondi, dodał: Ta propozycja kar finansowych jest niesłychana i absolutnie się z nią nie zgadzamy. Ponadto nadawanie wartości finansowej tym osobom przez Komisję Europejską jest niegodne i pozostawia duży niesmak. Ludziom trzeba pomagać, a nie ich wyceniać.

Węgierski minister sprawiedliwości Laszlo Trocsanyi w przeciwieństwie do wielu brukselskich urzędników sam też odwiedził miejsca obecnych konfliktów. Był w Egipcie i Macedonii, opowiadał też o swoich wrażeniach z wizyty w Libanie, która w sposób widoczny zrobiła na nim duże wrażenie. Ludzie żyją tam w niegodnych warunkach. I to prawda, na Europie ciąży ogromna odpowiedzialność. Warto zadać w tym miejscu jednak jeszcze inne pytanie: gdzie te pieniądze, które Europa tam wysyła? Kto to kontroluje? Faktem bowiem jest, że te finanse często znikają. Nad tym warto się zastanowić, a nie narzucać kwoty. Trzeba znaleźć źródło problemu i tam je zwalczyć– przekonywał Trocsanyi.

Imigranci to nie uchodźcy

Jest to bardzo skuteczna i pragmatyczna strategia przedstawiania Węgier jako prawdziwego strażnika tzw. wartości europejskich, spójności UE i pomocnika krajów Afryki Północnej i Półwyspu Arabskiego. Ale oprócz argumentów politycznych, Węgrzy znaleźli też bardzo przekonujące rozwiązanie prawne.

Unia Europejska snuje bowiem od dawna narrację, że europejska solidarność jakoby zmusza państwa członkowskie do przyjęcia uchodźców. Ale oprócz owej solidarności, która jest czynnikiem etycznym, państwa zmusza też prawo, a dokładniej Konwencja Genewska z 1951 r. Stąd w mniemaniu Brukseli kraje Grupy Wyszehradzkiej łamią ustalenia międzynarodowe odmawiając zgody na przymusowe kwoty uchodźców.

Strona węgierska obala jednak te argumenty. Zwraca uwagę na to, że już u samych podstaw tego rozumowania leży błąd – świadomy lub nie, to kwestia otwarta. Nie rozróżnia się już bowiem pojęć migrant i uchodźca, lecz używa się obu wymiennie jako synonimy. Trocsanyi wspomniał o międzynarodowym posiedzeniu właśnie w Genewie, gdzie nie mówiono już o migrantach, lecz jedynie o uchodźcach. Wyglądało to tak, jakby świadomie unikano słowa migrant.

To niby tylko słówko, ale „prawie” robi nieraz wielką różnicę. Kwestię uchodźców faktycznie reguluje Konwencja Genewska, zaś państwa członkowskie UE w licznych umowach i traktatach zgodziły się co do tego, że kwestia uchodźców leży w kompetencjach wspólnoty, a więc Unii. Inaczej jest natomiast w przypadku migrantów, którymi według prawa unijnego zajmują się poszczególne państwa narodowe. Tutaj Bruksela nie ma prawa głosu.

Węgrzy zwrócili Unii na to uwagę i toczy się teraz spór o nazewnictwo osób przybywających. Z definicji jednak uchodźca to osoba prześladowana w swoim kraju macierzystym. W zeszłym roku na Węgry przybyły osoby ze 104 krajów świata! Czyli z ponad połowy wszystkich państw. To nie uchodźcy, lecz migranci– tłumaczył Zoltan Kovacs, rzecznik rządu.

Chcąc lokować na siłę migrantów w krajach członkowskich, to Unia tak naprawdę łamie postanowienia Konwencji Genewskiej. Nie ma dzisiaj też żadnych podstaw prawnych do tego, co proponuje Komisja Europejska. Ona o tym wie, dlatego chciałaby je stworzyć– mówi wprost węgierski minister sprawiedliwości Laszlo Trocsanyi. Węgrzy podkreślali też wielokrotnie, że chcieliby tę kwestię dokładnie omówić z państwami Grupy Wyszehradzkiej, aby nie tylko politycznie, ale również prawnie reprezentować ten sam punkt widzenia.

Nawet euroentuzjastom trudno podtrzymać tezę, że każdy przybysz do człowiek prześladowany, a zatem uchodźca. Niemiecki minister spraw wewnętrznych przyznał, że według szacunków berlińskich urzędów ok. 60% migrantów nie posiada podstaw prawnych, aby móc dostać azyl w UE.

Oczywiście, w Syrii panuje wojna – wyjaśnia Trocsanyi. – Ale zanim uciekający z Syrii dostali się do Węgier, to po drodze minęli sześć czy siedem bezpiecznych krajów. Gdyby byli uchodźcami, to tam by się zatrzymali. Ponadto z blisko 400 tys. zeszłorocznych migrantów na Węgrzech jedynie 160 tys. pochodziło z Syrii. Kolejna liczba jest jeszcze bardziej zatrważająca. Węgierskie służby odnotowały w 2015 r. 177 135 wniosków o azyl. Przyznano go jednak tylko 508 osobom. Nie dlatego, że nie chciano go przyznać. Reszta osób nie czekając na rozpatrzeniu wniosku uciekła z kraju – najprawdopodobniej w stronę Europy Zachodniej, Austrii, Niemiec czy Szwecji.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum