Senator PiS Grzegorz Bierecki (z lewej) i znany aktor teatralny i filmowy Jerzy Zelnik. Fot. Adam Bujak
W jaki sposób prawda ma nas wyzwolić?
Leszek Sosnowski
Ciągle mnie zdumiewa, jak często ludzie naprawdę niegłupi i zarazem patriotycznie nastawieni nie pojmują najprostszych zasad funkcjonowania mediów i ich gromowładnej roli we współczesnym świecie. Nieraz są to ludzie na wysokich stanowiskach, posiadający wielką moc decyzyjną i dysponujący potężnymi środkami finansowymi – a to czyni ich niewiedzę lub niezdolność do logicznej oceny faktycznego stanu rzeczy zagrożeniem dla państwa. Przynajmniej dla państwa suwerennego, rządzonego przez Polaków i dla Polaków, takiego, jakie miliony patriotów wywalczyły w ostatnich wyborach. Na jak długo jednak – to pytanie fundamentalne.
W świetle Ewangelii
Ludzie respektujący prawdę i oczekujący jej przekazywania w mediach ulegają niestety pewnemu złudzeniu. Odnoszą oni bowiem wrażenie, iż prawda jako taka, jeśli zostanie tylko upubliczniona, nawet w sposób bardziej prymitywny, niezbyt atrakcyjny formalnie, na mniejszą skalę, ma tak wielką moc, że musi ogarnąć wszystkich, całe społeczeństwo. Zwłaszcza jeśli obwieści ją telewizja, w naszym przypadku publiczna. Cieszą się, że wreszcie ktoś przed całym krajem wyłuszcza oczywistości. Przed całym?
Oglądając np. w TVP namacalne konkrety, poznając fakty, wysłuchując logicznej argumentacji olbrzymia większość ludzi w tym momencie w ogóle nie zastanawia się, że w tym samym czasie niemal dwa razy tyle osób ogląda TVN lub Polsat, a tam milionom ludzi tę sama prawdę nie tylko się przemilcza, ale jakże często przekręca i stawia na głowie. Czynią to osobnicy nie przypadkowi, lecz w tym „rzemiośle” od dawna ćwiczeni. Niby wiemy, że tam manipulują, lansują z wszystkich sił antypatriotyczną opcję, niemniej poznanie prawdy nas uspakaja, rzadko zachęcając do smutnej refleksji, że wciąż jesteśmy w medialnej mniejszości.
Politycy rządzącego obozu też ulegają złudzeniu, że przekazywanie prawdy za pomocą tego, co obóz patriotyczny posiada na rynku mediowym, ma charakter masowy. Tymczasem nasz przeciwnik mówi zupełnie coś innego – i w to także ludzie wierzą. Tym bardziej, że nasze media przeciwnik czapką nakrywa. To, że na chwilę stracił koncentrację i po dwóch kadencjach sprawowania władzy czuł się zbyt pewny siebie, czegoś go nauczyło. Teraz „totalsi” wykorzystają całą moc bojową, jaką dysponują.
Rzecz jasna nikt nie jest w stanie i nie ma potrzeby oglądać wszystkich trzech wielkich stacji nadawczych na raz. Dlatego przeciętny Kowalski, a bywa nim w tym przypadku i wielki polityk, mniej lub bardziej świadomie zakłada, że poznana przez niego oczywistość dotrze do wszystkich. Tak jednak nie jest. Systemy informacyjne, zwłaszcza te zagraniczne działające w Polsce, wyspecjalizowały się bowiem nie tylko w przekazywaniu informacji, ale i w działalności odwrotnej – w ich blokowaniu. Zapominanie, że najświętsza nawet prawda nie ma tajemnej mocy samorozprzestrzeniania się, to poważny błąd, a w przypadku polityków odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkich postaw, to poważny grzech. Bo prawda nas wyzwoli – jeśli będziemy ją głosić. Im szerzej, im częściej, im intensywniej – tym większa liczba ludzi będzie wyzwolona. Jezus ma na myśli wyzwolenie od grzechu, a więc również od nieprawdy, kłamstwa, manipulacji ludzką potrzebą informowania się.
Przypomnijmy sobie całe zdanie, całą myśl Jezusa tak, jak nam to przekazuje św. Jan Ewangelista: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
By „trwać w nauce”, trzeba posiąść stosowną wiedzę, a w naszych czasach, czy nam się to podoba czy nie, jest ona w bardzo dużym stopniu przekazywana za pośrednictwem mediów, które w swej masie odrzucają dziś nawet najbardziej podstawowe, sprawdzone wartości ewangeliczne. W jakiej nauce więc trwamy?
Jak wiemy z Pisma Świętego, bycie uczniem Jezusa nie oznaczało przyjęcia Jego nauki tylko dla siebie, Chrystus wymagał również jej szerzenia, upowszechniania – od kręgu rodzinnego aż po krańce ziemi. Nasze czasy przyniosły zdawałoby się nieograniczone możliwości szerzenia ewangelicznej nauki – a jednak… znaleźliśmy się w takim miejscu historycznym, że upowszechniono na masową skalę z gruntu fałszywą i nieprawdopodobnie szkodliwą dla człowieka informację (tezę), że Bóg nie żyje (Nietzsche).
Jeżeli możliwe było wyeliminowanie z poważnej debaty intelektualnej Boga i tym samym zrezygnowanie z jedynego źródła jakiegokolwiek kodeksu moralnego, to po pierwsze nie dziwota, że ludzkość w stosunkowo krótkim czasie przeszła już dwie wojny światowe. A po drugie, siła masowego, medialnego przekazu okazała się być w praktyce bronią masowego rażenia. Kto tego nie pojmuje albo nie respektuje, a bierze się za rządzenie ludźmi, narodem – popełnia nie tylko błąd polityczny, ale, moim zdaniem, popełnia grzech zaniechania. Zaniechania obrony siebie i swego narodu przed środkami bojowymi zła.
W świetle interesu
Wiadomo było, że od września ubiegłego roku toczyły się rozmowy handlowe na temat sprzedaży ogólnopolskiego Radia Zet, a dokładniej całej grupy Eurozet zrzeszającej kilka zdecydowanie mniejszych podmiotów, w tym serwisy internetowe. Zetka to drugie co do wielkości radio w Polsce; jeśli chodzi o słuchalność, to niemal dwa razy większe od Jedynki. Przeszło różne właścicielskie koleje losu, będąc ostatnimi czasy w rękach pewnego młodego miliardera czeskiego; to Daniel Kretinsky (to prawdziwe nazwisko, nie parodia), który co prawda niczego nie odziedziczył, ale mimo to dysponuje już wielkim majątkiem. Kupił – by sprzedać z zyskiem. Szybko działał: po przejęciu w kwietniu ubiegłego roku grupy Eurozet, już we wrześniu wystawił ją, można powiedzieć, na licytację. O Zetkę zabiegało kilka podmiotów, z których najpoważniejsze zamiary miała Agora oraz grupa Fratria. A może jednak poważnie do transakcji podchodziła tylko Agora?
Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.