Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Henryk Sienkiewicz na Czarnym Lądzie

Aktualności

18.10.2016 13:17

Portret pisarza w stroju myśliwskim przed udaniem się na safari. Sienkiewicz wziął udział w wielu polowaniach, jednak ze względu na kłopoty zdrowotne nie udało mu się zrealizować wszystkich zamierzeń. Portret pisarza w stroju myśliwskim przed udaniem się na safari. Sienkiewicz wziął udział w wielu polowaniach, jednak ze względu na kłopoty zdrowotne nie udało mu się zrealizować wszystkich zamierzeń.

Dr Justyna Chłap-Nowakowa

Po śmierci żony w 1885 r. częste podróże pisarza i przemieszkiwanie w uzdrowiskach stały się dlań sposobem ucieczki, oderwania od doskwierającej mu codzienności – wdowieństwa, fali uwielbienia i krytyki. Tak było także z podróżą do Afryki, do której zachęciły go relacje Stefana Szolc-Rogozińskiego z jego wypraw na ten kontynent z lat 1882-1886 (m.in. do Kamerunu, którego mapę sporządził). Pomysł ten zrodził się, jak świadczą listy pisarza, zimą 1890 r., konkretyzował się dosyć długo. Podstawową troskę stanowiło zdobycie odpowiednich funduszy. Koszty zasadnicze, choć nie od razu (jeszcze w listopadzie 1890 r. nie było to pewne), zdecydowało się pokryć „Słowo”, dla którego Sienkiewicz pisać miał swe relacje z podróży. Dopiero wtedy rozpoczął już na dobre przygotowania do wyprawy.

Z wyjazdem do Afryki pisarz wiązał wielkie nadzieje. Z jednej strony podejmował to przedsięwzięcie dla egzotycznej przygody, dla poznania zakątków niebezpiecznych – rejonów masywu Kilimandżaro, pogranicza Tanzanii i Kenii, pustyni i dżungli; najistotniejszą częścią wyprawy miała być miesięczna wycieczka myśliwska. Z drugiej strony chodziło o zebranie materiału do wspomnianych listów-reportaży i do powieści, a także zgromadzenie materiałów dotyczących niewolnictwa. Służyć miała owa eskapada również, poza profitami czytelniczymi, podreperowaniu „kiesy”. Wciąż dokuczał bowiem pisarzowi brak regularnego dochodu, potrzebnego i na utrzymanie dzieci, i na własne liczne pobyty lecznicze dla poratowania szwankującego zdrowia fizycznego i psychicznego – uskarżał się na „znerwowanie”, bezsenność i stany depresyjne (kurował się najczęściej w zakładzie hydropatycznym dr. W. Winternitza w Kaltenleutgeben pod Wiedniem).

Jednym z najważniejszych powierników planów i trosk pisarza dotyczących podróży do Afryki był jego wieloletni korespondent, Mścisław Godlewski – prawnik, publicysta i redaktor, od czasów wspólnych studiów zaprzyjaźniony z Sienkiewiczem. To on przejął od Sienkiewicza redagowanie „Słowa”, on też najpierw swatał go z Marią Szetkiewiczówną, potem pomagał przeprowadzać rozwód z Marią Wołodkowiczówną, następnie znów trudził się, bez rezultatu, swataniem – z Marią Radziejewską. Jemu więc zwierzał Henryk wątpliwości co do kreślonego przebiegu trasy – z Zanzibaru do kenijskiej Mombasy, potem do Tawety i Egiptu, zwiedzanego do drugiej katarakty „dahabią” (arabska nazwa statku żaglowego kursującego po Nilu; z listu do M. Godlewskiego, 3 listopada 1890 r.), i obawy, czy zdoła ją pokonać, zanim nadejdzie pora deszczowa.

Sienkiewicz pisał też do niego, nieco nieskromnie, o planowanych afrykańskich korespondencjach: „Sam mając wiele poczucia natury rozumiesz, że listy moje mogłyby być czymś poniekąd niezwykłym i że dostrzegłbym rzeczy i znalazł na oddanie ich słowa, których inni nie dostrzegają i nie znajdują. Spodziewam się, że czytano by to z nadzwyczajną chciwością” (list z 3 listopada 1890 r.).

W przygotowaniu całego przedsięwzięcia pomagali autorowi przyjaciele. Wśród wyposażenia nie mogło zabraknąć broni, tę wraz z aparatem fotograficznym i filtrami do wody ofiarował pisarzowi Bruno Abakanowicz, znakomity konstruktor urządzeń elektrotechnicznych (i majętny – uruchomił w Paryżu fabrykę, co przynosiło mu znaczne dochody). Przyszły podróżnik nie był jednak kontent z podarowanej strzelby: „przyjąłem, ale potrzebna mi inna, mianowicie sztucer z gwintami w jednej lufie prostej, w drugiej z kręconymi i kalibru możliwie największego” – zwierzał się Godlewskiemu. Marzeniem Stasia Tarkowskiego też będzie posiadanie sztucera…

Innego rodzaju zabezpieczeniem, niezbędnym na tamtym gruncie, były listy polecające. Napisali je dla Sienkiewicza m.in. lord Robert Arthur Salisbury, brytyjski minister spraw zagranicznych, sir Arthur Silva White, szkocki podróżnik i geograf (on najprawdopodobniej, może jednak był to William Arthur White, konsul angielski w Zanzibarze lub George Stuart White, marszałek kolonialnej armii brytyjskiej; źródła podają rozmaite wersje) oraz arcybiskup Algieru, kardynał Charles Lavigerie. Ten ostatni był znany jako założyciel Zakonu Ojców Białych (czyli Zgromadzenia Misjonarzy Afryki, powstałego w 1868 r.) i organizator stowarzyszenia do walki z niewolnictwem. Lavigerie udzielił swego wsparcia pisarzowi dzięki pośrednictwu Marii Teresy Ledóchowskiej, która pod pseudonimem Aleksandra Halki wydawała w Wiedniu „Echo aus Afrika”, pismo antyniewolniczego stowarzyszenia. Pisał Lavigerie tak: „Ukochane dzieci moje! Polecam gorąco całej życzliwości i dobremu przyjęciu misjonarzy algierskich wszędzie, gdzie mu danym będzie spotkać ich we wnętrzu Afryki, p. Henryka Sienkiewicza, jednego z najznakomitszych pisarzy współczesnych. P. Sienkiewicz udaje się w Wasze okolice, aby głębsze robić studia nad krajami otaczającymi Wielkie Jeziora. Byłbym Wam mocno wdzięczny, gdybyście zechcieli pomagać jego misji i uszanować ją.[…]” (list datowany: „Arcybiskupstwo algierskie. Biskra 29 listopada 1890”).

To zetknięcie z „apostołem walki z handlem niewolnikami” będzie po latach jednym z najważniejszych bodźców powstania ostatniego arcydzieła Sienkiewicza – W pustyni i w puszczy. Jak pisze Julian Krzyżanowski, Sienkiewicz zabiegając o listy polecające kardynała Lavingerie, obiecał duchownemu książkę poświęconą handlowi niewolnikami. Kardynał zresztą nie tylko z nim wiązał nadzieje na powstanie dzieła, które wskazałoby skuteczny sposób walki z niewolnictwem, skoro „Słowo” ogłosiło w 1890 r. z inicjatywy duchownego konkurs na powieść antyniewolniczą. Wpisywało się to w powszechną w tym czasie w Europie atmosferę sprzeciwu wobec niewolnictwa w Afryce – będącego skutkiem rozszerzania się na tym kontynencie islamu.

Pisarz jednak nie zdecydował się wówczas, by rozpocząć pracę nad powieścią, czego potem żałował. W 1892 r. zmarł kardynał Lavingerie. O swej obietnicy Sienkiewicz jednak najwidoczniej nie zapomniał.
Pisarz zabiegał o listy polecające nie tylko adresowane do przedstawicieli stron brytyjskich i francuskich, ale i niemieckich w Afryce – do Hermanna von Wissmanna, badacza kontynentu, ale i pioniera niemieckiego imperializmu w Afryce wschodniej, komisarza Rzeszy na obszar Niemieckiej Afryki Wschodniej, potem gubernatora Niemieckiej Afryki Wschodniej. Był o to zresztą Sienkiewicz (i bywa nadal) krytykowany.

Dla obniżenia wydatków pisarz szukał współtowarzysza podróży. Gdy chętny się znalazł, nie był jednak zachwycony. Dwudziestotrzyletni Jan Józef Tyszkiewicz, syn Jana Witolda Emanuela z Waki pod Wilnem (litewskie majątki Tyszkiewiczów i Szetkiewiczów, rodziny zmarłej żony pisarza, sąsiadowały ze sobą), któremu podróż finansował ojciec, wydawał się pisarzowi zbyt młody, niedoświadczony – „chłopaczyna mizerna – ot, pulpecik”, a przy tym „wygodniś” (w liście do Jadwigi Janczewskiej z 4 lutego 1891 r.). Ale także Sienkiewicz wiedzę na temat Afryki miał raczej książkową i brakło mu doświadczeń. Niewątpliwie nieco chaotycznie, nie dosyć wnikliwie przestudiował teren wyprawy i panujące tam warunki – np. że potrzebne jest bardzo solidne obuwie, namiot z moskitierą; źle ze względu na pogodę wyliczył porę przyjazdu. Ostatecznie wszystko ułożyło się inaczej niż pierwotnie planowano. Wylądowawszy na Czarnym Lądzie Sienkiewicz, któremu od samego początku w podróży nie dopisywało zdrowie (cierpiał na bardzo dokuczliwy wrzód gardła; zanim pojawiły się antybiotyki bywała to choroba bardzo groźna, śmiertelna nawet), zwlekał z decyzją, dokąd najpierw płynąć. W rezultacie przepuścił statek odchodzący z Kairu do Zanzibaru. Następny odpływał za miesiąc. Zwiedzał więc ze swym współtowarzyszem najpierw Egipt, gdzie zobaczyli piramidy, Sfinksa, Port Said, Kair, Aleksandrię i Suez. „Co jest staroegipskie, to jest ciekawe, choć nużące głowę i nerwy – co arabskie – niewiele warte”, pisał w liście do Janczewskiej (z 23 stycznia 1891 r.). Zaskakujące, że nie kwapił się, jak odnotowuje Tyszkiewicz, by zwiedzać miejsca biblijne czy związane z początkami chrześcijaństwa. Spędziwszy w Egipcie trzy tygodnie, 14 lutego wylądowali wreszcie w Zanzibarze, gdzie, podobnie jak wcześniej w Egipcie, bardzo fetowano Sienkiewicza; spędzili tam dwa tygodnie. Stamtąd popłynęli do Bagamoyo nad Oceanem Indyjskim (miasto w Tanzanii; w latach 1885-1890 było stolicą Niemieckiej Afryki Wschodniej). Stąd wyruszyli na zasadniczą część wyprawy – w głąb lądu wzdłuż biegu rzeki Kigami. Sprawy potoczyły się jednak inaczej: z planowanej dłuższej trasy pisarza zawróciła po około trzech tygodniach febra.

O swej chorobie, która pokrzyżowała mu plany myśliwskie, opowiadał bez rozczulania się nad sobą, z przekąsem, w liście do Godlewskiego (27 marca 1891 r.) pisanym w szpitalu francuskim – „najlepszym hotelu, o jakim można marzyć w Zanzibarze […] dość powiedzieć, że jest i lód. […] Miałem 39,2 gorączki i przestałem widzieć dobrze i byłem bliski zemdlenia. Krzyże i stawy bolały okropnie. Ponieważ mam więcej energii postanowień od Płoszowskiego, postanowiłem wracać nazajutrz do dnia, jeśli będę żyw. Zażyłem porcję chininy bez skutku. W nocy byłem coraz gorzej i zadawałem sobie pytania: Febra? – Tak. Ale zwyczajna, wątrobiana, czy tak zwana zgubna. Chwilami zawrót głowy odbierał mi przytomność. Siedząc na krzesełku myśliwskim słyszałem w dali w ciemnościach jakby głębokie stękanie. Brat Oskar [z zakonu Ojców Białych – JCN] mówił mi potem, że tak stękają lwy, gdy im pragnienie dokucza.

Rano podniosłem tabór, zostawiłem połowę porterów na miejscu, z drugą ruszyłem do Bagamoyo do misji. Sześć godzin na piechotę, z tym cztery błotami tak lepkimi, że całe kilo przywierają do nóg. Zdjąłem trzewiki i szedłem boso. O 10-tej zobaczyłem palmy misji – o 11-tej doszedłem pół żywy. Księża przyjęli mnie jak brata, napchali chininą […] potem zdarzył się statek do Zanzibaru, więc wróciłem – prosto do szpitala”. W połowie kwietnia podróżnik odpłynął na statku Pei-Ho – z Bagamoyo do Kairu.

Wspominał też o polowaniach, które odbył mimo rezygnacji z dużej trasy myśliwskiej: „W rzece Wami [w Tanzanii – JCN] zabiłem krokodyla, którego kula ze stalowym stożkiem przeszyła na wylot (przez serce i płuca). Żył ze dwie godziny […] wreszcie Murzyni przeszli w płytkim miejscu rzekę i sprowadzili go jak psa na sznurze przebiwszy uprzednio dzirytem, bo kąsał jeszcze równie jak pies”. Opis ów kojarzyć się może, w swej okrutnej dosłowności i wierności szczegółu, z relacjami Herodota opisującego polowanie na krokodyle.

W maju pisał Sienkiewicz do Godlewskiego już z Krakowa: „mam trochę febry, ale więcej jeszcze udaję, żeby mieć od ludzi i wizyt spokój […] jadę do Zakopanego i tam zacznę pisać dalszy ciąg afrykańskich Listów (z listu z 4 maja 1891). Pisarz, przypomnijmy, złożony kolejnymi chorobami, zdołał na bieżąco wysłać tylko dwie korespondencje, resztę – nie tyle „listów”, co wspomnień, które zachowały jednak reportażowy charakter, spisał po powrocie do kraju. W sumie powstały 23 listy, aby je dokończyć, autor musiał posiłkować się wiedzą zdobywaną z opracowań, by uzupełnić luki we własnych obserwacjach i doświadczeniach, ale niewątpliwie były te relacje czymś znacznie istotniejszym niż tylko garścią reminiscencji z nieudanej wycieczki.

Powróćmy jeszcze do chwili, gdy pisarz płynął do Bagamoyo, pełen nadziei, nie wiedząc, jaki dopadnie go pech. Płynął bowiem statkiem nie zwyczajnym, a brytyjskim okrętem wojennym, udzielonym specjalnie sławnemu autorowi przez konsula. W drodze, gdy wpadł mu do wody kapelusz, okręt zawrócił i spuścił szalupę z sześcioma majtkami, by zgubę wyłowić… Tę anegdotyczną scenkę zanotował jednak nie Sienkiewicz, lecz właśnie młody Tyszkiewicz, który prowadził w podróży swój pamiętnik, pisał również listy i robił zdjęcia.

 

 Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum