Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

„DLA ROSJI OSTATECZNIE ŹRÓDŁEM SIŁY JEST KARABIN MASZYNOWY LUB SZWAJCARSKIE KONTO BANKOWE”

Aktualności

25.09.2018 12:38

Kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Rosji Władimir Putin podczas spotkania w Niemczech 18 sierpnia 2018 r. Podpisali tajny sojusz? Fot. PAP/EPA

 Kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Rosji Władimir Putin podczas spotkania w Niemczech 18 sierpnia 2018 r. Podpisali tajny sojusz? Fot. PAP/EPA


Były australijski dyplomata, który w latach 1980. pracował

w Warszawie i w Moskwie, przedstawia, jakie są plany Rosji
dla Europy w najbliższych dekadach

Kyle Wilson

Zacznę od trzech anegdot. Stare chińskie powiedzenie głosi, że najlepszym podejściem do jakiegokolwiek tematu jest krążyć z daleka, a potem rozpocząć ze sporej odległości. Kiedy Władimir Putin miał się pierwszy raz spotkać z Angelą Merkel, otrzymał raport – zawsze otrzymuje raporty – że ona nie przepada za psami. Pani kanclerz weszła do pokoju gościnnego w jego rezydencji poza Moskwą, a kilka sekund później wbiegła tam ulubienica Putina, labradorka Connie, i dotknęła pyskiem jej kolana.

To pierwsza anegdota.

Druga jest taka: w zeszłym roku, w okolicach marca, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow podczas jednodniowej wizyty odwiedził Australię; spotkał się wówczas na oficjalnej kolacji z premierem Kevinem Ruddem w gmachu opery w Sydney. Najpierw, zgodnie z obyczajem dyplomatycznym, nastąpił tzw. coup de champagne [kieliszek szampana – przyp. red.]. Podano szampana, ale Ławrow poprosił o whisky, więc podobnie uczynił Rudd. Kiedy kelner przyniósł obydwu politykom whisky z lodem, Ławrow zażyczył sobie trunek bez lodu, a po podaniu go poprosił o whisky z wodą gazowaną, co także zrobił Rudd…

Cenię Rudda wysoko jako premiera i dyplomatę, jednak sposób, w jaki wpadł w tę niewyrafinowaną pułapkę, pozostawię bez komentarza…

Wreszcie, wiele lat temu byłem na Tasmanii. Dopiero co poznany, nieco podpity mężczyzna w średnim wieku o imieniu Igor nalegał, abym przysiadł się do niego i jego kumpli w przytulnym barze na czwartym piętrze hotelu. „Ja etnolog – przedstawił się – więc widziałem te pikniki i krokodyle na Tasmanii, to bardzo interesujące!”. To był już bardzo rosyjski sposób rozmowy. „Czym się zajmujesz?” – zapytał. „Jestem pisarzem”. „Yyy, macie w Australii jakichś wielkich pisarzy?”. „No cóż” – zacząłem, nie chcąc interpretować zbyt postmodernistycznie znaczenia słowa ‘wielki’. – Wielkich? No, na przykład Patrick White” [australijski prozaik, laureat Nagrody Nobla – przyp. red.]. Myślałem także o Helen Garner [ceniona australijska powieściopisarka – przyp. red.], ale w tych okolicznościach zdecydowałem się jej nie wymieniać. „Nigdy o nim nie słyszałem” – odparł Igor, przełykając duszkiem zatrważającą ilość wódki. „A wy?”. Jego kumple zaprzeczyli. „Widzisz? Macie ten problem, że nie ma żadnych wielkich Australijczyków. Wymienisz chociaż jednego?”. Wstrzymałem oddech. Może wymienić Kylie Minogue? „No więc” – zacząłem; gdzieś wcześniej kołatało mi po głowie jakieś odpowiednie nazwisko, ale nagle miałem w niej całkowitą pustkę. „W Rosji mamy dużo wielkich pisarzy, dużo wielkich poetów, wielkich naukowców i wielkich technologów. Mój dziadek, nawiasem mówiąc, był księciem. Są u was książęta?”. „Książęta jako tacy, nie” – odparłem. „Rosja to był kiedyś wielki kraj” – ciągnął Igor, a jego kumple w milczeniu mądrze potakiwali głowami. – „Bardzo wielki. Wszechmocny kraj. A teraz cały w ruinie. Teraz muszę mieć wizę, aby odwiedzić własnego brata w Kijowie!”. W tym momencie zasnął głęboko, przechylając się pod niebezpiecznym kątem razem ze swoim krzesłem. Kumple podnieśli go, lekko postękując mu w ucho. „Najsilniejszy naród na Ziemi!” – wybuchnął nagle Igor, powracając do swoich żalów. – „Nie można tego powiedzieć o Australii!”.

Zacząłem od tych przypowiastek, ponieważ pragnę lepiej przedstawić rosyjskie podejście do stosunków międzynarodowych. Jeśli poprosi się Rosjan, aby jednym słowem podsumowali swój kraj, otrzyma się różne odpowiedzi. Powszechnie słyszy się słowo „daremny”, innym jest rosyjski wyraz krajnieckij, które oznacza „charakteryzujący się skrajnościami”. Jednak jak wynika z moich doświadczeń, najpopularniejsza odpowiedź to wielikaja. Rosja jest wielka. To nie jest zwykły kraj, nie można jej mierzyć zwykłą miarą. Co składa się na jej wielkość? Jak ją zdefiniować? Rosjanie powiedzieliby, że są wielką potęgą. Tutaj wracamy do interesującej kwestii językowej, ponieważ po rosyjsku „wielka potęga” to wielikaja dierżawa. A dierżawa pochodzi od słowa oznaczającego „chwytać, łapać”. Dierży jewo! – „Łapać go!”. Wielka potęga to potęga, która ma możliwość chwytania innych krajów i trzymania ich. Dierżat’ – znaczy właśnie to. Tak właśnie w rosyjskiej umysłowości wygląda pojęcie wielkiej potęgi: podporządkuję sobie ciebie. Zgodnie z tym poglądem istnieją tylko dwa rodzaje krajów: wielkie i reszta.

Są takie słowa w starej irlandzkiej piosence ludowej: „Anglicy nam chłopców z domu zabrali / Kraj mały może być swobodnym”. Myślenie, że małe kraje mają prawo do wolności, przeczy rosyjskiemu przekonaniu, które głosi: „Wielkie potęgi mają prawo wpływać na kraje wokół siebie, by zapewnić swoje własne prawnie uzasadnione bezpieczeństwo”. Według starego rosyjskiego powiedzenia „jedyna bezpieczna granica jest obsadzona przez rosyjskich żołnierzy z obu stron”. Wielu Rosjan odczuwa obecnie, jak sądzę, bardzo boleśnie utratę imperium, jak przypuszczalnie swego czasu Brytyjczycy czy inne narody imperialne. Wielu trudno pogodzić się z tym, że Związek Radziecki rozpadł się nie z powodu jakiegoś spisku CIA, tylko na skutek swoich własnych wewnętrznych sprzeczności, co zwłaszcza dzisiaj widać bardzo wyraźnie. A jako że ktoś musi być winny, więc obwiniają nas, czyli świat zachodni.

Takie rozumienie wielkich potęg jest kluczowe dla zrozumienia rosyjskiej polityki zagranicznej wobec każdego: USA, Chin, Indii czy Europy.

Następna sprawa: Władimir Putin jest człowiekiem o wielu rysach. Myślę, że to nietuzinkowy i bardzo utalentowany człowiek, choć nie chciałbym, żeby zabrzmiało to niewłaściwie. Wielką skazą na budowanym przez niego wizerunku jest oczywiście to, że był oficerem KGB. Był, jak o nim mówią, człowiekiem z ulicy. Trzykrotnie próbował dołączyć do KGB i dwa razy powiedziano mu, że nie przyjmują takich jak on. Jednak w końcu mu się udało. Świetnie zna sztuki walki, został wspaniale wyszkolony, gdy chodzi o kontrolę umysłu czy zapamiętywanie – ma fotograficzną pamięć i znakomicie umie postępować z ludźmi, potrafi się zmieniać.

W pewien sposób zrobił wrażenie na George’u Bushu, trochę jak w przypadku Ławrowa i Kevina Rudda. Kiedy Putin spotkał się z Bushem, miał na szyi krzyżyk, na co prezydent USA zwrócił uwagę. Putin opowiedział mu wówczas historię o pożarze, jaki wybuchł przed laty w jego daczy pod Leningradem; ów krzyżyk, znaleziony w zgliszczach, należał do jego matki i dlatego od tamtej pory zdecydował się go nosić. Bush mówił później: „Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem jego duszę”.

Ale Władimir Putin jest oficerem KGB. To bardzo ważne. Należy zrozumieć różnicę pomiędzy KGB a CIA czy ASIS [Australian Secret Intelligence Service – Australijska Tajna Służba Wywiadowcza]. KGB jest organizacją wojskową, oficer KGB ma prawo nosić broń. Gdy Putin spotkał obecnego kanclerza Australijskiego Uniwersytetu Narodowego (ANU), Garetha Evansa, ten zapytał go „Jakie ma pan wykształcenie?”. Putin odparł: Ja wojennyj cziełowiek – „Jestem wojskowym”. „Mógłby pan powiedzieć, z jakich sił zbrojnych?”. „Nie wolno mi udzielać tej informacji”.

Chodzi tutaj o to: każdy, kto miał do czynienia z obronnością, wie, że jest coś szczególnego w wojskowym sposobie myślenia. Charakterystyczne dla tego rozumowania jest między innymi to, że w mniemaniu wojskowych istnieje techniczne rozwiązanie każdego problemu. Tymczasem dyplomata bardzo często powie, że technicznego rozwiązania nie ma. Rozwiązanie techniczne oczywiście obejmuje wojnę, ale dyplomata powie: „Nie, my musimy negocjować”.

Autor tekstu jest wykładowcą Centrum Studiów Europejskich w Australian National University. Od 1981 r. służył w dyplomacji australijskiej, między innymi na placówkach w Warszawie, Moskwie i Pekinie. Przebywał również na studiach w Krakowie. Jest ekspertem ds. międzynarodowych i zajmuje się w szczególności Polską, Rosją i Chinami.

Tłum. Anna Makowska


Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

 

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum