Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

DRAMATYCZNA HISTORIA POWTARZA SIĘ JAKO FARSA

Aktualności

23.05.2017 10:43

Uczestniczki tzw. Czarnego Protestu w niewybrednych słowach wyrażają swoje niezadowolenie z propozycji zaostrzenia prawa aborcyjnego. Fot. Adam Wojnar Uczestniczki tzw. Czarnego Protestu w niewybrednych słowach wyrażają swoje niezadowolenie z propozycji zaostrzenia prawa aborcyjnego. Fot. Adam Wojnar  

 

Dr Bohdan Urbankowski

 

Wielu publicystów i historyków stawia sobie wciąż pytanie: czy zamach majowy, którego dokonał Józef Piłsudski w 1926 roku przyniósł więcej pożytku czy szkody? Na to zagadnienie odpowiada, zresztą jednoznacznie, dr Bohdan Urbankowski. Spostrzega też bardzo niepokojące analogie do czasów nam zupełnie współczesnych.

 

O szkodzie trudno mówić, zależy, co brać pod uwagę. Na pewno trzeba mówić o tragedii, o ofiarach zamachu majowego. W wyniku walk zginęło około 331 osób, w tym 136 cywilów. Podawana jest także liczba wyższa – 341. Te liczby nie są dokładne, kilku żołnierzy, którzy przeszli na drugą stronę, wykazano w pierwszej chwili jako zabitych, do zabitych cywilów doliczono kilku, którzy w tych dniach zmarli w Warszawie z przyczyn naturalnych, daleko od pola walk. Nawet jeśli liczba była niższa – nie zmniejsza to wymiaru tragedii, nie zmienia faktu, że doszło do bratobójczych walk. Raz jeszcze przypomnę tragiczny, piękny, ale podszyty rozpaczą rozkaz Piłsudskiego do żołnierzy, rozkaz, który kończy się niemal modlitwą:

Niech Bóg nad grzechami litościwy nam odpuści i rękę karzącą odwróci, a my stańmy do naszej pracy, która ziemię naszą wzmacnia i odradza.

A wracając do problemu złych i dobrych następstw… Tu zaczynamy trochę uprawiać historię alternatywną, political fiction. Może lepiej pasuje określenie naszego filozofa i lekarza, Władysława Biegańskiego: prewidyzm. To była filozofia, która miała na podstawie znanych objawów postawić diagnozę i przewidywać przyszły rozwój. Mówiąc jednak poważniej o skutkach zamachu, musimy brać pod uwagę skutki realne i skutki przewidywalne, takie, którym zamach zapobiegł. Z dzisiejszej perspektywy trzeba wskazać na trzy ważne konsekwencje.

Po pierwsze: przewrót zmienił polityczny wizerunek Polski – zarówno w oczach zagranicy, jak i w oczach samych Polaków. Bo jakie sygnały dawały rządy Polski, zwłaszcza parlament? Jesteśmy skłóceni, jesteśmy słabi, jesteśmy skorumpowani, kto da więcej. Trochę jak „państwo teoretyczne” dzisiejszych pożeraczy ośmiorniczek. Odczucie, iż Polska jest krajem sezonowym to nie opinia Nietykszy, on ją tylko odnotował. Jeśli uznać, że słabość i wewnętrzne kłótnie to zaproszenie dla agresorów – przewrót to zmienił, władzę objęła kasta wojskowa, armia staje się jednym z priorytetów. To rzecz ważna, bo jak już mówiłem, w roku 1926 Niemcy właściwie są bez armii, Rosja też jeszcze liże rany, które sama sobie zadała. Na Polskę skłóconą wewnętrznie może któryś z sąsiadów, może obydwaj jednocześnie mogliby próbować napaść. Na Polskę scementowaną, Polskę troszczącą się o armię – już nie.

Po drugie: zmienił się klimat moralny, takie przewartościowanie wartości wzwyż. Może nawet troszeczkę zmieniło się myślenie samych parlamentarzystów: przecież Piłsudskiego wybrał ten sam parlament, który przedtem czapkował Witosowi. Większość zrobiła to koniunkturalnie, opowiedziała się po stronie zwycięzcy, ale może kilku sprawiedliwych tam było. Przewrót, głoszone przez piłsudczyków hasła walki z korupcją i społeczną niesprawiedliwością, cały program sanacji – to z jednej strony budziło nadzieję, z drugiej –budziło moralną czujność Polaków, zaczęto patrzeć władzy na ręce, zaczęto uczestniczyć w polityce w sposób bardziej czynny, obywatelski, państwowy. Piłsudczykom udało się wlać jakąś nadzieję w tych, którzy już zwątpili, którzy się wycofali. To ludzie tak nieposzlakowani jak Walery Sławek stworzyli Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem. Wewnątrz Polski zmienił się klimat moralny wraz z awansem prestiżowym i realnym uczestników walki o niepodległość, tych z 1920 r., ale jeszcze pamiętano o tych z 1863 r. Samo życie w Polsce stało się czystsze, może nawet bardziej patetyczne, w każdym razie dowartościowane. Nie znaczy to, że wszyscy zjadacze chleba stali się aniołami, ale pokolenie wychowywane po 1926 było wartościowsze, mniej egoistyczne.

Po trzecie: przewrót ocalił Polskę przed faszyzmem. Nie przypadkiem poparła przewrót lewica. Drugi rząd Witosa był już postrzegany jako faszystowski bądź prowadzący do faszyzmu. Pozwolę sobie zacytować, jak oceniali to m.in. socjaliści. W „Robotniku” 13 maja ukazała się odezwa CKW PPS:

Rząd Wincentego Witosa, oparty o sprzysiężenie najczarniejszej reakcji faszystowsko-monarchistyczno-paskarskiej przeciwko najważniejszym interesom państwa i jego konstytucji, przeciwko masom ludowym, pozbawionym chleba i pracy, przeciwko masom włościańskim, którym się należy ziemia i praca, rząd geszeftów i zysków osobistych – jest zgubą i zakałą Polski. Dalsze trwanie tego rządu – to nieustanna prowokacja ludzi uczciwych, to wyzwanie rzucone w twarz wszystkim ludziom, dążącym do odrodzenia i zbawienia kraju. Rząd ten musi zniknąć. Do głosu przyjść musi wola szerokich mas ludowych miast i wsi, walczących o prawo, o pracę i sprawiedliwość społeczną.

Takie były nastroje. Zauważmy, że zarówno zwycięstwo skrajnej lewicy, jak i skrajnej prawicy oznaczało wojnę domową i rozruchy społeczne. To była kwadratura koła.

Ta kwadratura to był problem całej Europy. Po I wojnie, którą nie przypadkiem nazywa się samobójstwem Europy, nastąpił kryzys demokracji. Obronną ręką wyszły tylko monarchie – królestwa skandynawskie, Belgia z Holandią i oczywiście Anglia – to są królestwa do dziś. Im udało się połączyć demokrację z monarchią, więc urzędnicze, pragmatyczne profanum ze sferą sacrum i z wyrastającym ponad profanum autorytetem władzy. Kraje, które odrzuciły monarchię, zaczęły mieć problemy polityczne i zaczęły eksperymentować z totalitaryzmem. Na przykład Włochy zredukowały monarchię, pozostały monarchią formalnie, ale już w 1922 roku doszło do faszystowskiego puczu. W Rosji demokracja w ogóle się nie utrzymała, nastąpił czerwony terror, rozstrzeliwania, łagry, trwająca kilkadziesiąt lat tyrania bolszewików. Czerwony terror to także Węgry. Wprowadzał go komunista, Bela Kuhn. Terror próbuje wyhamować jego następca Peidl, ale brakuje mu czasu, obala go Istvan Friedrich poparty przez armię rumuńską, na Węgrzech zaczyna się biały terror, w końcu ład zaprowadza armia Horthy`ego, wprowadzając regencję. Rok 1923 przyniesie aż dwa podobne przewroty: Cankow w Bułgarii i Primo de Rivera w Hiszpanii, ten ostatni był zresztą odebrany z ulgą, niemal z radością. To liberalna dyktatura – bezkrwawy zamach, król mianuje jego przywódcę premierem, popierają go socjaliści i związki zawodowe. O zamachu majowym w Polsce była mowa. Ale ta fala nie wygasła, na Litwie dokonał przewrotu Antonas Smetona, w grudniu 1926 po przewrocie wojskowym, był posłem nacjonalistą, chłopem jak Witos. Smetona kazał się wybrać na prezydenta, nie zwoływał parlamentu, najpierw współpracował z Voldemarasem, to był taki zamordyzm we dwóch, potem go zesłał, a premierem mianował szwagra. W Czechach miała miejsce podobna próba w 1926, szykowany był przewrót Narodowej Gminy Faszystowskiej – tyle że profilaktycznie aresztowano generała Gajdę i nie miał kto dowodzić przewrotem. Nawet na małej Łotwie zachęcony przykładem Hitlera w 1934 roku Ulmanis rozgonił parlament, rozwiązał partie i ogłosił stan wojenny. Rządził, dopóki nie wpadł w ręce jeszcze bardziej krwawego reżimu – Rosjanie wykończyli go w łagrze, w 1942 roku. Myślę, że w roku 1926 groził nam taki narodowo-ludowy faszyzm Witosa, faszyzm w łapciach, ale z przytupem. Piłsudski temu zapobiegł, ale Piłsudski nie rozwiązał partii, nie zlikwidował parlamentu, jedyne pismo, które zamknięto po przewrocie, to był „Faszysta Polski”. Jeśli mógł, a nie zrobił, to znaczy, że tego po prostu nie chciał. Powtarzam: Piłsudski nie chciał likwidacji parlamentaryzmu, chciał go poprawić i myślę, że mu się to udało.

I jeszcze może uwaga od strony filozofii historii. Jednostka czasem ma większy wpływ na historię, czasem mniejszy, zależy, w którym miejscu się znajdzie, jakie siły jej decyzja poruszy. Jako spiskowiec ze „Spójni”, a nawet jako przywódca PPS, takiego wpływu nie miał. Miał go w 1920 jako Wódz Naczelny. Gdyby w 1920 zamiast ofensywy znad Wieprza wybrał krótkie uderzenia pod Warszawą i rokowania z Leninem pod kuratelą aliantów –historia Polski, a nawet Europy potoczyłaby się inaczej. W 1926, kiedy był niemal emerytem – wszystkie siły, które nazwaliśmy zbiorczo losem, pchały w stronę zamachu, a potem w stronę zwycięstwa. On tylko zdecydował się nie wracać na obiad do Sulejówka, zostać w Warszawie na pertraktacje z Wojciechowskim czy z kimkolwiek, kto będzie chciał uniknąć najgorszego… Po drugiej stronie znalazł się człowiek o znacznie mniejszym znaczeniu, porucznik Olchowicz, dalszy przebieg wydarzeń już znamy. Czynem na miarę historii okazywało się czasem… zaniechanie. Gdyby w 1919 Piłsudski uległ aliantom i poparł Armię Ochotniczą Denikina – odbudowana zostałaby Europa sprzed I wojny, a sprawa Polski pozostawałaby wewnętrzną sprawą imperium carskiego. Ale to opowieści na inne może dramaty, może scenariusze, w każdym razie w klimacie greckich tragedii.

Hegel powiedział, że jeśli się historia powtarza, to już nie jako dramat, lecz jako farsa. I coś w tym jest. Zanim jednak przejdę do podobieństw – parę słów o różnicach. Podstawowa różnica: gorsza jakość współczesnych aktorów wydarzeń, gorsza pod każdym względem jakość Polaków po 1989 roku. Skąd to się wzięło? Po roku 1920 silne są tradycje walki, zwycięstwa – po wszystkich stronach politycznych, bo w walce z bolszewikami naród był zjednoczony, zdrady dopuściła się tylko grupka komunistów. W czasie przewrotu majowego oficerowie postępujący zgodnie z rycerskim kodeksem są po obu stronach: przypominam, że Anders gotów był umrzeć, a jeszcze dodajmy, że Sosnkowski, który był człowiekiem honoru, próbował popełnić samobójstwo… Taki nastrój zaczynał się właściwie już od czynu legionistów, narastał podczas wojny obronnej, więc kiedy zaczęły się rządy różnych stronnictw kombinacji i afer – niechęć do nich też była powszechniejsza, także po obu stronach. W powietrzu było więcej patriotyzmu, tak jak się mówi, że jest więcej tlenu… U nas tak było w roku 1981 – to wpływ „Solidarności”, wpływ papieża, św. Jana Pawła II, który pełnił rolę jakby interreksa. Ale jak wiemy, tamta „Solidarność” przegrała, została rozbita, przywódców wtrącono do więzień, zmuszono do emigracji. Niektórzy wystąpili w 1988 ze strajkami, ale niektórzy, na czele z Wałęsą i z Michnikiem, który „gasił strajki”, gotowi byli pójść na kompromis z władzą. I to się stało. W 1989 myśmy nie wywalczyli wolności, a trochę jej wycyganili, trochę kupili u skorumpowanych ekskomuchów. W powietrzu było mniej patriotyzmu niż w roku 1981, ale też mniej niż w 1926 czy w 1920. Elity, które się dogadały pod „Okrągłym Stołem” uchwaliły uwłaszczenie nomenklatury („majątki za władzę”), bezkarność dla komunistycznych oprawców, nawet wysokie pensje i emerytury dla nich. Gdy wyprzedano lub rozparcelowano wielkie zakłady pracy – rozbito „Solidarność” wraz z jej etosem. Prywaciarze, zwłaszcza zagraniczni, przeważnie nie tolerują związków zawodowych o obliczu patriotycznym.

W ramach prywatyzacji i naprawiania krzywd sprowadzano nie żołnierzy Andersa, nie emigrantów z solidarnościowego podziemia, lecz emigrantów z Rakowieckiej, tych z 1968, a nawet z 1956 roku – a to naprawdę gorszy sort. To jest tajemnica późniejszych „dzikich” prywatyzacji, afer hazardowych, zgody na wprowadzenie w Polsce bezrobocia – żeby nowym kapitalistom zaniżyć koszty wyzysku. Bo uczciwej pracy to w Polsce nie ma. To także wyjaśnienie dzisiejszych buntów przeciw programowi 500+ czy zupełnie już surrealistycznej histerii dawnych opozycjonistów przeciw próbom zaniżenia emerytur dla dawnych oprawców z UB i SB. Wałęsy nie popieram, lecz rozumiem: był cienkim Bolkiem i Bolkiem pozostał, tyle że przytył. Ale Frasyniuk? Rulewski? Z kim oni pozamieniali się na głowy? Jeżeli II RP zbudowana została na wartościach rycerskich, patriotycznych, to fundamentem III RP od początku było kłamstwo; historia II Rzeczypospolitej zaczynała się od przemówienia Piłsudskiego o czekającym Polskę wyścigu pracy i oświaty, historia III RP – od toastów Michnika i Kiszczaka. Porozumienia „Okrągłego Stołu” to był teatr dla mas, pod stołem dzielono się Polską, esbecy dogadywali się ze swoimi agentami, dawni partyjniacy z dysydentami. System „platformerski” oparty był na niebotycznej obłudzie i nie łatwo będzie to odkręcić. Dziś najbardziej szokują młodzi posłowie PO, którzy występując w telewizji nie odpowiadają na pytania, tylko jak papugi powtarzają swoje „przekazy”, czyli po prostu kłamstwa. To także gorszy sort. Czy ktoś o mentalności papugi może być posłem Rzeczypospolitej? A jeśli może, to w czyim interesie? 

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 03/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum