Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

NAJPIERW OBYWATELE I WARTOŚCI, POTEM POLITYKA

Aktualności

25.09.2017 15:45

Prof. Krzysztof Szczerski, Szef Gabinetu Prezydenta RP, sekretarz stanu odpowiedzialny za politykę zagraniczną: Głównym problemem, z jakim mierzy się dziś Europa, jest brak efektywności w polityce europejskiej. Fot. Michał Klag Prof. Krzysztof Szczerski, Szef Gabinetu Prezydenta RP, sekretarz stanu odpowiedzialny za politykę zagraniczną: Głównym problemem, z jakim mierzy się dziś Europa, jest brak efektywności w polityce europejskiej. Fot. Michał Klag

Podział na centrum i peryferie to zaprzeczenie idei wspólnoty europejskiej

 

Prof. Krzysztof Szczerski, Szef Gabinetu Prezydenta RP

 

Dyplomacja potrzebuje merytorycznej debaty, a nade wszystko ugruntowanych i wyważonych argumentów. Jest tak zwłaszcza dzisiaj, gdy europejska wspólnota przeżywa kryzys i staje przed coraz poważniejszymi wyzwaniami. Emocje zbyt często biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Ostre słowa i radykalne oceny zastępują chłodną, spokojną analizę rzeczywistości.

Głównym, w moim przekonaniu, problemem, z jakim mierzy się dziś Europa, jest brak efektywności w polityce europejskiej. To oznacza niezdolność do sprostania oczekiwaniom obywateli Unii. Europa na powrót musi stać się odpowiedzią, a nie znakiem zapytania.
Na efektywnie prowadzoną politykę składają się dwa podstawowe elementy. Po pierwsze, poprawnie sporządzona diagnoza problemu, który chcemy rozwiązać. Po drugie, właściwie dobrane narzędzia, za pomocą których chcemy to zrobić i zabezpieczyć rezultaty naszych działań. Doświadczenie uczy, że Europa przeżywała swoją świetność w okresie, w którym polityczni przywódcy potrafili trafnie rozpoznawać problemy i umiejętnie na nie odpowiadać. Kryzysy, podziały, wojny – wszystko to brało się natomiast z fałszywych diagnoz, niewłaściwej reakcji bądź też z jej braku.

Z czego mogą wynikać takie błędy? Dostrzegam dwa zasadniczo odrębne ich źródła. Pierwszym z nich są złe, fałszywe ideologie, które w polityce polegają bądź na myśleniu utopijnym, bądź też na myśleniu życzeniowym. Wbrew pozorom nie są to zjawiska tożsame. Utopia nakazuje naginać ramy rzeczywistości do ściśle określonego w teorii kształtu, co często wiąże się z brutalną ingerencją w naturalny bieg ludzkich spraw. Życzenia natomiast pożerają rzeczywistość, czyli świat postulowany, wyobrażony, brany jest za świat realny.

Populizm i ideologie

Źródłem fałszywych diagnoz i błędnych działań w polityce jest bardzo często populizm. Polega on na świadomym wyjaskrawianiu obrazu rzeczywistości bądź stosowaniu uproszczonych rozwiązań, tak by zyskać społeczną aprobatę, nie ukazując społeczeństwu całej prawdy. Jest więc zabiegiem socjotechnicznym, stosowanym z rozmysłem i zorientowanym na realizację konkretnego celu politycznego.

Ideologie rodzą się wtedy, gdy zanikają wartości, a w ich miejsce wkracza polityka. Złe ideologie i populizm – każde z tych zjawisk dotyka także dziś politykę europejską, zniekształcając obraz rzeczywistości i skłaniając decydentów do błędnych rozwiązań. Ideologie i populizm nie są nigdy transparentne i nie poddają się weryfikacji. Nie są też szaleństwem, jak by się mogło wydawać. Stoją za nimi przeważnie ukryte interesy i konkretne cele polityczne czy gospodarcze. Ideologie i populizm dlatego są właśnie cyniczne.

Historia uczy i podaje przykłady, kiedy politycy porzucali wartości i zdrowy rozsądek i uciekali się do ideologii i populizmu. Wszyscy zgodzimy się, wiemy to przecież dobrze, że rzeczywistym problemem Republiki Weimarskiej nie byli Żydzi, zaś główną bolączką carskiej Rosji – obszarnicy, klasa średnia czy kapitalizm. Polityka, jaka wówczas prowadzona była w Niemczech czy w Rosji, oparta została na ideologii i populizmie, to był wybór złej drogi.

Jestem głęboko przekonany, że – w sposób analogiczny – dziś nie możemy sobie pozwolić, by zejść z drogi wartości i rozumu w kierunku ideologii i populizmu.

Dlatego chcę powiedzieć jasno: w Europie nie wolno szukać przeciwników tam, gdzie ich nie ma, nie wolno dzielić tych, którzy powinni działać razem, nie wolno odbudowywać stereotypów, które niszczą szacunek dla innych narodów, nie wolno uważać, że wie się lepiej bez wysłuchania i zrozumienia opinii innych. Nie można uznawać siebie za lepszych wobec innych, których uznajemy za gorszych.

Dopowiem wprost: problemem współczesnej Europy nie są ani pracownicy ze środkowej Europy, którzy szukają zatrudnienia na wspólnym rynku, ani nie są nim narody, które chcą działać w ramach własnych państw, we własnej kulturze i własnym porządku społecznym. Szukanie uproszczonych odpowiedzi na wyzwania nie przystoi wielkim przywódcom i elitom wielkich państw.

Trudno rozstrzygnąć, na ile ta fałszywa diagnoza wynika z niezrozumienia momentu dziejowego, w którym znalazła się dziś Europa, na ile zaś podyktowana jest chęcią realizacji tu i ówdzie określonych, doraźnych celów politycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że prowadzi ona wielu polityków do działań sprzecznych z podstawowymi i rzeczywistymi interesami europejskich społeczeństw i wspólnoty Europy. Nie ma bowiem nic złego w tym, że społeczeństwa posiadają narodową identyfikację i chcą w oparciu o nią budować niezależne wspólnoty polityczne, demokrację i ład w swoim państwie. Pragnienie zachowania tego, co własne i swoiste nie jest wrogim nacjonalizmem. Wrogi Europie jest natomiast protekcjonizm, czyli interes gospodarczy skierowany przeciwko innym. To jest dzisiaj wyzwanie, które można nazwać prawdziwie złym nacjonalizmem.

Polityka europejska przeżywała swoją wielkość w czasie, w którym przywódcy potrafili realistycznie, bez emocji i uprzedzeń, oceniać bieżącą sytuację, zachowując wierność tym wartościom, które od wieków uznawane były za nadrzędne wobec bieżącej pragmatyki politycznej. Właśnie na tych podstawach opierał się wielki sukces integracji europejskiej po zakończeniu II wojny światowej. Głęboko przekonani o chrześcijańskiej tożsamości Europy politycy, tacy jak Konrad Adenauer czy Alcide De Gasperi albo Robert Schuman, dokonali poprawnej analizy realnych problemów Europy Zachodniej i znaleźli wobec nich właściwą odpowiedź. Fenomen integracji europejskiej, który do dziś nie przestaje mnie naukowo fascynować (od początku mojej naukowej kariery zajmowałem się dynamiką systemu europejskiego), polega na tym, że była ona ideowa (ale nie ideologiczna), a zarazem nadzwyczaj pragmatyczna. Opierała się bowiem na chrześcijańskiej koncepcji miłosierdzia jako nośniku wrażliwości społecznej, na wybaczaniu, ale nie na zapominaniu, a jednocześnie zbudowała trwałe i efektywne narzędzia ekonomicznej współpracy pomiędzy państwami. To właśnie te fundamenty zapewniły zachodniej części Europy dynamiczny rozwój na następne dziesięciolecia. Zachodniej, bo tak naprawdę Europa zjednoczyła się w 2004 roku. Integrowała się od Traktatu Paryskiego (1951) i Traktatów Rzymskich (1957), ale zjednoczyła się w 2004 roku.

Obywatele, wartości, polityka

Doświadczenie integracji europejskiej po 1945 roku przekonuje, że kolejne pokolenia politycznych przywódców Europy stają każdorazowo przed podobnym wyzwaniem. Jest nim wyjście naprzeciw realnym potrzebom obywateli oraz zachowanie tych wartości, które stanowią fundamenty porządku społecznego czy międzynarodowego. Wartości, których polityka nie może naruszać, ponieważ są przedpolityczne. Polityka powinna więc służyć obywatelom, szanując przy tym określone, sprawdzone wartości. W tej triadzie – obywatele, wartości, polityka – jest ona ostatnia, a nie pierwsza.

Wszystkim, którzy są gotowi kwestionować ten pogląd, proponuję intelektualny eksperyment polegający na odwróceniu zaprezentowanego tu porządku hierarchii w tej triadzie. Wtedy trzeba uznać, że obywatele mogą służyć określonym celom politycznym, że polityka jest przed obywatelami, a to prosta droga do totalitaryzmu, jaki znamy choćby z doświadczenia III Rzeszy czy komunistycznej Rosji. Nieprzypadkowo podaję tu przykłady zagraniczne, bo w tradycji ustrojowej mojej Ojczyzny obce jest podporządkowanie społeczeństwa państwu. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że totalitaryzm funkcjonował na ziemiach polskich wyłącznie w czasie zaborów i okupacji, zewnętrznego panowania, a zatem w rezultacie zewnętrznej agresji, która de facto zlikwidowała suwerenne państwo polskie. Ile razy państwo polskie odradzało się, odradzała się wolność na ziemiach polskich.

Idąc dalej, rozważmy przekonanie, że polityka dominuje nad sferą wartości, którymi można swobodnie manipulować. To jest równoznaczne z afirmacją populizmu. To podkopanie fundamentów porządku społecznego i uznanych zasad współpracy pomiędzy narodami dla celów bieżących, dyktowanych przez polityczny pragmatyzm. To zaś nigdy nie kończy się dobrze, o czym wiemy z historii. Relatywizacja wartości poprzez odebranie im ich nadrzędnego znaczenia wpycha nas w aksjologiczną pustkę. Mechanizm ten znakomicie opisał urodzony w Toruniu Hermann Rauschning w swojej głośnej książce pt. „Rewolucja nihilizmu”.

Powyższe uwagi nie są wyłącznie akademickim teoretyzowaniem. Popatrzmy na politykę europejską dzisiaj. Jak na dłoni widać w niej odwrócenie powyższej hierarchii, choć na szczęście nie przybiera ono jeszcze radykalnych form. Europejska polityka cierpi dzisiaj na kryzys, który wywołany jest brakiem zdolności do odpowiedzi na potrzeby obywateli. Mają oni – i mogą mieć – poczucie, że Unia Europejska nie jest dzisiaj dla nich źródłem bezpieczeństwa i wolności, co miała zapewniać. Zarówno bezpieczeństwa fizycznego, życiowego, jak i tego ekonomicznego. A to ono było przecież podstawowym celem Wspólnoty.

Przykłady? Dwa są szczególnie wyraziste. Pierwszy to najnowsze dzieje strefy euro. Przekonywano, że wspólna waluta jest narzędziem ekonomicznego bezpieczeństwa, panaceum na gospodarczą stabilność. Oddajemy mechanizmy bezpieczeństwa ekonomicznego, które mamy w narodowych instrumentach, likwidujemy narodowe banki centralne, w zamian za to uzyskujemy gwarancję bezpieczeństwa jakoby wyższego rzędu, gwarancje od strefy euro oraz od Unii jako całości. Niestety, kryzys ekonomiczny zapoczątkowany w 2008 roku zburzył tę wizję niczym domek z kart. Okazało się, że strefa euro nie jest obszarem zdolnym do utrzymania wewnętrznej stabilności w sytuacji kryzysowej i wyjątkowej, a słabsze gospodarczo państwa tej strefy płacą za to bardzo wysoką cenę: bezrobocie, cięcia budżetowe i idąca za tym frustracja społeczna. Nie rozstrzygam, kto był czemu winny, mówię o skutkach. Gwarancja bezpieczeństwa, ta wspólna, okazała się dla krajów słabszych gwarancją niebezpieczeństwa.

Uznajemy zatem dzisiaj prawo i potrzebę reformy strefy euro. Będziemy sprzyjać wysiłkom reformatorskim strefy euro. Ale są tego dwa warunki. Po pierwsze, reforma ta nie może stworzyć dodatkowych nacisków politycznych na kraje spoza tej strefy, nie może być narzędziem nacisku, w tym ekonomicznego, na decyzję polityczną innych państw o wejściu do strefy. Po drugie, reforma strefy euro nie może tworzyć dodatkowych barier wewnątrz Unii Europejskiej, czyli trwale instytucjonalnie podzielić Europy. Jeśli się będzie odbywała w warunkach wspólnoty europejskiej, jest ona potrzebna i zapewne konieczna, ale tylko wewnątrz jednej Europy, a nie poprzez tworzenie trwałych instytucjonalnych, kolejnych podziałów w Unii Europejskiej. I nie poprzez wzrost kosztów wejścia do tej strefy.

Drugim ilustratywnym przykładem braku bezpieczeństwa jest oczywiście kryzys imigracyjny. To jest pewnie dzisiaj główne źródło niepokoju europejskich społeczeństw. Nie mamy dzisiaj w UE mechanizmów zapewnienia bezpieczeństwa wobec tego kryzysu. I to też była jedna z obietnic dla każdego społeczeństwa, którego państwo wkraczało do UE, że będziemy bezpieczniejsi, budując wspólną Europę, także w sensie bezpieczeństwa życiowego i bezpieczeństwa granic. Dzisiaj tak nie jest i dlatego uważamy, że trzeba zrobić wszystko, żeby wypracować efektywne instrumenty zażegnania kryzysu imigracyjnego. Chodzi tu szczególnie o działania poza UE, o likwidowanie źródeł imigracji, a nie tylko jej skutków. Chcemy ściśle współpracować z państwami, które mogą i powinny być dzisiaj naszymi partnerami w takiej polityce.

Naszym obowiązkiem jest zagwarantowanie wszystkim tym, którzy są uchodźcami z terenów wojennych, możliwości powrotu do swojego miejsca urodzenia i wychowania. Nie możemy być cichymi współpracownikami tych, którzy wypędzają tych ludzi z ich domów. Mamy obowiązek zapewnić im powrót tam, skąd zostali wypędzeni, wygnani przez wojnę, przez nietolerancję religijną i etniczną. Dlatego musimy pracować na rzecz pokoju, zakończenia wojny. Każda migracja, każda fala uchodźców ma swoje źródło, a jeśli tak, to znaczy, że rzeka imigrantów może być zatrzymana tylko przez likwidację tych źródeł.

Hierarchizacja Unii

Nas w Polsce najbardziej boli to, jak dzisiaj łatwo w Europie relatywizuje się wartości. Populizm prowadzi wielu przywódców na pozycje, z których podważają oni wspólny europejski rynek. Jak bowiem inaczej traktować tezę o „socjalnym dumpingu”, stosowanym rzekomo przez niektóre państwa, w tym również i Polskę? Tak jak przed rozszerzeniem UE w 2004 roku, usiłuje się dziś używać tych samych argumentów, bazujących na skrajnych uproszczeniach i całkowicie fałszywym opisie Europy Środkowej. Co więcej, instrumentalizując tę wartość, którą we współczesnej Europie niewątpliwie jest demokracja i rządy prawa, pojawia się absurdalny pogląd, że po wschodniej stronie Odry, w moim państwie, są one zagrożone. Zastanawia mnie, dlaczego te z gruntu fałszywe i niesprawiedliwe oceny – mówię to z żalem – prezentowane są także w Niemczech, i to z coraz wyraźniejszym nasileniem. Przecież olbrzymim atutem Republiki Federalnej była zawsze doskonała znajomość naszej części Europy.

Braliśmy z Niemiec przykład, budując podstawy naszej kompetencji w polityce po 1989 roku. Dziś mamy tę satysfakcję, że nigdy nie przedstawialiśmy sytuacji za naszymi granicami w sposób populistyczny, nierzetelny i stereotypowy. Staraliśmy się zawsze oceniać ją uczciwie i rzetelnie. Uważamy, że jesteśmy kompetentni w dyskusji o sprawach ukraińskich czy o problemach polityki rosyjskiej. Także i dzisiaj, kiedy szykujemy się do objęcia niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, rozwijamy narzędzia służące poprawnej diagnozie sytuacji w innych częściach świata. Jestem przekonany, że wiele krajów uważa, że to właśnie głos niemiecki w sprawach polskich jest i powinien być oparty na rzetelnej analizie sytuacji, a nie na populizmie i stereotypach. Nasze spotkanie w DGAP powinno temu służyć.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum