Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Czy Adolf Hitler stał się śmieszny?

Aktualności

24.09.2013 15:08

Helge Schneider jako Adolf Hitler w niemieckim filmie „Mein Führer – Die wirklich wahrste Wahrheit über Adolf Hitler“ (Adolf H. – Ja Wam pokażę), który przedstawia tyrana jako starego, zmęczonego człowieka, który stracił zapał do życia i pracy. Helge Schneider jako Adolf Hitler w niemieckim filmie „Mein Führer – Die wirklich wahrste Wahrheit über Adolf Hitler“ (Adolf H. – Ja Wam pokażę), który przedstawia tyrana jako starego, zmęczonego człowieka, który stracił zapał do życia i pracy. Wesoła muzyczka leci w tle, kamera przenosi się z panoramy Berlina do ciemnego budynku, w którym tylko przez jedno okno wypada światło. Tam, w wannie, przez której brzegi przelewa się piana, siedzi Adolf Hitler. Ma karykaturalnie wielki nos, ale dosyć poczciwy, lekko zagubiony wyraz twarzy. Głaska swojego pieska, który razem z nim siedzi w pianie. Adolf zaczyna śpiewać prostą piosenkę o tym, jak to wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu i cały świat go zdradził: Straciłem Luftwaffe, Wehrmacht i marynarkę wojenną, tak oto II wojna światowa przestała mnie bawić.
Ten animowany klip muzyczny trwa niecałe trzy minuty, ale pośród internautów niemieckojęzycznych zrobił wielką furorę i był przez nich oglądany kilka milionów razy, każdorazowo wywołując gigantyczne salwy śmiechu. Faktycznie, filmik, którego twórcą jest niemiecki autor komiksów Walter Moers, przedstawia Hitlera w tak absurdalnej sytuacji, że trudno przynajmniej pod nosem się nie uśmiechnąć. Zresztą Moers na tych parodiach Hitlera zbudował swoją karierę, zaczynając od komiksów.
Z drugiej strony jednak warto zastanowić się głębiej nad sytuacją, z której tak naprawdę tutaj się śmiejemy. Hitler w berlińskim tzw. Führerbunker (bunkier wodza) spędził ostatnie dni swojego życia, kiedy wojna dla Niemców już od dawna była przegrana, a on sam musiał się chować przed coraz częstszymi nalotami na Berlin. Od września 1939 roku do maja 1945 roku z powodu decyzji tego człowieka zginęło na świecie ponad 70 milionów osób, w tym 6 milionów Polaków, przez co nasza Ojczyzna straciła 20% swoich obywateli, w tym zdecydowaną większość młodych mężczyzn. Jak wiadomo, Niemcy wybudowali liczne obozy zagłady, a w nich dokonali ludobójstwa licznych narodów w nieznanej dotąd skali. Polska utraciła niezliczoną ilość dzieł sztuki znajdujących się w kraju przed wybuchem wojny, połowa terytorium przeszła w ręce ZSRR i blisko 40% majątku narodowego zostało skradzione albo zniszczone. Na świat, Europę i Polskę tę zagładę sprowadził właśnie Adolf Hitler. Śmieszny facet?
Niemniej, dzisiaj w sztuce i przede wszystkim w popkulturze dyktator III Rzeszy coraz częściej jest parodiowany i przedstawiany jako powód do śmiechu, rzadziej zaś jako monstrum czy bezlitosny despota, powód do przeżywania grozy. Z jednej strony na pewno upływ czasu i fakt, że kolejne pokolenia nie mają już żadnej bezpośredniej styczności z III Rzeszą, a wiedza historyczna jest tak słaba, jak jest, powoduje, iż 25% niemieckiej młodzieży twierdzi, że czas narodowego socjalizmu nie był dyktaturą. Kolejne 25% nie ma pojęcia, czy za rządów Hitlera panowała demokracja, czy dyktatura (badania przeprowadzone z inicjatywy rządu niemieckiego w 2011 roku). Z drugiej strony stopniowo oddalana jest w niebyt odpowiedzialność Niemców za II wojnę światową. Dowodził tego niedawno na łamach naszego miesięcznika prof. Krzysztof Szczerski: Najpierw było przywołanie historii dobrych Niemców. (…) Powolutku uczyniono krok drugi, mianowicie ogłoszono tezę, że wojna jest złem samym w sobie i wszyscy są ofiarami wojny. Trzeci krok to oddzielenie Niemców od nazistów i pokazanie, że Niemcy były okupowane przez nazistów. Potem było powiedzenie, że wojna wojną, ale trauma zaczęła się na dobre dopiero po wojnie, bo doszło do odwetu na Niemcach. I tu pojawia się cała narracja wypędzonych („WPiS” nr 4/30). Emisja filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” w TVP tylko potwierdza ten rozwój wydarzeń.

Charlie Chaplin jako tytułowa postać w wyreżyserowanym przez siebie filmie „Dyktator” z 1940 r. Realizując ten obraz Chaplin nie znał skali ludobójczych zbrodni Hitlera. Charlie Chaplin jako tytułowa postać w wyreżyserowanym przez siebie filmie „Dyktator” z 1940 r. Realizując ten obraz Chaplin nie znał skali ludobójczych zbrodni Hitlera. Przyjrzyjmy się jednak roli Hitlera w sztuce, która wcale się nie ogranicza do produkcji z ostatnich lat. Jeszcze za życia dyktatora był on bohaterem wielu dzieł. Poza tymi, które powstały w Niemczech lat 1933-1945 i oczywiście jako element propagandy przedstawiały Hitlera w jak najlepszym świetle – a pod względem artystycznym kultura III Rzeszy stała na niskim poziomie – to artyści wówczas odnosili się bardzo krytycznie do Führera.
Wybitnym przykładem tego jest dramat Bertolta Brechta „Kariera Artura Ui”, który niemiecki dramaturg napisał w 1941 r., będąc na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Akcja dzieje się w Chicago lat 30. (autor chciał uczynić sztukę bardziej przystępną dla widzów amerykańskich). Brecht w formie paraboli ukazuje dojście do władzy małego gangstera, który wykorzystuje bierność lokalnych polityków oraz kryzys gospodarczy, aby stworzyć swoje własne imperium. Przez całą sztukę ciągną się liczne aluzje do postaci Hitlera i sytuacji w Niemczech, a pod pseudonimami pojawiają się także Goebbels, Göring czy Hindenburg. Dla współczesnych odbiorców przekaz był całkowicie jasny. Ważny jest także tytuł, niestety fatalnie oddany w polskim tłumaczeniu. W oryginale dzieło nazywa się bowiem „Der aufhaltsame Aufstieg des Arturo Ui”, czyli „Powstrzymywalny awans Artura Ui” i wokół tego Brecht buduje tezę swojego dramatu: że odpowiedzialność za dojście do władzy Hitlera ciąży na politykach i narodzie niemieckim, że w gruncie rzeczy Hitlera łatwo było powstrzymać, tylko prawie nikt nie chciał tego zrobić.
Przykład sztuki Brechta jest o tyle ciekawy, że tak naprawdę mamy do czynienia z komedią i wiele jest scen, w których śmiejemy się z Artura Ui (czyli Hitlera). Podobnie ma się rzecz z bodaj najbardziej znaną adaptacją artystyczną niemieckiego despoty – w filmie Charliego Chaplina „Dyktator”. Najsłynniejszy komik w historii filmu wciela się tutaj w rolę Antona Hynkela, dyktatora Tomanii, przy czym aluzje do realnego pierwowzoru są również jednoznaczne. Obraz powstał w 1940 roku, a scena, w której tytułowy dyktator rozmarzony bawi się wielkim globusem, należy do najbardziej rozpoznawalnych w kinematografii. Film jest niebywale śmieszny, ale prasa amerykańska już wtedy krytykowała, że Chaplin poruszył temat, z którego nie powinno się śmiać. Reżyser i odtwórca głównej roli zresztą kilka lat później sam przyznał: Gdybym wiedział o okrucieństwie w niemieckich obozach koncentracyjnych, nie byłbym w stanie nakręcić „Dyktatora” ani się śmiać z morderczego obłędu narodowych socjalistów. Brecht także musiał się tłumaczyć ze swojego dzieła, ale berliński dramaturg uważał, że ośmieszając Hitlera ujmie mu powagi, a ludzie zobaczą w nim okrutnego szaleńca i obłudnika zamiast wielkiego Führera III Rzeszy.
Jest jeszcze jeden istotny element w ocenie tych dzieł, który usprawiedliwia użycie humoru w odniesieniu do tak trudnego tematu. Zarówno film Chaplina, jak i dramat Brechta zawierają...

Jest to tylko część artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 10/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum