Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Bratanki polsko-węgierskie i bracia brukselscy

Aktualności

22.11.2016 10:42

Przy trumnie króla Stefana Batorego w krypcie królewskiej na Wawelu 23 października 2016 r. Na wprost stoją od lewej: poseł Janusz Szewczak, konsul generalna Węgier prof. Adrienne Körmendy, węgierski minister zasobów ludzkich Miklós Soltés, profesorostwo Janina i Jan Dudowie. Pierwszy z prawej proboszcz Katedry Wawelskiej ks. prał. Zdzisław Sochacki. Fot. Adam Bujak Przy trumnie króla Stefana Batorego w krypcie królewskiej na Wawelu 23 października 2016 r. Na wprost stoją od lewej: poseł Janusz Szewczak, konsul generalna Węgier prof. Adrienne Körmendy, węgierski minister zasobów ludzkich Miklós Soltés, profesorostwo Janina i Jan Dudowie. Pierwszy z prawej proboszcz Katedry Wawelskiej ks. prał. Zdzisław Sochacki. Fot. Adam Bujak

Jolanta Sosnowska

 

Polak, Węgier — dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki,
oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.
Przysłowie polskie i węgierskie

Uczcimy w ten sposób 60. rocznicę wydarzeń w Poznaniu i w Budapeszcie z roku 1956, a tym samym niezmienną solidarność obu narodów w niesieniu wzajemnej pomocy w bardzo trudnych, często i dramatycznych chwilach. Tamte wydarzenia były doskonałym dowodem tej solidarności” – mówił podczas inauguracji obchodów Roku Kultury Węgierskiej w maju tego roku minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Jak wiemy, różnie wyglądają takie „Roki”; ten wszakże jest faktycznie bogaty, nasycony wydarzeniami i – co najważniejsze – serdecznością z obu stron.

Konsulowie

Nie wiem, jak wymiana kulturalna i intensywność kontaktów między „dwoma bratankami” wygląda w innych zakątkach naszego kraju. Na terenie Polski południowej (aż po Wrocław), którą swym zasięgiem terytorialnym obejmuje krakowski konsulat węgierski pod wodzą konsul generalnej prof. Adrienne Körmendy, jest to przyjaźń par excellence. Żeby mówić o przyjaźni między narodami, musimy mieć najpierw do czynienia z przyjaźnią między ludźmi. Nadzwyczaj uprzejma i zawsze uśmiechnięta pani konsul, z zawodu mediewistka, znawczyni historii Polski i Węgier, jest wprost niezmordowana w nawiązywaniu i pielęgnowaniu kontaktów z Polakami, w zapraszaniu i prezentowaniu ciekawych twórców, polityków, naukowców i duchownych, stwarzaniu okazji do wspólnych spotkań, organizowaniu kulturalnych wydarzeń, wystaw, koncertów. Urząd objęła w marcu 2014 r., kiedy po pięciu latach powrócił do podwawelskiego grodu węgierski konsulat, zamknięty w 2009 r. decyzją ówczesnego węgierskiego rządu socjalistów i liberałów. Na szczęście rząd premiera Viktora Orbána zadbał o odwrócenie tamtej niedobrej decyzji.

Warto przypomnieć, że pierwszy konsulat węgierski został otwarty w Krakowie już w 1918 r. Ponowna jego inauguracja po II wojnie światowej nastąpiła jednak dopiero w 1994 r., w czym ogromny udział miał prof. István Kovács, pięknie mówiący po polsku wybitny znawca polskiej literatury, autor książek („Wpis” zamieścił z nim rozmowę w listopadzie 2012 r., w której opowiadał także o swoich ciekawych związkach z młodym Victorem Orbánem). Był konsulem generalnym w Krakowie dwukrotnie, w latach 1994-1995 oraz 1999-2003. Jako pierwszy Węgier został honorowym obywatelem królewskiego miasta. Z jego inicjatywy m.in. odsłoniętych zostało pod Wawelem ponad 20 węgierskich pomników i tablic pamiątkowych. Przed 13 laty powrócił z placówki na Węgry, nadal jednak utrzymuje żywe kontakty z Polską i jest częstym gościem w Krakowie.

Prof. Adrienne Körmendy kontynuuje jego dzieło i prezentuje ten sam styl nie tyle urzędowania, ale życia z nami, Polakami. Kraków jest dla niej miastem bliskim i ważnym z wielu powodów, np. dlatego że „na Wawelu urodził się św. Władysław (László), późniejszy wielki król Węgier, w Krakowie żyły bł. Salomea, żona Kolomana, syna króla węgierskiego Andrzeja II, św. Kinga, córka króla węgierskiego Beli IV a żona polskiego monarchy Bolesława Wstydliwego i wreszcie św. Jadwiga, król (nie królowa!) Polski z Andegawenów, dzielna, mądra i pobożna władczyni. Na Wawelu 1 maja 1576 r. koronowany został na polskiego władcę książę siedmiogrodzki Stefan Batory, który 10 lat później spoczął na wieki w krakowskiej katedrze. Dawniej Akademia Krakowska, przemianowana w 1817 roku na Uniwersytet Jagielloński, była przez wieki głównym ośrodkiem akademickim kształcącym wielu wybitnych przedstawicieli obu naszych narodów. Kraków jest dla nas zawsze stolicą Polski”.

Przy okazji warto dodać, że w polsko-węgierskim przysłowiu o bratankach, które zrodziło się najprawdopodobniej po upadku konfederacji barskiej, kiedy przywódcy powstania znaleźli schronienie na Spiszu, słowo szklanka wcale nie odnosi się do pospolitych hulanek przy dobrym węgierskim winie, tylko do głębokich, patriotycznych rozmów chętnie oczywiście toczonych przy stole.

Sztuka jest jedna…

Dla uczczenia Roku Kultury Węgierskiej oraz Roku Solidarności Polsko-Węgierskiej otwarto w krakowskim Muzeum Narodowym w przeddzień obchodów 60. rocznicy powstania węgierskiego nadzwyczaj ciekawą i bodaj pionierską wystawę „Złoty wiek malarstwa węgierskiego (1836-1936)”. Nigdy wcześniej nie zorganizowano tak bogatej – 89 prac malarskich – i reprezentatywnej dla tego czasu ekspozycji ukazującej dynamizm przemian dokonujących się w naddunajskiej sztuce. Dzieła węgierskiego malarstwa prezentowane były ostatnio w Krakowie przed 15 laty. Warto dodać, że w 2009 r. „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci, będąca dumą krakowskiego Muzeum Książąt Czartoryskich, gościła w Budapeszcie, by uczcić 70-lecie przygarnięcia przez Węgrów Polaków, którzy uciekali przed niemieckim okupantem.

To niezwykle dziwne, że narody tak bliskie sobie duchowo i darzące się tak wielką wzajemną sympatią, w gruncie rzeczy nie za wiele wiedzą o narodowej spuściźnie kulturalnej swych „współbratanków”. W społecznej świadomości Polaków i Węgrów spośród zagranicznych twórców dominują nazwiska zachodnioeuropejskie, znanych powszechnie między innymi dlatego, że po prostu byli – jak byśmy to dziś powiedzieli – lansowani. Czemu nie znamy malarstwa węgierskiego? Bo po prostu nigdy nie było u nas propagowane. Wybitni twórcy Europy Środkowo-Wschodniej nadal pozostają na marginesie zainteresowań mainstreamu. Najwyższy czas to zmienić, tym bardziej że polityczny klimat dla tych zmian jest teraz sprzyjający.

Choćby więc tylko dla lepszego poznania dorobku sztuki węgierskiej wystawa w krakowskim Muzeum Narodowym jest ogromnie ważna. Tym bardziej że otwierające ekspozycję, witające nas portrety znanych postaci, wielce zasłużonych dla budowania węgierskiej tożsamości narodowej – Ferenca Liszta z 1847 r. i hrabiego Istvána Széchenyi z 1848 r. namalowane przez Miklósa Barabása (1810
-1898) oraz „Petöfiego w Mezöberény” z 1849 r. pędzla Somy Orlaia Petricsa (1822-1880) – uderzają w jakże znajome nam tony, skądinąd niezrozumiałe dla sytych społeczeństw Europy Zachodniej, które nie przeżyły jarzma niewoli. Tymczasem nieugięta walka o niepodległość i tożsamość narodową łączy od wieków Polaków i Węgrów. Wydobywają to i podkreślają trafnie dobrane cytaty z wierszy Sándora Petöfiego umieszczone na wystawie obok tych właśnie obrazów:

Dwa zjednoczone macie w nas plemiona

I jakie jeszcze: Węgry a Polacy!

Jakaż potęga zegnie im ramiona,


Gdy w jeden cel mkną jak ptacy?

(„Pułk siedmiogrodzki”)

Pora, Węgrzy, czas, narodzie

Dziś lub nigdy, powstawajcie!

Żyć w niewoli lub w swobodzie


Albo-albo – wybierajcie!

(„Pieśń narodowa”)

W dalszym ciągu tego utworu Sándora Petöfiego padają słowa: Dotąd żyliśmy w kajdanach / Nas pradziady przeklinali / Że w niewolnych śpią kurhanach / Choć za wolność umierali / Przysięgamy, Ty nad nami Boże sam / Nigdy już niewolnikami nie być nam. Do tych właśnie słów poety z 1848 r., wieszcza węgierskiej Wiosny Ludów i adiutanta gen. Józefa Bema, odwołuje się współcześnie premier Viktor Orbàn, zapewniając, że Węgry nigdy już nie zegną przed nikim kolan. Petöfi poległ z rąk Kozaków w bitwie pod Segesvárem w 1848 r., ale wcześniej miał odwagę napisać pod adresem cara Mikołaja I: Możesz przysyłać zbóju w koronie sług płatnych rzesze mnogie. Z ciał ich zbudujem dla ciebie pomost, do piekła ostatnią drogę.

W nurt malarstwa niepodległościowego wpisują się na wystawie także realistyczne obrazy Viktora Madarásza (1830-1917) – powstałe w 1864 r. dzieło „Péter Zrínyi i Ferenc Frangepán w więzieniu w Wiener Neustadt” (obaj zostali tam straceni w 1671 r. za zorganizowanie nieudanego spisku chorwackich i węgierskich możnowładców przeciw absolutystycznej polityce Habsburgów), Pála Vágó (1853-1928) „Uchodźcy” z 1882 r. czy namalowane w 1869 r. „Aresztowanie Franciszka II Rakoczego na zamku w Nagysáros” (magnat ten był w latach 1703-1711 przywódcą wielkiego powstania antyhabsburskiego na Węgrzech).

Obrazy pogrupowane zostały na ekspozycji pod kątem łączącej je tematyki, formy, trendów malarskich. Dzieła ilustrują stopniowy rozwój malarstwa węgierskiego od akademickiego, głównie portretowego, aż po kierunki awangardowe. Kolejne części wystawy podejmują taką problematykę, jak „Idealna przeszłość i realna teraźniejszość”, „Od realizmu do naturalizmu”, „Ćwiczenia malarskie w plenerze – Monachium, Nagybánya, Szolnok”, „Sny i wizje przełomu wieków”, „Urok Paryża – poszukiwanie nowoczesności na początku XX wieku”, „Od awangardy do neoklasycyzmu – poszukiwania po traktacie w Trianon”, „Liryzm i malarskość – dekada stabilizacji” oraz „Strach i niepokój – przeczucie nowej wojny”. Ekspozycja jest wspólnym projektem Muzeum Narodowego w Krakowie, Fundacji Sztuki Gabora Kovacsa oraz Węgierskiej Galerii Narodowej – Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Dopełniają je dzieła z Muzeum Historycznego Budapesztu.

Tytułowe stulecie obejmuje okres od 1836 do 1936 r., który nazywany jest „złotym wiekiem malarstwa węgierskiego”. Rozpoczęło się, jak mówi Laszlo Baan, dyr. gen. Muzeum Sztuk Pięknych – Węgierskiej Galerii Narodowej, „wraz z XIX-wiecznym przebudzeniem narodowym Węgrów, a zakończyło modernizmem XX wieku. (…) Przyjaźń Polaków i Węgrów nigdy nie kończyła się na urzędowym uścisku dłoni czy podpisaniu państwowych umów. Ta przyjaźń zawsze żyła i pulsowała, inspirowała do zadawania pytań i szukania na nie odpowiedzi, pobudzała do myślenia, umiała opowiadać i potrafiła wysłuchać. Przez stulecia w ten sposób prowadziliśmy ze sobą dialog, wspieraliśmy wzajemnie nasze rewolucje”. „Jak wiadomo, nas Węgrów, podobnie jak Polaków, historia najnowsza ciężko doświadczyła – mówi z kolei węgierski kurator ekspozycji Peter Fertoszogi. – Stąd wynikają nasze pewne opóźnienia. Jednak już na przełomie wieków XIX i XX nasza sztuka staje się równorzędna z europejską i światową”.

Dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie Andrzej Betlej uważa, że „wystawę można odczytywać jako swego rodzaju zwierciadło ukazujące główne nurty w sztuce i najważniejszych twórców, przedstawiające kierunki poszukiwań, żywy dialog tradycji i nowoczesności”. Myślę, że to bardzo trafna opinia, gdyż eksponowane tu dzieła rzeczywiście ukazują związki ówczesnego malarstwa węgierskiego z ekspresjonizmem, impresjonizmem, postimpresjonizmem, secesją, nurtami awangardowymi. Wędrując wśród zawieszonych na ścianach dzieł, zatrzymuję się dłużej przed obrazami Mihálya Munkácsyego (1844-1900) – „Martwa natura z kwiatami” oraz „Pejzaż z aleją i budynkiem” – realisty, który malował nie tylko krajobrazy i martwe natury, ale również piękne portrety i sceny rodzajowe. W początkowej fazie swej twórczości ukazywał walkę narodu węgierskiego o niepodległość; do tematyki tej powrócił ponownie pod koniec życia. Wśród dzieł bardziej znanych węgierskich twórców są także cztery obrazy Jánosa Vaszaryego (1867-1939), w którego twórczości odnajdujemy silne wpływy malarstwa francuskiego. Szczególnie zachwyciła mnie utrzymana w zieleniach urocza „Dziewczynka w ogrodzie warzywnym” z 1893 r., która skojarzyła mi się natychmiast z Mickiewiczowską Zosią z „Pana Tadeusza”. Vaszary uwieczniał także miejskie pejzaże, czego przykładem jest namalowana w intensywnych kolorach „Promenada I” z 1934 r.

Niezwykłe nastrojowe, wywołujące uczucie radości jest „Przebudzenie wiosny” z 1900 r. namalowane przez Istvána Csóka (1865-1961). Oto zakochana para spotyka się w sadzie na schadzce w porze kwitnienia drzew owocowych. Scena rozgrywa się pod baldachimem utkanym z delikatnych białych i różowych płatków kwiecia, wspartym na mocnych konarach drzewa. Elegancki mężczyzna o melancholijnym wyrazie twarzy siedzi pod drzewem na krześle, opierając rękę na stole. Odwrócona bokiem kobieta w żółtozłocistej sukni trzyma we wdzięcznej pozie naręcze bzu. Obydwoje zdają się tonąć w morzu tego wiosennego kwiecia, które odurza ich intensywnym zapachem.

Wzrok mój przykuł znajdujący się nieopodal zupełnie inny obraz, zatytułowany „Wdowa”, a namalowany w 1891 r. przez Jenö Jendrassika (1860-1919), który uchodzi za twórcę sentymentalnego i zachowawczego. Na sporych rozmiarów płótnie widzimy spowitą w czernie, przykrytą długim żałobnym welonem – nie widać jej twarzy – młodą klęczącą kobietę. Znajduje się najprawdopodobniej w kościele, o czym świadczy czerwona lampka w głębi oznaczająca Chrystusa w tabernakulum. O dziwo, nie widać jednak ani trumny, ani katafalku, tylko kwiaty w doniczkach, z których pospadało kilka listków. Pogrążonej w żałości wdowie przygląda się namalowana na drugim planie, ubrana na biało złotowłosa zadumana dziewczynka. Wygląda na alter ego kobiety z lat dzieciństwa, gdy patrzyła jeszcze na świat ufnymi oczami, marząc o wielkiej miłości i długim szczęśliwym życiu. Polacy mogliby w tym obrazie dostrzec alegorię żałoby narodowej matek Polek po wielkich zrywach powstańczych w XIX w.

Na wystawie podziwiamy XIX-wieczne malarstwo pejzażowe, m.in. dzieła Sándora Brodskiego (1819-1901), Antala Ligeti (1823-1890) czy Károlya Telepy (1828-1906), naturalistyczne bądź sielskie sceny z udziałem ludu, ale też portrety eleganckich dam i panów. Węgierscy twórcy omawianego okresu, podobnie jak polscy w tym czasie, często kształcili się w Monachium czy Paryżu, podpatrując tam najmodniejsze trendy uznanych mistrzów. Z kolei w miejscowości Nagybánya (dziś Baia Mare w Rumunii) działała na przełomie wieków malarska kolonia artystów tworzących w plenerze.

Wśród reprezentowanych na wystawie twórców młodszego pokolenia wyróżnić należy twórczość Béli Czóbela (1883-1976) i Lajosa Tihanyiego (1835-1938), którzy w pierwszych dekadach XX w. działali w ramach grupy Nyolcak (Ośmiu), inspirując się fowizmem (bardzo żywa, oderwana od rzeczywistości kolorystyka), a także ekspresjonizmem. Z kolei obraz „Akty” z ok. 1920 r. zmarłej młodo malarki Erzsébet Korb (1899-1925) stanowi dla mnie poruszający współczesny wizerunek zagubionych w świecie i bezradnych pierwszych ludzi – Adama i Ewy.

Wystawę zamykają mroczne prace Lajosa Vajdy (1908-1941) oraz Imre Amosa (1907-1944). Ten pierwszy poprzez obraz „Autoportret z gestem jak na ikonach” z 1936 r., wysyła widzowi swoiste ostrzeżenie przed mającą nadejść apokalipsą. „Sen o przywódcy niedźwiedzi” Amosa z 1937 r. przypomina w konwencji dziecięcy rysunek. Przedstawia surrealistyczną postać – na poły pierrota, na poły cyrkowego klauna tresującego gołębia – stojącą na… drzemiącej na leżance czerwono odzianej postaci; w tle widoczny jest niedźwiedź stojący na tylnych łapach. Namalowana w 1930 r. „Zima” ukazuje z kolei ponury zimowy pejzaż za oknem i nieprzytulne wnętrze pokoju – jakby świat wewnętrzny stanowił odbicie świata zewnętrznego. W lustrze toaletki odbija się trupia głowa z zamkniętymi oczami położona na oprawionej czarno książce z napisem „Ars una” (sztuka jest jedna; nawiązanie do łacińskiej sentencji Artis mille species. Ars una – sztuka jest jedna, lecz ma wiele postaci). Okazuje się, że to pośmiertna maska poety Endre Adyego (1877-1919), który zapoczątkował odrodzenie węgierskiej poezji, stworzył styl literacki nazwany przez niego „krytycznym patriotyzmem”. Te niewesołe dzieła zamykające wystawę oddają ówczesne nastroje społeczne, strach przed nadejściem wojny, która sieje śmierć. Jakże trafnie malarze ci przewidywali. Obaj umarli w czasie wojny.

 

Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum