Autor artykułu, profesor Krzysztof Szczerski, laureat Głównej Nagrody Prometejskiej im. Lecha Kaczyńskiego. Gala portalu Niezależna.pl w Galerii Porczyńskich. Warszawa 26 września 2019 r. Fot. Igor Smirnow/KPRP
Suwerenna polityka zagraniczna
jako bezpośrednia sukcesja po Lechu Kaczyńskim
Członkostwo w Unii winno być
służebne wobec narodowego interesu
Prof. Krzysztof Szczerski
Prezydent prof. Lech Kaczyński był mężem stanu. To prosta prawda, z którą tak wielu z zaciekłością walczyło za jego życia i z równie wielką determinacją, a czasami nawet wzrastającą zapalczywością, także po jego tragicznej śmierci.
Jest rzeczą charakterystyczną, że ludzie wielkiej sprawy osobiście są bardzo skromni i w bezpośrednim kontakcie nie potrzebują żadnych sztucznych „majestatów”. Jednocześnie siłą swej osobowości i przenikliwością rozumu powodują, u osób dobrej woli, naturalny szacunek i wzbudzają poczucie autorytetu. Tak zapamiętałem śp. Prezydenta, z którym miałem kilka okazji do dłuższej rozmowy podczas wypełniania przeze mnie obowiązków wiceministra spraw zagranicznych w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Nie było tych okazji aż tak wiele, bym dziś mógł uczciwie powiedzieć, że należałem do bliskiego kręgu jego współpracowników, ale może dlatego mogę dziś, poza osobistymi wspomnieniami, spojrzeć na tamtą prezydenturę także z perspektywy analizy politycznej.
Nota bene, gdy dziś znamy losy niektórych osób zawdzięczających całą swą polityczną pozycję osobistemu zaangażowaniu i patronatowi Prezydenta Kaczyńskiego, które prezentowały się jako jego wychowankowie czy wręcz przyjaciele, a teraz – tylko po to, by znów zostać posłami – przyłączyły się do partii tych, którzy domagają się usunięcia jego sarkofagu z podziemi Katedry Wawelskiej, to daje nam to do myślenia o środowisku, w ramach którego dokonywał swych dzieł Lech Kaczyński. Nie było to, jak widać, środowisko ludzi bezinteresownie lojalnych, prawdziwych i oddanych. Tym bardziej należy docenić jego osiągnięcia i fakt, jak bardzo wyrastał on ponad otoczenie, z którym przyszło mu pracować.
Na tym tle wyróżnić należy oczywiście obecnego Prezydenta – Andrzeja Dudę, który wielokrotnie i z osobistym żarem wspomina okres pracy z prof. Lechem Kaczyńskim, uważając się, słusznie, za kontynuatora i spadkobiercę jego dorobku. W tym sensie możemy spojrzeć na politykę zagraniczną polskich prezydentów ostatnich lat jako na dwuetapowy proces tworzenia jej założeń. Pierwszy z lat 2005–2010, czyli za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, i drugi – od roku 2015, za prezydentury Andrzeja Dudy. Za niekorzystny dla naszych interesów trzeba określić interwał lat 2010–2015, okres bezwartościowego z tego punktu widzenia sprawowania urzędu przez Bronisława Komorowskiego.
Jest dla mnie wielkim osobistym zobowiązaniem, ale i źródłem satysfakcji, że w tym drugim okresie mogę od pięciu lat u boku Prezydenta Andrzeja Dudy prowadzić sprawy międzynarodowe Polski z założeniem wypełniania testamentu politycznego prof. Lecha Kaczyńskiego.
Nie ukrywam, że do końca życia zapamiętam moment, gdy odbierałem we wrześniu 2019 roku główną Nagrodę Prometejską im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przyznaną przez kapitułę pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego za wkład w ideę Trójmorza jako realizującą myśl strategiczną śp. Prezydenta. Wcześniej mogłem w jednej z publikacji przeczytać, że „Lech Kaczyński już na początku swojej prezydentury zdefiniował, a później realizował na poziomie politycznym, to, co kilka lat później na poziomie naukowym polscy badacze stosunków międzynarodowych i nauk politycznych określili jako paradygmat neo-geopolityczny. Naukowcy skupieni wokół Krzysztofa Szczerskiego, bo to oni są pionierami szkoły neo-geo, uznali, że współczesna polityka globalna w znacznym stopniu opiera się na (…) zmiennej, poddanej grze interesów, dyskursywnej i politycznie ustanawianej równowadze sił, potencjałów i sojuszy, abstrahującej nieco od rzeczywistych relacji przestrzennych [inaczej niż w klasycznej geopolityce]” (cyt. za S. Cenckiewicz, A. Chmielecki, Prezydent. Lech Kaczyński 2005–2010).
Jest tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej
Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.