Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Jak długo instytucje finansowe będą doić Polaków?

Aktualności

22.11.2016 10:25

 

„Ludzie ponad bankami”, „Ludzie ponad rynkami”, „Ludzkość przed zyskiem” – takie hasła nieśli uczestnicy demonstracji przeciwko Europejskiemu Bankowi Centralnemu we Frankfurcie nad Menem w marcu 2015 r. „Ludzie ponad bankami”, „Ludzie ponad rynkami”, „Ludzkość przed zyskiem” – takie hasła nieśli uczestnicy demonstracji przeciwko Europejskiemu Bankowi Centralnemu we Frankfurcie nad Menem w marcu 2015 r.  

Leszek Sosnowski rozmawia z posłem Januszem Szewczakiem o nieuczciwych praktykach stosowanych przez banki wobec klientów.

Leszek Sosnowski: Można sprawować władzę wygrawszy w sposób jak najbardziej demokratyczny wybory, można mieć zdecydowaną większość w parlamencie, a mimo to władza taka musi respektować nie tylko swego suwerena, nie tylko swój naród. Na demokratycznie wybraną władzę czyhają ograniczające jej możliwości poważne niebezpieczeństwa, zwłaszcza w sferze finansowej, gospodarczej.

Poseł Janusz Szewczak: Takim na pewno bardzo poważnym niebezpieczeństwem i zarazem bardzo powszechnym jest, powiedziałbym, utracenie społecznego słuchu i wyczucia, zmniejszenie się wrażliwości zwłaszcza na gospodarcze problemy.

Na pewno nie możemy powiedzieć, że nowa władza nie ma wrażliwości na potrzeby społeczne, odnosi się jednak wrażenie, iż jest czasami trochę ubezwłasnowolniona w kwestiach ekonomicznych…

Realizacja potrzeb społecznych w kontekście ostatnich 26 lat jest wyjątkowa, na pewno traktowanie społeczeństwa przez nową władzę jest poważne. Jeśli jednak rząd ma być silny w sposób trwały i tak samo państwo ma być silne oraz skuteczne, to nie można ulegać naciskom, a tym bardziej szantażom ze strony różnego rodzaju grup interesów czy lobby, zwłaszcza lobby finansowego lub bankowego; to jest najsilniejsza struktura pozapaństwowa, która oddziałuje na władzę w każdym kraju, nie tylko w Polsce. Pytanie natomiast, na ile władza poddaje się temu oddziaływaniu. Przypomnijmy sobie, co robiły wielkie banki amerykańskie w zakresie tzw. kredytów subprime, czyli kredytów mieszkaniowych udzielanych, a raczej wciskanych obywatelom w 2008 roku i trochę wcześniej. Dawały te kredyty każdemu, nie patrzyli na zdolność spłacenia długów przez poszczególnych obywateli. Dlaczego? Bo handlowali tymi kredytami (tak, proszę państwa, naszymi kredytami banki też handlują) mając przed oczami bezpośrednie zyski, nie troszcząc się o to, co będzie później. Ówczesna władza w USA, która przecież nadzoruje banki, okazała się albo zbyt uległa wobec spekulantów, albo zbyt łatwowierna. To spowodowało w konsekwencji potężny kryzys finansowy, który zagroził całemu światu.

Władza ta była nie tylko uległa, ale i ślepa; nie dostrzegała całej patologii systemu finansowego. Lub nie chciała dostrzegać…

Trochę nie dostrzegała, bardzo lekceważyła, w każdym razie tolerowała zjawiska faktycznie patologiczne.

Nawet tak wielkie państwo jak amerykańskie uległo naciskom korporacji finansowych. Cóż więc zatem czynić w kraju, takim jak Polska, o tyle słabszym niż Stany?

Każdy kraj ma prawo i możliwości zastosować środki zaradcze, niezależnie od swej wielkości. Spójrzmy np. na maleńką Islandię, jak sobie poradziła z banksterami. Amerykanie, którzy w 2008 r. już po fakcie się zorientowali, że zostali wyprowadzeni w pole, też podjęli działania naprawcze, a można nawet powiedzieć restrykcyjne.

Działania naprawcze polegały na tym, że dodrukowano ponad bilion dolarów, które rzucono na rynek, żeby zatkać dziurę, jaka powstała z powodu strat spowodowanych przez niektóre banki.

Ale Amerykanie nie poprzestali tylko na tym, że dodrukowali pieniądze, oni również postanowili systematycznie karać banki winne nadużyć, niektóre z nich płacą do dzisiaj kary za wciskanie obywatelom toksycznych produktów, także toksycznych kredytów. I to są kary olbrzymie, sięgające od setek milionów po kilkanaście miliardów dolarów. Na przykład najnowsza kara dla Deutsche Bank za oszustwa na amerykańskich klientach to 14 miliardów dolarów.

Amerykanie mogą karać każdy bank działający na ich terenie, także zagraniczny?

Oczywiście. Przykładów w świecie wpływania różnego rodzaju grup interesów na władzę jest bez liku, choćby w Polsce nasza sytuacja z podatkiem handlowym. Stosunkowo proste rozwiązanie, oparte na koncepcji podatku progresywnego, spowodowało, że lobby potężnych sieci zagranicznych – a w Polsce pośród wielkich sieci handlowych mamy ich blisko 90 procent – uruchomiło wspólnie z politykami opozycji niesłychanie szybką reakcję Komisji Europejskiej w celu zablokowania podatku handlowego. A nie jest wcale tak, że nie ma w Unii czy na świecie podatków obrotowych, progresywnych. Taki podatek, nieraz inaczej nazwany, występuje we Francji, w Hiszpanii, w Portugalii itd.

Wydaje się, że w Polsce mamy do czynienia ze szczególnie silnymi naciskami korporacji, zwłaszcza środowiska bankowego, na władzę. Choćby w kwestii tzw. kredytów walutowych.

Pamiętamy, jak podjęto próbę rozwiązania, a raczej niby-rozwiązania tzw. kredytów frankowych jeszcze pod koniec rządów Platformy Obywatelskiej i PSL. Przedstawiciele Związku Banków Polskich, organizacji lobbystycznej o mylącej nazwie, bo reprezentującej głównie banki zagraniczne działające w Polsce, oświadczyli publicznie, że jeżeli dokonane zostaną jakieś działania na rzecz kredytobiorców tzw. frankowych, to banki nie będą kupować obligacji rządowych, rozpoczną procesy odszkodowawcze, arbitrażowe, na wiele miliardów złotych za te utracone ewentualne zyski z tytułu szkodliwej działalności państwa itd. Wobec nowej władzy poszli jeszcze dalej; napisali listy ostrzegawcze do rządu, parlamentu, prawie że szantażujące…

Jednak poprzednie pogróżki były skierowane bardziej przeciwko argumentom ówczesnej opozycji, bo ówczesny rząd wcale nie musiał się niczego obawiać, skoro zawsze kroczył ręka w rękę z bankami i nigdy nie miał zamiaru przejmować się losem jakichś frankowiczów…

To na pewno. Ale i obecny rząd nie powinien się lękać, choć nie sądzę, by chciał kroczyć ręka w rękę z lobbystami bankowymi. Banki zawsze będą straszyć, to jasne, ale nawet kraje od nas mniejsze wcale ich się nie lękają. Na przykład Rumunia, który też ma duży udział kapitału zagranicznego w swym sektorze bankowym, w połowie października rozwiązała parlamentarną ustawą problem tzw. kredytów frankowych, przewalutowując je na walutę krajową, na leje.

A po jakim kursie?

Po kursie historycznym, czyli tym z zawarcia umowy. Tego samego domagają się również poszkodowani Polacy. Przypomnę, że Rumunia to kolejny kraj, po Austrii, Islandii, Chorwacji, Węgrzech, który rozwiązał w sposób cywilizowany i sprawiedliwy problem toksycznych, oszukańczych kredytów, tzw. walutowych.

Banki jednak grożą, że zaskarżą tego typu ustawę, ponieważ istnieją umowy międzynarodowe o ochronie inwestycji, a stworzony przez nich produkt finansowy pt. kredyty frankowe to ich zdaniem inwestycja podlegające takiej ochronie.

Więcej niż dyskusyjna teza i tzw. strachy na lachy. Oni nie będą w stanie udowodnić przed sądami, że w ogóle udzielali kredytów we frankach, bo de facto takich nie było. Nigdy dobrowolnie nie pójdą do sądów. Jeśli chodzi o Rumunię, to dodajmy, że tamtejszy prezydent jednym pociągnięciem unieważnił wszystkie umowy o ochronie wzajemnych inwestycji i to na wniosek Komisji Europejskiej, która stwierdziła, że tego typu prawodawstwo preferuje jedne kraje kosztem innych. A u nas jeszcze parę miesięcy temu twierdzono w mediach mainstreamowych oraz w przekazach przedstawicieli lobby bankowego, że nam z tytułu takich umów o ochronie wzajemnych inwestycji będą grozić gigantyczne odszkodowania. To jest właśnie pokaz bezpardonowego nacisku na rządzące instytucje, przy pomocy usłużnych i sprzedajnych mediów.

Nie tylko na rządzące instytucje, ale w ogóle na opinię publiczną.

Oczywiście, ale opinia publiczna nie podejmuje decyzji.

Jednak politycy muszą ją jakoś mniej lub bardziej uwzględniać.

I tak, i nie. Gorsze jest to, że mamy do czynienia z oddziaływaniem bezpośrednim tego banksterskiego lobby na instytucje państwa: na prezydenta, urząd premiera, Senat, Sejm, wszędzie porozsyłali swe demagogiczne opinie i listy ostrzegawcze. To jest niesłychana historia, to jest totalna ingerencja w kierowanie naszym państwem przez zagraniczne ośrodki finansowe, które przecież nie działają za granicą w próżni politycznej. Zatem ich działania są nie tylko natury ekonomicznej, ale i de facto politycznej.

A trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że krajom, takim jak np. Niemcy, Francja, Hiszpania, Portugalia czy Włochy, skąd wywodzi się większość działających u nas zagranicznych banków, wcale nie zależy na budowaniu silnej Polski, wprost przeciwnie. My mamy obsługiwać ich biznes, a nie sami prowadzić konkurencyjne biznesy. W Polsce lobbyści bankowi wszędzie powsadzali swoich ludzi, do najwyższych gremiów władzy?

Niestety, nawet w USA lobbyści wciskają się do najwyższych sfer rządzących. Problem w tym, na ile władza im ulega i na ile ma rozeznanie, kto jest lobbystą – bo przecież oni nie maja tego wypisanego na czole – a kto niezależnym od instytucji finansowych ekspertem. To nie tak trudno rozeznać: kto nie bierze w sposób jasny i konkretny strony obywateli w konflikcie obywatele – korporacje, ten de facto lobbuje. Najważniejsze czy władza umie i chce te ekscesy powściągnąć.

Ci lobbyści chyba bardzo mocno działają także w sferze mediów?

Ależ oczywiście; ja na przykład odczułem to na własnej skórze, aspirując do posprzątania stajni Augiasza, jaką jest Komisja Nadzoru Finansowego. Natychmiast puszczono w obieg opinię o mnie, w tym że jestem ekstremistą finansowym, który mógłby niesłychanie restrykcyjnie traktować i kontrolować banki. Zadbano, aby te opinie dotarły do kogo trzeba. To jest metoda eliminowania ludzi, którzy mają koncepcje inne, niż chciałyby wpływowe grupy interesów i odwagę cywilną, by podjąć się tego wyzwania.

Straszy się społeczeństwo, że ludzie stracą swoje wkłady, swoje oszczędności, gdy bank splajtuje pod wpływem działań państwa. Bank zniknie, to znikną również wasze pieniądze – to jest główny przekaz. Może więc ludzie powinni wypłacić pieniądze z niepewnych banków, zwłaszcza tych, które oferowały toksyczne kredyty, i przenieść się jak najszybciej do banków bezpieczniejszych?

Ależ to jest naturalna reakcja ludzi, do której mają pełne prawo. Tylko trzeba się dobrze zastanowić, które banki są obecnie pewne. Teoretycznie powinna być tu bardzo pomocna Komisja Nadzoru Finansowego, która miała nadzorować rynek finansowy w interesie obywateli, a która w mojej ocenie była i jeszcze jest kompletną fikcją nadzoru nad tym rynkiem, zwłaszcza nad bankami. Oni się zajmowali się przez ostatnie 8 lat, głównie SKOK-ami, które stanowią zaledwie 1% rynku finansowego w Polsce.

Banki straszą, ale tak naprawdę same zaczynają się lękać skutków niesprawiedliwego obchodzenia się ze swymi klientami.

Widać to bardzo wyraźnie; banki zagraniczne w Polsce chcą sprzedawać swoje udziały i wychodzą z Polski. Kto je jednak kupi, jeśli są obciążone poliso-lokatami i tzw. kredytami frankowymi? Nikt z zagranicy. Dlatego zagraniczne banki matki postanowiły, sprzedając swoje banki córki w Polsce, jak np. Pekao SA, BPH czy Raiffeisen zabiegać o zgodę KNF-u, czyli polskich władz nadzoru finansowego, na wydzielenie z nich tzw. kredytów walutowych. I dostały tę zgodę.

Na przykład w ten sposób PZU kupiło BPH, bez obciążających kredytów walutowych?

Tak, taką zgodę uzyskało również kilka innych banków, które zostały wystawione na sprzedaż. Czyli mamy sytuację taką, że zdrową część firmy bankowej wystawia się na sprzedaż za wygórowaną cenę, a ta zła, gorsza część, czyli długi i kredyty frankowe albo poliso-­lokaty, została legalnie, bo za zgodą KNF, wydzielona z tej sprzedaży. Ale powstaje pytanie, kto będzie spłacał tę wydzieloną, toksyczną część? No, kto? Podatnicy polscy, polskie państwo? Mało tego, my nawet nie wiemy, jak to wydzielenie będzie wyglądać formalnoprawnie, bo to jest de facto nadal jakaś część banku, który jest sprzedawany. Czyli w ogóle dzikie pola, a potencjalnie ogromne koszty.

A więc należy rozumieć, że sprzedający nie tylko bierze świetną kasę, ale pozbywa się całkowicie odpowiedzialności za to, co wcześniej czynił? To niesłychane!

Za zgodą instytucji publicznej: KNF. Dodajmy, że chodzi o bardzo poważne kwoty, o dziesiątki miliardów, a frank może przecież jeszcze podrożeć.

Strach jest oczywiście złym doradcą w każdej sytuacji, kiedy jednak przyjrzeć się bliżej, jak funkcjonują banki w Polsce, trudno będąc zwykłym obywatelem nie odczuwać niepokoju.

Krytyczne uwagi nie dotyczą jednak całego sektora bankowego, są banki lepsze i gorsze, uczciwsze i bardziej oszukańcze, lepiej i gorzej zarządzane. A przede wszystkim nie są to biedacy, którzy muszą bać się upadłości; to niektóre firmy matki działających w Polsce banków mają kłopoty, ale nie ich wydzielone, podlegające polskiemu prawu przedsiębiorstwa. Coroczne zyski działających u nas banków, które są chyba najbardziej rentowne na świecie – osiągają kwoty rzędu 14-16 miliardów złotych netto rocznie! Zysk brutto tych banków waha się więc w granicach 20 miliardów rocznie. Czy zatem faktycznie może być dla nich problemem rozłożenie na kilka lat zwrotu pieniędzy niesłusznie i często niezgodnie z obowiązującym prawem uzyskanych, choćby z tytułu tzw. kredytów walutowych, głównie frankowych?

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj. 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum